- 20 -

15.2K 1.1K 444
                                    

Luke

Chyba wszyscy byliśmy przygnębieni powrotem do domu. Obóz był miłą odskocznią od codzienności i aż szkoda było zakończyć przyjemny odpoczynek. No, ale trzeba wrócić do pracy, do Londynu. Czekała nas szkoła, nagrywanie, wywiady i ta dziwna normalność, za którą mimo wszystko odrobinę zatęskniliśmy.

Właśnie wysadziliśmy pod supermarketem Mike'a, Adę i Caluma. Mieli zrobić jakieś małe zakupy, a potem wrócą piechotą do domu. Rose mieszkała jakiś kawałek od Irwinów, więc uznała, że wysiądzie pod ich domem, a ja... Gabriella powiedziała, że jeżeli chcę, to mogę do nich przyjść. Uznałem - czemu nie? Wszystko szło w zaskakująco dobrym kierunku, więc dlaczego nie polepszyć ostatnich sytuacji?

Ashton zatrzymał się pod swoim domem i westchnął ciężko.

- Kocham to, co robimy - powiedział, kręcąc głową. - Ale nie chce mi się wracać do Londynu.

- A ja chcę. Uwielbiam Londyn, uwielbiam Anglię - odpowiedziała Gabie, odpinając pasy. - I nie mogę się doczekać, aż pójdę do nowej szkoły.

- Jakim cudem jesteś moją siostrą? - mruknął, a ja zaśmiałem się pod nosem.

- Też zadaję sobie to pytanie. Urody po tobie nie ma - rzuciłem. Zobaczyłem w lusterku oburzone spojrzenie Asha. Puściłem mu oczko i wysiadłem z resztą.

Jak dobrze było wrócić. Lubiłem wakacje, ale jeszcze bardziej lubiłem nasze życie w domu czy w Sydney. Kiedy już wpadniemy w natłok roboty i tej codzienności, to wszystko pójdzie gładko. Naprawdę nie mogłem się tego doczekać, szczególnie teraz gdy wiedziałem, że Gabie wraca z nami, a więc mam więcej czasu, żeby poprawić nasze relacje lub ba, wskoczyć na wyższy level.

- To... dzięki za zaproszenie - powiedziała Rose. Objęła szybko brunetkę, a potem mnie i Ashtona. Spojrzała na niego pytająco. - Więc...

- Widzimy się jutro - rzucił, a ja uniosłem brwi, nie mogąc powstrzymać głupiego uśmiechu.

Dziwnie się czułem z tym, że Ash ma zamiar zacząć umawiać się z moją byłą, ale cieszyłem się, że wreszcie sobie wszystko wyjaśnili. Pożegnaliśmy się z Rosalie, po czym ruszyliśmy w stronę domu.

Weszliśmy do środka; już na korytarzu dało się wyczuć przyjemny zapach pieczonej szarlotki. Uwielbiałem dom Irwinów - zawsze pachniało w nim świetnymi wypiekami, którymi mama Ashtona zawsze mnie częstowała. Gabie wystrzeliła do przodu, jakby pomyślała o tym, co ja. Wiedziałem, że miała świetny kontakt z mamą. Pewnie chciała się nacieszyć jej obecnością.

- Och, wróciliście, nareszcie! - Usłyszałem głos pani Irwin. Zatrzymałem się przed wejściem do kuchni.

- Jesteś pewien, że mogę tu być? - zapytałem Ashtona.

- A czemu niby nie? - Popatrzył na mnie jak na ostatniego kretyna. - Dobrze się czujesz? Przecież byłeś tutaj przed wyjazdem.

- No tak. Zapomniałem - wymamrotałem.

Szatyn wywrócił oczami. Boże, czy on naprawdę musi zachowywać się jak skończona baba? Wszedł do kuchni, a ja zaraz za nim. Gabie właśnie kucnęła przed piekarnikiem, przyglądając się rosnącym babeczkom. Na blacie stała gotowa szarlotka. Tak się zapatrzyłem, że zupełnie zapomniałem się przywitać.

- Luke! Miło cię znów widzieć. Jak tam sprawy... Znaczy, jak się czujesz? - zapytała, odwracając się do nas tyłem. Ash spojrzał na swoją mamę z rozbawieniem.

- W porządku - powiedziałem powoli. Zapewne myślała o rozmowie, którą odbyliśmy przed wyjazdem. Boże. Gabriella podniosła się i spojrzała na mnie, a potem na rodzicielkę.

• Remind Love • L. H. ✓Where stories live. Discover now