Rozdział 14

726 125 41
                                    

– Zapalcie swoje pochodnie! Niech ogień uwolni tę wyspę od pomiotu szatana! Zbyt długo pozwalaliśmy wiedźmie bawić się naszym kosztem!

– Spalić ją! Na stos wiedźmę! – zawtórowali mu zebrani, unosząc na znak zgody ręce w stronę zamku.

Stojąca w cieniu samozwańczego przywódcy Nikola, z uśmiechem patrzyła, jak ogień rozprzestrzenia się nad tłumem uzbrojonych mieszkańców. Przywodzili jej na myśl armię demonów zdolną do kontroli płomieni, a któż byłby bardziej odpowiedni do pokonania samego szatana? Któż inny pomoże jej tkać nićmi wydarzeń, jej własną, wymarzoną przyszłość? Bez nich była bezsilna. Wiele razy przez te dziesięć lat była o krok od zatrucia posiłku wiedźmy, jednak za każdym razem paraliżował ją lęk. Strach, że posiłek trafi do nieodpowiedniej osoby, a gdyby on umarł, nigdy by sobie tego nie darowała. Nie mogła wybaczyć starych i nowych krzywd. Ten głos w jej snach jej na to nie pozwalał. Tak więc z czasem uwiła całkiem inną intrygę.

Dawno zasiane ziarna wreszcie zaczęły wypuszczać plony, a ona nie mogła uwierzyć, że teoretycznie najtrudniejsza część całego planu, była tak zaskakująco prosta. Przemytnicy opium spadli jej jak z nieba. Obcy handlarze niejednokrotnie dopuszczali się oszustw i kradzieży, tym samym szczerbiąc wizerunek władczyni w głowach mieszkańców. Jednak to nielegalne „leki" mające rozwiązywać wszystkie problemy zaczęły niszczyć dobrobyt na Sagarze. Uzależnionych od opium przybywało z dnia na dzień, a dekret całkowitego zakazu handlu narkotykami i wprowadzenie kontroli przybywających na wyspę handlarzy, zamiast uspokoić sytuację jedynie ją pogorszył. Brak opium doprowadzał ludzi do obłędu. Byli gotowi zrobić wszystko by znów odpłynąć do świata nałogu... Ludzie szukali kozła ofiarnego.

Nikola zamierzała im go dać.

Wystarczyło kilka spostrzeżeń, parę słów skierowanych przeciw władzy i bunt był nie do zatrzymania. Skoro wiedźma nie potrafiła utrzymać dobrobytu, to nie zasługiwała na władzę. Nie była godna jego...

Posmutniała na wspomnienie pustej sypialni dzisiejszego poranka. Na co w ogóle liczyła? Przecież nie mogli być razem, a przynajmniej do chwili, gdy ten szatan żył. Zacisnęła w dłoni szklany flakonik. Dzisiaj spłonie. Ona już o to zadba, a potem będą tylko we dwoje. W końcu to ona pierwsza go znalazła. To ona powinna być jego żoną.

Ruszyła.

~*~

Po zamku niósł się odgłos butów uderzających o marmurową posadzkę. Kobieta biegła, a jej przyspieszony oddech brzmiał nienaturalnie w wielkim wypełnionym lustrami korytarzu. Dopadła sypialni swoich władców i zamarła. Drzwi były w ruinie, a na podłodze za łóżkiem siedziała wiedźma, lekko się kołysząc, szeptała cicho melodyjnym głosem.

Zapadnij w oczyszczenia sen.

– Pani, musisz uciekać! To bunt! Oni gro... – zamilkła, gdy dostrzegła, co wiedźma trzyma w ramionach.

Zapomnij popełniony grzech – zaśpiewała cicho, nie zważywszy na obecność kobiety.

Źrenice Nikoli rozszerzyły się, a w oczach poczuła łzy. Wiedźma tuliła do siebie sinoniebieskie ciało męża. Cofnęła się o krok, dławiąc płacz. To nie mogła być prawda...

Niech miłość uleczy umysł twój.

Zabiła go... zabiła... przeklęta. Zagryzła wargę, próbując powstrzymać szloch. Jedyne czego w tej chwili pragnęła to poderznąć wiedźmie gardło, jednak spalenie żywcem mimo wszystko wydało jej się o wiele lepszą formą zemsty. Przełknęła chęć mordu i wróciła do swojej gry niczym znakomity aktor. Jedynie w jej oczach czaiło się szaleństwo.

Ja za ciebie poniosę winy zwój.

– Pani... oni chcą spalić cały zamek!

Wiedźma pogłaskała męża po policzku, po czym wpięła we włosy materiał, który niczym kotara odgrodził ją od świata.

– Śpij kochany, za chwilę do ciebie wrócę. – Położyła jego głowę na ziemi – Oceanie, zadbaj o jego bezpieczeństwo, a ty prowadź mnie do nich.

Kot niechętnie położył się koło nieprzytomnego mężczyzny i patrzył, jak jego pani wychodzi za służką.

~*~

Nikola spodziewała się, że dumna pani wyspy będzie na tyle pewna siebie, że zaniecha ucieczki i będzie chciała stawić czoła oprawcom. Do tego jedyne zagrożenie z jej strony zostało właśnie daleko z tyłu. W tej chwili nie było niczego, co mogłoby uratować wiedźmę. Sama podpisała na siebie wyrok.

Wyszły na dziedziniec, gdzie stali buntownicy. Pochodnie oświetlały ich żądne mordu twarze, jednak żaden z nich nie śmiał jako pierwszy wypowiedzieć na głos oskarżeń, gdy obiekt ich nienawiści stanął przed nimi. Wielu widziało ją po raz pierwszy, a jej widok niemal wszystkich wprawił w osłupienie.

Kobieta dumnie stała na podwyższeniu, najwyraźniej nie przejmując się podartą suknią powiewającą lekko na wietrze. Potargane włosy chowały w sobie niegdyś starannie ułożone kwiaty i pióra. Zagubiony dzwonek wisiał koło jej ucha. Pomimo tego z wyższością trzymała głowę ku niebu, gotowa usłyszeć ich skargi. Równie dobrze mogłaby stać w łachmanach, a budziłaby wśród ludu taki sam respekt. W oczach buntowników pojawił się strach i zwątpienie. Bo jakie mieli szansę z wiedźmą? Dopiero teraz do nich dotarło, na co się porwali. Zasłonięta twarz działała na wyobraźnię, bo co jeśli wzrok kobiety potrafił zabijać? Oni nie chcieli się o tym przekonać.

Nikola z odrazą i rozczarowaniem spojrzała na buntowników. Okazali się nieprzydatnymi tchórzami. Myślała, że dłużej się oprą urokowi wiedźmy, ale najwidoczniej przeceniła ich możliwości, ci niemal natychmiast struchleli niczym potulne pieski. Poszukała spojrzeniem przywódcy buntu. Mężczyzna był blady niczym trup. Kobieta zacisnęła w dłoni flakonik i nakazywała sobie spokój. I tak oni nie byli jej już potrzebni. Wykonali swoje zadanie.

________________

Miałam nie dzielić tego rozdziału, ale wyszło, jak wyszło. Zbliżamy się do końca legendy. Ktoś ma pomysły, co przyszykowała Nikola dla naszej wiedźmy?

Szepty OceanuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz