Rozdział 4

546 80 19
                                    

W moim domu panowała szarość, to znaczy, artysta zawsze to wyczuje a nawet ujrzy bardziej gdy przekroczy próg mieszkania. Nie chodziło o nic zewnętrznego, nie chodziło o wystrój chodziło o samą atmosferę. Dobrze widziałem po minie Ashtona, że to czuje i nie jest zadowolony. Od momentu gdy wyrzucili mnie z pracy powiedziałem blondynowi, że muszę jechać do domu, bolało mnie coraz bardziej jednakże ten postanowił uczynić to samo, nie chciał mnie zostawić. Zgodziłem się. Szykowałem nam herbaty gdy Irwin wolnymi krokami oglądał mieszkanie, nie przeszkadzało mi to w żadnym wypadku. Kątem oka widziałem jak podszedł do parapetu, na którym leżała moja ulubiona książka. Uśmiechnął się delikatnie biorąc ją do rąk, a widząc że jest czymś zajęty wróciłem do kolejnych czynności. Wyciągałem kubki, szukałem opakowań co trochę mi zajęło przez to, że przerzuciłem się na kawę, a herbaty pochowałem po wszystkich możliwych kątach domu.

- Im większe w człowieku wewnętrzne roz­bi­cie, poczu­cie włas­nej słabości, niepew­ności i lęk, tym większa tęskno­ta za czymś, co go z pow­ro­tem sca­li, da pew­ność i wiarę w siebie - usłyszałem głos blondyna co sprawiło, że zmarszczyłem brew. Zaraz, no tak mój dziennik. Wcale go nie interesowała książka, a to co piszę. Od paru tygodni nic w nim nie napisałem jednakże po zdarzeniu z Ashtonem codziennie wpisywałem różne cytaty pod swoimi krótkimi wypowiedziami jak bardzo za nim tęsknię. Znajdowało się tam mnóstwo różnych opisów. W dużej części spisywałem te sobotnie dnie. Były one poświęcone dla niego. Przymknąłem delikatnie oczy jednak szybko je otworzyłem i kontynuowałem czynność

- Two­ja tęskno­ta ma niewiele wspólne­go z tęsknieniem - odparłem cicho ale wystarczająco by blondyn mógł to usłyszeć. Doskonale wiedziałem, na której stronie otworzył dziennik. To były te pierwsze momenty, najgorsze. Znajdowało się tam chyba najwięcej cytatów. Westchnąłem ciężko kiedy przeleciało mi całe pięć lat przed oczami przez obecną sytuację jednakże nałożyłem na twarz uśmiech i odwróciłem głowę w stronę blondyna. Jego skupienie było nie do opisania. Było widać, że jest tym zainteresowany, a wręcz potrzebuje tego przeczytać. Ten widok uderzył niesamowicie w moje serce. Kiedy tylko przewracał następną stronę jego twarz wyrażała coraz więcej emocji. W moich oczach czułem łzy. Niedaleko mnie siedziała osoba czytająca wszystko to co o niej myślałem, myślę i będę myśleć. Chyba dopiero w tym momencie poczułem jak tęskniłem. Tęsknota, którą czułem przez te lata była niczym bo to uczucie, które mną teraz zawładnęło było jeszcze silniejsze. Irwin był w połowie kiedy postanowił na mnie spojrzeć. Stałem w bez ruchu, a z moich oczu wypływały pojedyncze łzy. Bałem się, że to wszystko sen. Czy snem były jego piękne oczy które były skierowane na mnie? Czułem się tak bezbronnie, niewinnie. Miałem ochotę po prostu zakopać się pod kocem i wyrzucić z siebie te emocje. Zacisnąłem mocno powieki czując więcej łez jednakże nagle poczułem, że znajduję się w ramionach Ashtona. Mężczyzna przytulał mnie do swojego ciała bardzo mocno, a ja po pięciu latach w końcu poczułem się bezpiecznie. Objąłem go niepewnie ale w pewnej chwili po prostu uległem uczuciom. Wszystkie emocje, które zawsze wylewałem poprzez dziennik, picie czy właśnie poprzez łzy mogłem spełnić tutaj. Ponownie otworzyłem przed nim tą wrażliwą stronę mnie i płakałem w jego ramię. Żaden człowiek nie byłby w stanie opisać tego uczucia. Niesamowite? Cudowne? Niemożliwe? To za mało. Nie miał zamiaru mnie puścić, nie chciał. Poczułem się znowu kimś w jego oczach, poczułem się ważny.

