Prolog

333 18 2
                                    


   To uczucie było znacznie lepsze niż orgazm, pierwsza kreska amfetaminy czy szczęście. Wypełniało po brzegi, rozlewało się razem ze śmiechem i pachniało oszczanymi portkami. Pełzało po ścianach i taśmie zaklejonej na ustach. Wyglądało jak mężczyzna przywiązany do krzesełka, zbyt przerażony by płakać i próbować błagać o pomoc. To uczucie to władza. Posiadanie magicznej kontroli nad życiem, zabawa w boga.

   -Oj błagam, zamknijcie się!-krzyczałam, chcąc uciszyć natarczywe głosy w mojej głowie. Jak zawsze odzywały się w najmniej odpowiednim momencie, podpowiadając, że powinnam zająć się wszystkim sama.

    -Nie wolno mi robić nic bez Mr J!-tupnęłam nogą, zdrowo zdenerwowana. Dlaczego nikt nie potrafił zrozumieć, że nie liczy się co ludzie chcą tylko to co Mr J powie?

    Pojmany mężczyzna błądził zdesperowanym wzrokiem po pomieszczeniu oczyszczonym z wszelkiego sprzętu. Na suficie wisiała jedynie ogołocona żarówka, która ledwo rozproszała mrok środka sali, pozostawiając kąty w egipskich ciemnościach.

    Minuty mijały, następnie godziny, a ja zdecydowanie zarysowałam każdy możliwy skrawek ścian.

    -Może Mr J znów żartuje?-zastanawiałam się na głos, skacząc dookoła nieszczęśnika i nie pozwalając mu zasnąć bolesnymi uderzeniami bejsbolu po kończynach. W końcu i to zaczęło być nudne, a głosy przybrały na sile.

    Godziny mijały, następnie dnie, a Mr J nie pojawiał się. Posprzątałam i wyszłam, żeby zderzyć się z brutalną rzeczywistością. Więcej nie widziałam Go, ale w głowie wciąż odbija mi się śmiech i słowa: Oh Harley, Harley, to tylko żart! Tak, tylko tym razem sama padłam ofiarą żartu.

DysfunctionalWhere stories live. Discover now