1. Agonia

1.2K 51 10
                                    

Soundtrack: You are a memory - Message to Bears


Jeśli było coś, co w Strefie nigdy się nie zmieniało, to na pewno ciągnąca się w nieskończoność przygnębiająca monotonia. Przez te trzy lata zdążył przyzwyczaić się do zwyczajnej niezwyczajności tego miejsca i rytuałów codzienności, powtarzających się jak w pikolonym Dniu Świstaka. Wszystko w Strefie było tak irytująco przewidywalne, począwszy od jego codziennych zwiadów, poprzez comiesięczne przybycia nowych Streferów (zawsze o określonej porze!), aż po tygodniowy jadłospis w kuchni Patelniaka. Nigdy nic się nie zmieniało, może poza układem ścian w Labiryncie, i zaczął już wątpić w to, czy kiedykolwiek cokolwiek się jeszcze zmieni. Dlatego nigdy nie przypuszczał, że jeden całkowicie normalny dzień może tak bardzo odmienić to monotonne życie.

Kiedy chwycił w ramiona jej bezwładne, zakrwawione ciało i wyjął ją z Pudła, napadły go dziwne wspomnienia. Obrazy przeszłości, które Stwórcy brutalnie mu odebrali, znów pojawiły się w jego umyśle, budząc w nim nieznane uczucie. Nie czuł tego do żadnego z innych Streferów; jedynie widząc tę dziewczynę, spoglądając w jej lekko uchylone popielate oczy, był pewien, że już kiedyś ją spotkał. Znał ją, chociaż nie potrafił sobie przypomnieć żadnego faktu z nią związanego.

Wkroczywszy do nowo wybudowanego namiotu, ułożył na łóżku jej ciało, przypominające kruchą porcelanową lalkę. Nieustannie drżała; wstrząsały nią dreszcze zimna, a czoło było mokre od potu przez trawiącą ją gorączkę. Musnął dłonią jej rozpaloną twarz i od razu jak oparzony zabrał rękę. Odwrócił się ku Newtowi i Thomasowi, którzy wpatrywali się w niego z niepokojem i niecierpliwie rozejrzał się w poszukiwaniu Plastrów.

— Purwa mać, gdzie się podziały te dwa szczylniaki?! Niech ktoś po nich pójdzie! — wrzasnął do zbierających się przy wejściu gapiów, jednym spojrzeniem nakazując im wszystkim odejść i zająć się własnymi sprawami.

Po wydających się wiecznością minutach czekania Plastry w końcu wpadły do namiotu, omal nie potykając się o własne nogi. Obrzucił ich morderczym spojrzeniem, gdy podeszli do dziewczyny ze swoją apteczką.

— Już się tak nie bulwersuj — mruknął Jeff, jednak Minho rzucił mu kolejne wściekłe spojrzenie, przez co Plaster nie odezwał się już ani słowem.

Nieustannie obserwował każdy ich ruch, czuwał nad chorą z sercem gotowym w każdej chwili wyskoczyć z jego piersi. Plastry odkaziły ranę na karku i zabezpieczyły ją opatrunkiem, po czym obłożyły dziewczynę chłodnymi ręcznikami i zaczęły zbijać gorączkę silnymi lekami. Chociaż chora miała jedynie kilka zadrapań, jej stan był wręcz krytyczny. Bezwładnym ciałem nieustannie wstrząsały dreszcze zimna i bólu, nakazując jej zwijać się w nieopanowanej agonii.

Po kilku godzinach niecierpliwego czekania gorączka zaczęła spadać, a dziewczyna mogła wreszcie spokojnie oddać się w kojące ramiona Snu. Minho odetchnął z ulgą i nie przestając obserwować chorej, przerwał zapadłą w namiocie ciszę.

— Wiecie, co to, purwa, było? — Choć ton jego cichego i zachrypniętego szeptu był spokojny, wszyscy gwałtownie zadrżeli, gdy jego głos wyrwał ich z zamyślenia.

— Nie do końca — odpowiedział mu Clint niepewnym tonem, wymieniając z Jeffem spojrzenia. — Jest ranna, ale prócz rany na karku i kilku zadrapań, powinna być zdrowa. Jest za bardzo osłabiona jak na takie obrażenia. Niemożliwe, by Pudło tak na nią wpłynęło. Nie wygląda mi to też na zwykłe przeziębienie. Obawiam się, że coś musiało wydarzyć się... — Chłopak zawahał się przez chwilę. — ...wcześniej.

— Wcześniej? — wtrącił ponuro Newt. — Masz na myśli to, co się stało, zanim wsadzili ją do Pudła?

Clint pokiwał twierdząco głową, jednak z jego ust nie wydobyło się nawet najcichsze najkrótsze słowo. Spojrzenia wszystkich znowu utkwiły w chorej, której ciężkie oddechy były jedynymi dźwiękami w zaległym ciszą namiocie.

Destiny / The Maze Runner ff [Poprawiane]Where stories live. Discover now