- To właśnie tęskno­ta dot­le­nia uczucie - blondyn wyszeptał te słowa nieustannie mnie do siebie przytulając. Moje serce się rozpłynęło i tak naprawdę nie wiedziałem co ze sobą zrobić Te słowa miały coś pokazać? Miałem coś przez nie rozumieć? Ciężko oddychało mi się przez łzy jednakże w pewnym momencie poczułem delikatnie dłonie na swoich policzkach. Ashton wciąż był blisko mnie ale sprawił bym mógł na niego patrzyć. W jego oczach znajdowały się iskierki, które chciały się wydostać. Patrzył na mnie jak na kogoś najważniejszego, znałem to spojrzenie przez co moje serce nie potrafiło wytrzymać. Uśmiechnąłem się do niego ponuro zaś on otarł kciukami moje łzy - Naj­piękniej­szych chwil w życiu nie zap­la­nujesz. One przyjdą same - odparł, a następnie pogładził bardzo powoli mój policzek.

- Wyglądasz te­raz piękniej, niż w rzeczywistości - wyszeptałem naprawdę szczerze nie mając zamiaru ani na chwilę odwrócić od niego wzroku. Chyba nigdy w życiu nie byłem tak szczery ze swoimi uczuciami jak teraz. To co się działo było dla mnie niepojęte jak i z lekka niezrozumiałe. Co miałem robić? Dalej się ze wszystkim ukrywać bądź być podpasowanym? Miałem okazję, ostatnią czy jedyną? Trzeba było ją tak czy siak wykorzystać. Irwin uniósł lekko kąciki ust w górę co świadczyło o uśmiechu, który był przepełniony uczuciem. Ponownie pogładził mój policzek, a ja położyłem swoją dłoń na jego ramieniu. Był taki ciepły. Sekundę później moja ręka znajdowała się na jego szyi, a on na ten gest poszerzył swój czuły uśmiech. Dotykając Ashtona czułem się jak w niebie, w niebie do którego nie miałem dostępu przez pięć lat. Bezpieczeństwo jakie mnie otaczało było czymś nadzwyczajnym i miało spotykanym w moim życiu. Blondyn nic już nie mówił, a pokazywał poprzez gesty natomiast w pewnej chwili jego gest nie był do przewidzenia. Złożył na moim czole długi oraz ciepły pocałunek. Natychmiastowo przymknąłem oczy i pozwoliłem odetchnąć. Całe dobro wraca. Moje ciało przeszedł dreszcz przez to, że pocałunek był mi obcy. Nie czułem tak dawno jakiejkolwiek czułości. Owinąłem swoimi rękami jego szyje, a dłonie położyłem na karku, który zacząłem powoli gładzić. Po tej pewnej chwili znów mogłem na niego spojrzeć. Jego spokój, czułość były czymś zaskakującym. Przybliżył mnie do swojego ciała bliżej, a ja cicho westchnąłem. Tak naprawdę na moment kiedy on mnie chociażby tak przytuli czekałem naprawdę długo, a nie wspomnę o tych cudownych słowach i gestach. Staliśmy w ciszy patrząc na siebie. Jedyne co było słychać to nasze równe oddechy i cichy wiatr. Posłałem Irwinowi uśmiech, a on widząc to rozszerzył szczęśliwie swoje źrenice jakby właśnie tylko na to czekał. To była sekunda kiedy zrobił się tak szczęśliwy. Ujął moją twarz w dłonie, a ja chcąc coś powiedzieć nie zostałem do tego dopuszczony bo moje wargi zostały uciszone przez jego. Ten smak, to ciepło. Czekałem na tą chwilę od zawsze. Zacząłem namiętnie gładzić jego kark. Ogarnęło mnie największe szczęście na tej planecie. Nie myślałem o niczym innym niż o naszej dwójce teraz. Nie chciałem niczego przywoływać po prostu tkwiłem w tym niesamowitym pocałunku chcąc by trwał wiecznie.

----------------

Dobry wieczór wszystkim!

Tak tak tak wiem, że rozdział dość krótki w porównaniu do innych ale halo!! CASHTON TOTALLY!!

Nie zdajecie sobie sprawy jak właśnie ujęcie takiej małej sceny w tym rozdziale było dla mnie emocjonujące! Cholernie potrzebowałam takiej słodkiej odskoczni! Nie martwcie się, rozdziały dalej będą takie długie po prostu wiem, że i wam przyda się taki rozdział!

Jak się podoba?

Do następnego!

Tamarka/@irwselnix

finding love // cashtonΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα