rok 3 cz.3 [edytowane]

500 37 3
                                    

(3048 słów)
Gdyby części nie zostały podzielone miałyby razem:
5804 słowa

- Jak myślisz kto wygra?- szturchnęłam go w ramię.

-Najlepiej żeby się znokautowali.
Wszyscy. Slytherin górą! - krzyknął. Ponownie szturchnęłam go w ramię i uciszyłam.
Mimo wszystko nie chcę mieć znowu nieprzyjemności związanych z królewiczem.

- Ale ja serio pytam- oparłam się o barierkę
- myślę, że tym razem jednak Gryfoni mogą mieć znaczną przewagę- spojrzał na mnie tym swoim dziwnym wzrokiem.
Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Mówisz tak tylko dlatego bo gra tam twój kochaś!- wykrzyknął dumnie. Złapałam się za głowę.
Bardziej było to spowodowane ukryciem swojej tożsamości przed gryfonami, niż zażenowaniem.
Chociaż w dużym stopniu tym też.

- Ekhem, a mam ci przypomnieć sekret? O którym miałam nikomu nie mówić- uśmiechnęłam się na widok jego przerażenia.
Spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, wiedział o czym mówię.

-Spokojnie nikomu nic nie powiedziałam.
Nie jestem aż tak okrutna. Ale wiesz czasami moż..- zakrył mi usta ręką.

-Rozumiem, rozumiem już będę grzeczny- chyba właśnie dostał olśnienia.
Zrobił ten swój słynny zamach ręką.
Jednym słowem przypomniał sobie jakieś brudy z przeszłości.
Szybko się uczy.

- A pamiętasz jeden dzień , we wakacje, mówiłaś o ...- spojrzałam na niego wzrokiem: gdyby mógł pewnie by zabił.

- Ha !- podskoczył z uśmiechem. - Wygrałem, wygrałem ! - w tej chwili spojrzenia wszystkich gryfonów zwróciły się na nas.
Wiedziałam, że to był zly pomysl przesiadc się na stronę Gryffindoru.
Z tej strony lepiej widać.
Schowałam twarz za ręką w nadzieji, że nikt mnie nie zauważy.

-Alex! Alex!- szepnęłam. Usiadł przygaszony.

-Patrzcie, patrzcie kogo my tu mamy. Flora. Co tutaj robi tak wspaniały ślizgon jak ty?- spytał Weasley z pogardą.

Spojrzałam na niego z pogardą, widać że nie zna swojego miejsca.
Chyba nigdy się nie polubimy.

- Pan Weasley- wstałam patrząc mu w oczy.
- Przyszłam zobaczyć porażkę Gryffindoru. Jak widać po wyniku miałam rację- uśmiechnęłam się
- Pewnie znowu przegracie rudzielcu- zbliżyłam się do niego. Prawdopodobnie gdyby nie Hermiona ta sytuacja mogłaby potoczyć się inaczej.

- Ronaldzie spokojnie. Nie przyszliśmy tutaj żeby się kłócić. Tylko kibicować - pogroziła mu palcem.
Wyglądało to poniekąd śmiesznie.

- No właśnie Ronaldzie- uśmiechnęłam się parodiując ton głosu Hermiony. - Alex choć nie będziemy tracić czasu na tego rudzielca- złapałam go za kurtkę i udałam się do wyjścia.

****
Usiadłam się w kącie czytając swoją ulubioną książkę.
Naglę usłyszałam szczęśliwy wiwat puchonów. Ha mówiłam!
Jednak, przegrali.
Siedziałam dalej czytając  gdy naglę ujrzałam przed sobą wysoką sylwetkę ubraną w gryfoński strój do quidditcha.

-Nie ciesz się tak- prychnął- to pierwszy i ostatni raz kiedy przegraliśmy- założył ręce na biodra.
Wstałam i spojrzałam w jego piękne, hipnotyzujące oczy.

-Ależ oczywiście rudzielcu. Wygramy i skopiemy wam taki łomot, że się nie pozbieracie - powiedziałam z widoczną wyższością.
Uśmiechnął się, pochylając w moją stronę. Nienawidzę swojego wzrostu.

- Weasley- usłyszałam głos Draco
- jak zawsze przegrany.
Dziwię się, że jeszcze ktoś dopuszcza was do gry- prychnął. Jego uśmiech wyrażał więcej niż tysiąc słów.

Serio jesteś w Slytherinie? || Fred Weasley [ Edytowane]Where stories live. Discover now