Rozdział III

221 26 18
                                    

Muzyka
Florence and the Machine - Stand by Me

Ben

Dość zimny poranek, na dworze jeszcze padało. Bałem się trochę o pogodę, a mianowicie jak to będzie z naszym spotkaniem w Sopocie... Robiłem żwawo brzuszki w akompaniamencie muzyki z Tu Jedynki. Nie jadłem nawet śniadania, bo wyznawałem zasadę, (ba, do teraz to robię) że pierwszy  posiłek dnia musi być nie tylko sycący, ale satysfakcjonujący. Bo kto po ciężkich ćwiczeniach nie ma ochoty się nawpierdalać jak dziki wieprz?

Chyba obudziłem wujka, bo po chwili wkroczył do mojej sypialni w szlafroku, z kubkiem kawy w ręku i grymasem niewyspania na twarzy.

- Chryste, Ben, scisz to trochę - jęknął ciężko, ziewając.

W odpowiedzi tylko cicho parsknąłem śmiechem i podgłośniłem radio jeszcze mocniej.

Luke Skywalker przewrócił oczami i spytał:

- Chcesz coś do jedzenia?

- Yhy - mruknąłem twierdząco.

- To idź do GS-u bo nic nie ma - mężczyzna uśmiechnął się szyderczo.

- Nigdzie nie idę - prychnąłem, robiąc gwałtowny, dramatyczny wymach włosami.

- No to nie zjesz - mój wujek jedynie wzruszył ramionami i wyszedł z pokoju.

Głupi, stary pierd. Prychnąłem najgłośniej jak mogłem, żeby wyrazić, gdzie go mam.

Poprzedniego dnia potwierdziły się me najgorsze obawy, wujek odkrył, że palę. Wyrzucił wszystkie moje szlugi za okno, powiedział, że robi to "dla mojego dobra" i mam się cieszyć, bo (podobno, nie bardzo mu kurwa wierzyłem) nie podkabluje mamie. Miałem ochotę się powiesić, znowu będę musiał kręcić ze "zgubionym dowodem". Chciał jeszcze dodać, że jeśli będę palić w wieku szesnastu lat to skończę jak ojciec, ale się od tego powstrzymał. Jakby mój rodziciel w pace był tematem tabu.

Z powrotem sciszyłem odbiornik i postanowiłem zakończyć ćwiczenia na dziś. Przeciągnąłem się jeszcze, głośno przy tym ziewając.

Narzuciłem moją nierozłączną, znoszoną dżinsową kurtkę, a na nogi wcisnąłem parę spranych, białych tenisówek. No cóż, bywa, że trzeba ruszyć w końcu dupsko.

*****

Wolno żułem bułkę z powidłami, wpatrując się w okno. Przestało padać, ale na dworze nadal było niczym w Krainie Deszczowców.
Westchnąłem ciężko. Nawet pogoda odwraca się do mnie odbytem.

Obserwowałem chwilę mojego wujka gdy oglądał telewizję. Odnosiłem wrażenie, że ten szlafrok był do niego przyszyty czy co. Przecież jak inaczej wytłumaczysz to, że nosi go nawet gdy wyjdzie z domu? Już nie mówiąc o tym, że miał zarost, jakiego nie powstydziłby się sam Robinson Crusoe.

*****

- Długo jeszcze będziesz się tak pizdrzył przed tym lustrem? - spytał wujek, krzyżując ramiona na piersi - Rozumiem, randka i w ogóle, ale... Watpie, żeby Rey polubiła tak wypindaczonego ciebie.

Zaśmiałem się pod nosem. Pomysł, żeby skłamać, z kim tak naprawdę wychodzę na randkę według mnie był genialny. Nieważne, że Rey, gdy przybędziemy na miejsce, dowie się o prawdziwym obiekcie moich westchnień. Po prostu musi zrozumieć, że nie chcę, by ktokolwiek wiedział, że zakochałem się w... chłopaku. I do tego rudym. A poza tym nie mówiłem jej wprost "hej, Rey, chcę wyjść z tobą na randez vous"

[KYLUX] [AU] Niech nikt się nie dowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz