Rozdział XIII

642 37 0
                                    

-Newt... o co tutaj chodzi, co to purwa było? - zapytałam zaniepokojona całą tą sytuacją. Chłopak siedział teraz na łóżku obok Robin i wycierał krew, która jeszcze chwilę temu spływała mu po karku. Biała szmatka szybko zmieniła kolor na różowy, a po kilku sekundach, na czerwony.

Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że Plaster nie zauważył żadnego rozcięcia na karku chłopaka. Wyglądało to tak, jakby krew wyciekała z tatuażu, który jeszcze kiedyś był czarny. Teraz jego barwa zmieniła się na bordowy... taki sam jak u Robin.

Newt popatrzył się na dziewczynę siedzącą na prawo od niego. Teraz, podciągnęła kolana pod brodę i cały czas patrzyła się pięknymi, zielonymi oczami w jeden punkt. Jakby była tutaj obecna tylko ciałem.

-Ja... ja sam nie wiem. To było tak, jakby... - blondyn zamyślił się na chwilę - ...ktoś pokazał mi kilka zdjęć przed oczami. Niektóre były niewyraźne, a inne nie miały sensu. Kilka obrazów z czasów mojego dzieciństwa, trochę więcej z czasów, kiedy siedziałem w jakimś ośrodku. Ze cztery migawki jakiejś przestrzeni... chyba jakiegoś wyjścia. Korytarze, ściany i zakręty - labirynt. Plan jakiegoś miejsca. Przypadkowe liczby: 1634587.  A na koniec ona. - wskazał palcem na Robin - Sceny z jej życia. Pierwsze kroki... później adopcja, sześć z czasu, kiedy uczyła się w jakimś... sam nie wiem... laboratorium? Znowu sceny, tym razem na rozdaniu jakiś dyplomów.
Pierwszy pocałunek, potem rozstanie... rozpoczęcie pracy... - Newt popatrzył się na ścianę zamglonym wzrokiem - Zdjęcie listu, który napisała do Remilly... sukienka wisząca w szafie zamkniętej na kłódkę. A potem nic. Zupełna pustka. Jakby umarła, a jej życie skończyło się wraz  z jedną chwilą. Choćby ktoś przeciął nożyczkami nić, która łączyła fragmenty jej życia.

Powiedział tylko tyle. Opadł na łóżko i przymknął swoje powieki. Wydawało mi się, że nic już nie powie i poprostu zaśnie. Nastała niezręczna cisza, której ani ja, ani Minho nie potrafiliśmy przerwać.

-Robin. - powiedział blondyn - Ona nazywa się Robin...

-Newt, - zaczął azjata - my już to wiemy. Ja... my kiedyś ją znaliśmy. Jeszcze na długo przed labiryntem.

Leżący na łóżku chłopak szybko usiadł i szeroko otworzył oczy. Popatrzył najpierw na mnie, a potem na swojego przyjaciela... i znowu przeniósł swój wzrok na mnie.

-Jak? Jak wy możecie to pamiętać? - dziwił się blondyn - Przecież to jest... - nie dokończył zdania, ponieważ uświadomił sobie, że sam odzyskał drobne, tak naprawdę nic nie znaczące fragmenty swojego życia.

-Newt, to, co ja zobaczyłem nie było bezpośrednio związane ze mną. - powiedział Minho, ale na chwilę przerwał, zastanawiając się zapewne nad doborem właściwych słów - Widziałem życie Rem. Może nie całe, ale zawsze lepsze to niż nic. Kilka wyrwanych z całości scen, z których wynikało, że wcześniej i ja, i Remilly przyjaźniliśmy się z Robin.

-Ja was nie pamiętam. - odrzekła szeptem dziewczyna. Odezwała się po raz pierwszy od trzech dni. Przeczesała dłonią sklejone krwią, czarne włosy i chwyciła się za głowę. Po jej policzku spłynęła łza, ktora wyraźnie zaznaczyła swoją trasę na bladej twarzy - Ja nie pamiętam już prawie niczego... nie wiem nawet kim jestem... widziałam tam tylko jego. - wskazała palcem na Newta, jednak ciągle, uporczywie przygladała się białej ścianie.

Miała bardzo ładny głos. Nie zauważyłam tego wcześniej. Bez problemu potrafiłaby nim uspokoić całą Strefę. Było w nim coś takiego... chciało się wierzyć we wszystko, co powie.

Głos zupełnie nie szedł w parze z jej wyglądem. Miała bardzo nietypową urodę. Pierwszą rzeczą, która przyciągała twoją uwagę, były oczy. Naprawdę duże, o kolorze dojrzałej trawy, otoczone wachlarzem czarnych jak smoła rzęs. Malinowe, pełne usta kontrastowały z bardzo bladą skórą, opinającą delikatnie wystające kości policzkowe. Na małym, prostym nosku, miejsce zajęło kilka drobnych, brązowych piegów. Długie, czarne włosy tworzyły swojego rodzaju kurtynę, która z obu stron opadała łagodnie na twarz. Surowego wyglądu dodawał jej rozmazany pod oczami czarny tusz do rzęs. Była... ładna. Tak, była naprawdę ładna. To nietypowe połączenie ciemnych włosów i zielonych oczu było intrygujące. Musiałeś zatrzymać się na chwilę i się jej poprzyglądać. Nie dało się obok niej przejść obojętnie.

-Dobra, moi drodzy. - do pomieszczenia wparował Klint - Koniec wizyty, Newt i Njubi muszą odpocząć. No już!

-Ale my jeszcz... - próbowałam przekonać Plastra.

-Żadnego ale! Do widzenia mówię! W tej chwili!

Spojrzałam na Minho. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale ugryzł się w język. Spóściłam głowę i powolnym krokiem ruszyłam za azjatą do wyjścia. W progu spojrzałam jeszcze na pacjentów. Newt znowu leżał na swoim łóżku, a Robin siedziała z podkulonymi nogami i nerwowo wykręcała sobie palce u dłoni. Nic nie wskazywało na to, że będą prosić Klinta o kilka dodatkowych minut rozmowy. Nie dziwie się im. Pewnie chcą sobie w spokoju odpocząć.

-To... jest dopiero dziewiąta... masz może ochotę na małą wycieczkę do labiryntu? - zapytał Minho, gdy tylko wyszliśmy ze szpitala.

-W sumie to dlaczego nie? - uśmiechnęłam się do niego - Daj mi tylko pięć minut. Muszę się trochę ogarnąć.

-Typowa baba. - mruknął pod nosem.

-Co proszę?! - odpowiedziałam oburzona - Co ty powiedziałeś?

-Nic, nic kochanie... - azjata chciał dać mi buziaka w czoło, ale ja się od niego odsunęłam.

-Ej, Remiś! Umówiliśmy się, że żadne z nas nie będzie uciekać! Co to ma znaczyć? Hmm?

-To nie była ucieczka Minho... to był odwrót taktyczny. - uśmiechnęłam się pod nosem.

-Czyli tak teraz mówimy na tchórzostwo! Ale dobra, jak nie chcesz całusa, to się wypchaj. Już więcej nie dostaniesz. - założył ręce na piersi i zrobił minę obrażonego sześciolatka.

-To nie jest tchórzostwo. Ja idę się przygotować, a ty tutaj na mnie grzecznie poczekasz. Prawda Minhoś?

-A mam purwa inne wyjście? Wydaję mi się, że nie. - zgromiłam go spojrzeniem - Dobra, żartuje. Wracaj tylko szybko, bo uschne tutaj z tęsknoty, kwiatuszku ty mój.

Przewróciłam tylko oczami a azjata wybuchnął głośnym śmiechem. Dostał z łokcia w bok, przez co zaczął śmiać się jeszcze głośniej. Obrażona, udałam się w kierunku pokoju Map, w którym trzymałam swoje ubrania do biegania. Kiedy dotarłam do ciężkich, metalowych drzwi, z trudem mogłam je sama otworzyć. Zazwyczaj ktoś robił to za mnie, a mówiąc ktoś, mam na myśli Minho.

Po jakiś dwóch minutach siłowania się z pikolonym wejściem, nareszcie weszłam do środka. Zapaliłam światło i ruszyłam w stronę mojego kuferka. Wyjęłam z niego swój plecak, buty do błagania i bardziej dopasowane ubrania.

Podeszłam do parawanu, który znajdował się w kącie pomieszczenia i skrywając się za nim, zaczęłam się przebierać.

-Em... Remilly, mogę wejść? - był to głos Alby'ego.

-Nie! - krzyknęłam trochę za szybko i za głośno - Nawet nie waż mi się tutaj włazić!

-Dobra, spokojnie. Chciałem tylko powiedzieć, że dzisiaj idę z wami do labiryntu. Muszę sprawdzić jedną rzecz, ogay?

-Daj mi minutę... albo idź poszukaj Chinola. Zaraz do was dołączę.

-Już mnie nie ma. - powiedział, a ja usłyszałam ciche kroki.

Szybko wciągnęłam przez głowę dopasowaną, fioletową koszulkę. Zawiazałam sznurówki, zgarnęłam swój plecak i truchtem ruszyłam do miejsca, gdzie zostawiłam Minho, uprzednio zamykając drzwi.

Kiedy tam dotarłam, azjata zarzucił mi rękę na ramię i dał buziaka w czubek głowy.

-Masz strasznie słabą wolę. "Nie dostaniesz już całusa, wypchaj się nim" - powiedziałam przesmiewczo i zaśmiałam się, spinając włosy w wysokiego kucyka.

-I teraz oczekuję tego samego. - chłopak przyłożył palec wskazujący do swojego lewego policzka. Przewróciłam oczami i stając na palcach, musnęłam ustami jego policzek.

-Darujcie już to sobie, ogay? - powiedział Alby, który udawał odruch wymiotny.

-Przestań chłopie. - żalił się Minho - Nie przesadzasz purwa czasami?

-Nie wydaje mi się. - czarnoskóry zmarszczył brwi.

-Dobra, bądźcie już lepiej cicho. Panowie? - zapytałam uśmiechając się jak wariatka - Macie ochotę na małą wycieczkę? - wypowiedziawszy te słowa ruszyłam biegiem w stronę wschodniego wyjścia.

BezcennaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz