Mgliste Wybrzeże

Start from the beginning
                                    

- Molay. Spójrz na mnie. 

Podniosłam nieco głowę. Oczy Ciela lśniły demonicznym blaskiem, a karmazynowa poświata odbijała się od jego kości policzkowych i łuku brwiowego. Wzdrygnęłam się. Wyglądał naprawdę przerażająco.

- Nic nie kombinujesz, prawda? - zapytał niskim głosem, pochylając się w moją stronę. - Chyba nie chcesz mnie zdradzić i zaprzepaścić szansy na wolność dla profesora?

- Oczywiście, że nie - prychnęłam i skrzyżowałam ręce. Ochota na grę, o ile w ogóle takową miałam, przeszła całkowicie. - Nie mam zamiaru ryzykować.

-To dobrze. Twoje rozumowanie świadczy o tym, że jednak czegoś się nauczyłaś przez te kilkanaście tygodni. 

Zamilkliśmy i tylko odgłosy świerszczy oraz gniewny, pełen żalu krzyk Grella zakłócał ciszę. 

- Co chcesz zrobić, kiedy skończymy naszą współpracę?

- Współpracę? - Przewróciłam oczami. - Ciężko to nazwać współpracą... Raczej przymusem. 

- To nie jest odpowiedź na moje pytanie - rzucił ostro hrabia.

Westchnęłam ciężko i wzruszyłam ramionami, odwracając się w stronę okna wychodzącego na ogród i delikatnie pofalowane wzgórza. Co zamierzałam począć ze swoim życiem, kiedy to szaleństwo dobiegnie końca? Świetne pytanie.

- Nie wiem - odparłam w końcu. - Pewnie wrócę na europejski szlak. Albo pojadę do Egiptu? Profesor miał tam znajomości i może mogłabym zacząć nowe życie? Cóż, cały świat czeka.

- A co, jeżeli zaproponowałbym ci coś innego? - spytał Phantomhive, pochylając się i kładąc łokcie na stoliku. 

- To znaczy? - Przybrałam taką samą pozycję co Ciel. Szczerze mnie zainteresował.

- Szkoda twojej ciągle budzącej się krwi i rozwijających mocy, Molay. Dlatego też wolałbym, żebyś została ze mną. I znowu wytrzeszczasz oczy w ten głupi sposób. Natychmiast przestań. 

- Bo nie rozumiem, po co mam zostać.

- Po to, że całkowicie obudzimy twoją demoniczną esencję i Sebastian nauczy cię jak z niej korzystać. Jeżeli mam wybierać pomiędzy służbą jednego demona, a dwóch, zawsze wybiorę dwa. - Ciel wykrzywił usta we wrednym uśmiechu. 

- Zgodnie z umową będę miała wolną rękę i nie wydaje mi się, żebym chciała tu zostać.

- O jaką umowę ci chodzi, Molay?

- CO?!

Hrabia zaśmiał się i pokręcił głową rozbawiony.

- Zawarliśmy kontrakt? Spisaliśmy go? 

- Nie - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

- Więc mogę zmienić zasady w każdej chwili. Kiedy tylko mi się spodoba. I wiesz, co jest najzabawniejsze? Że trzymam cię w szachu. Mówiłem ci, że to ja jestem graczem, a wy moimi pionkami i od tamtej pory nic się nie zmieniło. Oczywiście, jeżeli moja propozycja ci się nie spodoba, będziesz mogła odejść, ale dusza Ogilvie przepadnie. 

- I niby mam ci wierzyć? - fuknęłam. 

Na usta Ciela wpłynął szeroki, drapieżny uśmieszek. Patrzył się, jakby chciał mnie pożreć. Zmarszczyłam brwi. Kątem oka w szybie dostrzegłam dwa czerwone punkty - moje spojrzenie. Zerknęłam na swoje dłonie. Paznokcie mi się wydłużyły, a palce zgrubiały. Pośpiesznie cofnęłam ręce i schowałam je pod stolikiem.

- Wstydzisz się, Molay? Niepotrzebnie. Właśnie to chciałem osiągnąć w twoim przypadku. To i jeszcze więcej. Bo widzisz, zawsze dostaję to, czego chcę. Z tobą będzie tak samo. Możemy się dogadać, możemy zawrzeć pakt, jak tylko ci się podoba. Efekt będzie taki sam.

Akuma Hanta: KuroshitsujiWhere stories live. Discover now