Rozdział II - Zmartwienia

218 27 7
                                    

Muzyka
Depeche Mode - Lie to Me

Hux

Okazując emocje eksponowałem swe słabości. Swoją niepewność siebie, delikatność. Swoje zmartwienia. To, że poza kujonem i gburem nie byłem nikim innym.
Zatem postanowiłem cały czas przywdziewać chłodną, surową maskę nieczułości i apatii. Udawanie, że coś mnie nie obchodzi było łatwiejsze, niż wyrażenie swej opinii.

Czasami tego żałowałem, powoli traciłem zdolność do zachowywania się... względnie normalnie.

Na przykład teraz. Dałem się ponieść, chwyciłem go za rękę. Dlaczego to zrobiłem..? Dlaczego moje serce tak przyspieszyło..? Przecież... Mijaliśmy się prawie codziennie, nie rozmawialiśmy...

Biegnąc prawie przewróciłem się przynajmniej z trzy razy. Nigdy nie było u mnie dobrze z kondycją, z wuefu cudem dostałem czwórkę.

Zatrzymałem się, gdy poczułem, że już całkiem brak mi tchu. Zdziwiłem się, jak daleko zaszedłem. Padłem na najbliższą ławkę, byłem wykończony. Omiotłem swoje otoczenie wzrokiem w poszukiwaniu telefonu. Musiałem zadzwonić do ojca, w końcu wątpię, by tramwaje jeździły o dwudziestej drugiej. Jest. Podszedłem do aparatu, wrzuciłem monetę i wykręciłem numer.
Swoją rozmowę z ojcem ograniczyłem do:

" - Cześć, tato, podwiózłbyś mnie do domu?
- Dobra, czekam."

Oczekując przybycia beżowego Volkswagena ojca postanowiłem włączyć kasetę Lady Pank, którą miałem w to....

Kurwa, pomyślałem, przetrząsując moją czarną torbę na ramię.

Wypadła mi.

Westchnąłem ciężko i zapaliłem papierosa w ramach odstresowania. Musiałem to jeszcze raz przemyśleć, na spokojnie.

Cholera, to było takie dziwne.

Co mogłem zrobić? Przeprosić? "Przepraszam, Kylo, za to, że niczym rasowy pedofil złapałem cię za rękę"? Bez sensu.
I tak nie przyszedłby drugi raz w to samo miejsce, a nie mieliśmy jak się skontaktować.

Siedziałem na tej prawie że spróchniałej ławce, póki nie zauważyłem sylwetki auta mojego ojca zbliżającej się do promenady.

To nawet lepiej, pomyślałem wstając i gasząc papierosa i wyrzucając niedopałek w krzaki tak, by broń Boże nie zobaczył tego pan Brendol Hux. Przynajmniej zaoszczędzę sobie kłopotów... Koniec naszej znajomości.

Oj, jak bardzo się myliłeś, Armie.

*****

Wszedłem do mieszkania na okres wakacji pełniącego funkcję naszego lokum. Ojciec tylko mruknął mamie "cześć" i udał się do łazienki. Gdy tylko mnie zobaczyła, zaczęła:

- Rany, ARMITAGE! - wydarła się na mnie - Dlaczego wracasz tak późno, co?

- Przepraszam - odparłem, tym samym co zwykle tonem, po czym lakonicznie skłamałem - Zasnąłem.

Gizela Hux przewróciła oczami i wróciła do malowania swych paznokci u stóp na wiśniowoczerwony kolor. Najwyraźniej zażenowało ją to piekielnie sztuczne kłamstwo. Zdziwiłem się, że całkiem przymknęła oko na mój występek.

- Jadłeś coś? - spytała, piłując paznokieć dużego palca u nogi.

- Poradzę sobie - mruknąłem, odchodząc do swojej sypialni.

[KYLUX] [AU] Niech nikt się nie dowie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz