Rozdział 8

953 160 30
                                    

Chcę być ostatnią kroplą trucizny,
która odbierze dech,
Pragnę być powodem spalenizny,
która spopieli grzech,

Marzę być ostrą klingą ostrza,
która przebije serce,
Muszę dobyć dłonią wnętrza
by poddać cię męce.

~*~

Gilbert z niechęcią szedł przez kolejny korytarz, prowadzony przez malowidła ścienne i własne odbicia w powieszonych w nim lustrach. Mimowolnie krople potu osiadły mu na karku. Czuł się jak intruz, złodziej przyłapany na gorącym uczynku. Nie pomagały mu się odprężyć nawet zapewnienia kapitana, że gospodarz tego miejsca nie ma nic przeciwko by udali się do jego kucharza. Wręcz sam zachęcał ich, by odwiedzili Zygmunta. Mimo to chłopak czuł, że nie pasuje do tego miejsca i najchętniej pozostałby razem z Wiktorem. Chociaż i ta myśl nie była dla niego przyjemna. W końcu ten człowiek z kamienną twarzą zamknął drzwi przed nosem swojemu pracodawcy, gdy ten starał się nakłonić go do wyjścia. Zdenerwowanie kapitana zdradzała jedynie czerwona twarz. Mężczyzna potarł swoją brodę i stwierdził, że i tak nie będzie im potrzebny, jednak obaj z Ryśkiem wiedzieli, że miał ochotę w tej chwili ukatrupić Wiktora własnymi rękami.

Skręcając w kolejny korytarz, Gilbert spojrzał na rudego marynarza, który wydawał się śmiertelnie obrażony faktem, że nikt mu nie uwierzył. Idąc, rzucał wszystkim obrazom i rzeźbom podejrzane spojrzenia, jakby starał się przyłapać je na gorącym uczynku. Jednak za każdym razem, gdy nic się nie działo, przez jego twarz przelatywał wyraz zwątpienia, po czym potrząsał głową i znów wpatrywał się w swoją kolejną ofiarę.

Chłopak odetchnął z ulgą dopiero w chwili, gdy opuścili zamek i skierowali się do kuchni. Z zaskoczeniem stwierdził, że w pobliżu nie ma ani żywej duszy. Co wydało mu się nienaturalne ze względu, że było późne popołudnie. Słońce z trudem starało się przedrzeć przez mgłę, czającą się nad domami, ale to nie mógł być powód, by wyludnić całe miasto. Gilbert skarcił się za bycie przewrażliwionym i przyrzekł sobie, że da sobie spokój w szukaniu dziury w całym.

Weszli do kuchni i z ulgą stwierdzili, że Zygmunt zdążył posprzątać po gotowaniu. Teraz na spokojnie mogliby porozmawiać, czekając, aż obiad skończy się gotować. Mężczyzna zachwycony przywitał się z nimi, jakby znał ich od wieków.

– Słuchy mnie doszły, że jesteście z Polski! – Niemal zagruchał, a jego oczy zaczęły się błyszczeć z ekscytacji – Było tak od razu! Moja babka była Polką i to ona nauczyła mnie gotować, ach te czasy... nikt nie robił takich flaków jak ona. – Rozmarzył się, całkowicie zapominając o swoich gościach.

– Muszę przyznać, że wasza kaszanka, też była wyborna! Człowiek przez chwilę poczuł się jak w domu!

– Panie Stanisławie – Zygmunt niemal miał łzy szczęścia w oczach i gdyby nie obecność dwóch widzów, pewnie z radością by go uściskał.

~*~

– Przepraszam – Gilbert odchrząknął, zwracając na siebie uwagę, tym samym przerywając kolejny mało stosowny temat o kobietach. – Jeśli mogę spytać, ale zastanawiam się, czy zawsze tutaj jest tak pusto?

Kucharz przez chwilę milczał, jakby zastanawiał się ile może im powiedzieć, po czym uśmiechnął się, mrużąc nieznacznie oczy.

– No tak! Po tylu latach człowiek zapomina, że to może wydać się dziwne. – Pokiwał głową, jakby sam sobie potakiwał. – Bo widzicie – spoważniał i popatrzył zebranym w oczy – Ta wyspa jest przeklęta!

– Wiedziałem! – Rysiek zerwał się ze stołka, na co kucharz roześmiał się wniebogłosy.

– Naprawdę w to uwierzyłeś? – Złapał się za brzuch, nie mogąc opanować śmiechu. Jednak marynarze nie podzielali jego rozbawienia, widząc to, jego uśmiech lekko przygasł. – Owszem krążą legendy o klątwie mieszkającej tu wiedźmy, ale nikt normalny nie bierze jej na poważnie. Chociaż może to tak wyglądać na pierwszy rzut oka. Bo w końcu legendy zawierają ziarno prawdy.

– Opowiesz nam ją? – zapytał podekscytowany Gilbert, nie mogąc spokojnie usiedzieć.

– A chcesz posłuchać?

Chłopak z entuzjazmem pokiwał głową.

– Niech będzie, ale ostrzegam, że po usłyszeniu jej możesz zacząć bać się własnego cienia.

– On już to robi! – zaśmiał się kapitan. Gilbert już miał zaprzeczyć, ale dostrzegł, że wyraz kucharza się zmienił. Twarz na chwilę spoważniała. Półmrok pomieszczenia tworzył idealny nastrój do opowieści, a cicho skrzący ogień wydawał się obrazować wypowiadane przez Zygmunta słowa.

Szepty OceanuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz