1. Pożegnań końca brak.

59 3 2
                                    

[ Selena Gomez - Kill Em With Kindness ]

//

Biegnę przez zatłoczone centrum Londynu, przeciskając się między śpieszącymi się ludźmi.

No wszędzie jest ich pełno, ja nie wiem skąd ich tu tyle!

Jak tak dalej pójdzie to spóźnię się na pociąg!

Wizyta w salonie fryzjerskim, w którym byłam miała być krótkim wypadem, który miał zmienić coś w moim życiu niesamowicie się przedłużyła i mogę nie dotrzeć do mojego dawnego, niby prawdziwego domu, co w sumie nie byłoby takie złe, zważając na to, że w ogóle nie chcę tam jechać.

Po piętnastu minutach biegu dostałam się do najbliższego tramwaju i po trzydziestu minutach udało mi się dotrzeć, na trochę spokojniejszą ulicę. Stanęłam przed wysokim, szaro-czerwonym blokiem, gdzie znajdowało się mieszkanie babci mojej przyjaciółki.

Zadzwoniłam po taksówkę, która będzie miała zawieźć mnie na stację, kiedy przekroczyłam próg budynku. Stukot moich ulubionych czerwonych trampek do kostek z białym, twardym przodem roznosił się echem po zadbanej klatce schodowej.

Dotarcie na dziewiąte piętro biegiem, bo ta pieprzona stara winda, szpecąca nasz blok, znowu się zepsuła, zajęło mi pięć minut co było dla mnie niesamowitym wyczynem.

I co pani Crowell? Teraz należy mi się piąteczka za bieg.

Wbiegając do mieszkania potknęłam się o próg i prawie przewróciłam, ale na szczęście udało mi się oprzeć o szafkę na buty.

Oczywiście narobiłam sporo hałasu bo to przecież JA i nie obejdzie się bez rozwałki.

- Auch! - jęknęłam kiedy poruszyłam lewym nadgarstkiem.

Musiałam go skręcić albo chociaż zwichnąć, bo na prawdę mnie boli.

Kurwa i do tego jeszcze kaleka... nie no ja się zaczynam poważnie zastanawiać jak ci moi rodzice mnie zrobili.

Postanowiłam to zignorować i pójść do pokoju. Jednak nie zdążyłam postawić nawet trzeciego kroku, kiedy do korytarza wpadła niska siedemdziesięcioletnia staruszka.

Miała blond włosy, które powoli ustępowały miejsca siwym, piwne oczy o pogodnym wyrazie i zmarszczki na twarzy, które tylko dodawały jej uroku stereotypowej babci. Ubrana w czarną luźną sukienkę i biały fartuszek, na którym 'latają' kolorowe ciasteczka.

Zapewniam nie znacie takiego anioła jak Grace Thompson.

- Matko Przenajświętsza! Co się stało kochanie!? - wykrzyczała Grace, łapiąc mnie za twarz.

Oglądała z każdej strony a ja nie chcąc być nie miłą, pozwoliłam jej na to. Chciała złapać mnie za dłonie, ale szybko się odsunęłam, bo gdyby połapała się co jest z moim nadgarstkiem, na pewno by mnie nie wypuściła. Zostałabym zaciągnięta do lekarza, czego nienawidzę i nici z moich koszmarnych wakacji. Bo mimo tego, że jestem pewna, że rodzice nie specjalnie ucieszą się na mój widok chcę odwiedzić swoje rodzeństwo i dawnych znajomych.

- Nic babciu.

Kiedyś sama, wręcz kazała mi tak do siebie mówić, pod groźbą szlabanu, którego i tak nigdy by nie udzieliła. Jest na to za dobra. Zgodziłam się więc, kiedy tylko zapewniła mnie, że nie będzie to nieodpowiednie, bo przecież kto nie chciałby mieć takiej babci?

- Na pewno? - pokiwałam głową - no niech ci będzie. Swoją drogą, piękną masz fryzurkę skarbie!

- Dziękuję, tak jest lepiej prawda?

Last Challenge?Where stories live. Discover now