Three: What'd you call me ?!

Start from the beginning
                                    

- Hahaha, wstawaj shwaty. Jesteśmy na miejscu - powiedział przez śmiech.

- Haha, bardzo śmieszne. Ała, cholera, ale boli -potarłam głowę, tam gdzie się uderzyłam.

- Dobra, dobra. Chodź odprowadzę cię do drzwi - oznajmił.

- Nie dzięki, sama sobie poradzę - powiedziałam i otworzyłam drzwi - Narka - zatrzasnęłam je za sobą.

- No cześć - odjechał.

Nareszcie miałam go z głowy. Weszłam do góry, ściągnęłam z siebie, sukienkę. Poszłam do łazienki, ściągnęłam bieliznę. Wykąpałam się w żelu o zapachu leśnych owoców, wzięłam szampon umyłam włosy. Spłukałam cały szampon i żel z mojego ciała. Wyszłam z pod prysznica, poczułam się jak nowo narodzona. Owinęłam ręcznik wokół piersi wyszłam z pokoju, wzięłam z szafy pierwszą lepszą koszulę i majtki. Zasłoniłam rolety i ubrałam czysta bieliznę oraz koszulę. Nie spostrzegłam się nawet, że kolacja stoi na moim biurku. Zjadłam kanapki i wypiłam herbatę. Postanowiłam, że rano zniosę talerz. Nic już nie robiła, tylko położyłam się na łóżku. Przymknęłam powieki i odpłynęłam w krainę snów.

***

Obudziło mnie stukanie w szybę. Usiadłam na łóżku, otarłam oczy. Ugh... czy ten debil musi za mną łazić, a nawet mnie budzić ?! Co on wo gule robił na moim balkonie ? No cóż, muszę coś zrobić. Wstałam, podeszłam do okna i otworzyłam je. Chciał wejść, ale go zatrzymałam.

- Czemu jesteś tu o - spojrzałam na zegarek - siódmej rano i mnie budzisz ?! - dokończyłam i wyrzuciłam ręce w powietrze. 

- Chciałem zobaczyć, czy poczucie winy, dlatego że kogoś zabiłaś, cie nie żarło. Hahaha - spojrzał na mnie. 

- Ha ha, bardzo śmieszne. Robiłam to więcej razy niż ty. Więc to ja się powinnam pytać ciebie, o sumienie - powiedziałam pewna siebie. 

- Mnie nie zżera sumienie, hah. Cześć - powiedział i zszedł na dół po rynnie.

- No cześć - odpowiedziałam i schowałam się do pokoju.

On jest nie wyobrażalny, jak możnaprzyjść do kogoś o siódmej do domu ?! On najwyraźniej mógł. Poszłam do łazienki się ogarną, nałożyłam make-up, uczesałam włosy w warkocza. Dobra pora się ubrać. Dowiedziałam się przez Bieber'a, że na zewnątrz jest ciepło. Podeszłam do szafy, wyjęłam poszarpane szorty z ćwiekami i białą bokserkę z podobizną Michael'a Jackson'a. Założyłam na siebie ubrania i do tego czerwone Converse'y. Wzięłam torbę i zeszłam na dół mama z tatą są w pracy. Weszłam do kuchni, z szafki wyjęłam miskę, z lodówki mleko, a z innej szafki płatki. Zrobiłam sobie szybkie śniadanie, jadłam moje ulubione płatki, gdy zadzwoniła do mnie Van.

- Halo ? - powiedziałam z zapchaną buzią.

- Ale z ciebie świnia, hahaha !! Wychodź już jestem pod twoim domem - śmiała się.

- Już ?! No okey, idę - rozłączyłam się.

Szybko skończyłam śniadanie, miskę wrzuciłam do zlewu. Zamknęłam za sobą drzwi, pobiegłam i wsiadłam do auta Vanessy.

- Dobra jedziemy do piekła - powiedziałam.

Zaśmiałyśmy się, gdy jechałyśmy Van cały czas wypytywała mnie o zadanie. W końcu wszystko jej opowiedziałam. W sumie Van lubiła jak opowiadam jej o mojej pracy, ale nie lubiła patrzeć jak wykonuje zadania na jej oczach. Do tej pory nikt się nie dowiedział, że jej ojciec ma najgroźniejszy gang w mieście, więc to dobrze. Po około 10 minutach byłyśmy pod szkołą na parkingu. Zauważyłam jak tych dwóch debili wysiada z czarnego Ferrari. Justin i David. Vanessa zgasiła silnik i ruszyłyśmy w stronę frontowych drzwi. Coś było nie tak. Och, już wiem co. Bieber i jego kumpel nie wołali nas, jak się ucieszyłam. Poszłyśmy do naszych szafek. Usłyszałam jakiś znajomy głos na korytarzu. Odwróciłam się. Kurwa ! To nie może być on ! Czemu akurat on ? To był Damien, mój były, który potraktował mnie jak gówno. Wykorzystał i pobił nie chciałam go znać, ani widzieć, zranił mnie.

- Vanessa chodźmy pod klasę proszę - błagałam ją, chciałam iść za nim on do nas podejdzie.

- Co się stało ? - spytała, widać była, że się zmartwiła.

- On się stał - wskazałam na Damien'a - chodźmy już.

- Dobrze, chodźmy - złapała mnie i ruszyłyśmy.

- Te Cyrus ! Gdzie się wybierasz ?! - krzyknął ten skurwiel.

- Nie twoja sprawa ! - odkrzyknęłam jak na razie spokojna.

Kontem oka zauważyłam ja Bieber i Johnson wchodzą i idą korytarzem. Jeszcze ich tu brakowało.

- Dziwka !

- Jak mnie nazwałeś ?! - już mnie wkurwił i to jednym słowem.

- A co głucha jesteś ?! Jesteś dziwką i kurwą ! - krzyknął jeszcze głośniej.

- Ej ty ! - odezwał się Bieber - Zostaw ją !

- Ooo ! Znalazłaś sobie nowego chłopczyka do zabawy ?! - krzyknął w śmiechu.

- Kurwa ! To nie jest mój chłopak ! Odpierdol się ode mnie ! - krzyknęłam, a łzy zaczęły napływać mi do oczu.

- Jesteś puszczalską suką i tyle ! - krzyknął.

Nie wiem czemu Justin podszedł do niego, kopnął go z kolana w brzuch, a potem uderzył pięścią w twarz. Damien tylko skulił się na ziemi z bólu, a ja wybiegłam by nikt nie widział jak płaczę. Pobiegłam na moje wzgórze, na szczęście nie było tak daleko od szkoły. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam płakać. Nagle poczułam dotyk czyjeś ręki na ramieniu.

- Miley... - to był Justin, nie chciałam żeby widział mnie w takim stanie.

- Idź, dam sobie radę - powiedziałam ostro.

- Nie mam zamiaru nigdzie iść do póki nie powiesz o co chodzi z tym dupkiem który cie tak przezywał - oznajmił.

Nie chcę, żeby wiedział o mojej przeszłości. Odsunęłam się od niego.

- Idź, nie dotykaj mnie ! Idź stąd ! - krzyczałam.

- Nie pój--

- Nie słyszałeś co mówiłam ! Idź ! - przerwałam mu.

Posłuchał. Odszedł, nie odwrócił się, szedł. Dobrze, że się mnie posłuchał. Lepiej ze mną nie gadać gdy jestem w takim stanie, przekonała się o tym Van. Po tym jak Damien mnie skrzywdził, siedziałam skulona, mówiłam Van żeby nie podchodziła. Nie posłuchała mnie podeszła. Nie chce wspominać dalej, ale dobrze, że mnie zostawił. Po dwóch godzinach uspokoiłam się. Zadzwonił do mnie szef, powiedział że mam z Justin'em, wynajętą strzelnice i będziemy strzelać z wiatrówek. Podał mi adres i powiedziałam, że zaraz będę. Na szczęście strzelnic nie była daleko, bo w 15 minut już tam byłam. Justin stał  na zewnątrz i kończył palić papierosa. Weszłam do środka, a on za mną. Ubrali nas w jakieś stroje i powiedzieli, że możemy wejść i strzelać. Weszliśmy na strzelnice, wiatrówki i śruty. Wzięłam broń przyłożyłam do ramienia, ale nie mogłam jej utrzymać.

- Hahaha, o boże, ale się uśmiałem - śmiał się i nie przestawał.

- Co jest takie śmieszne ?

- Ty hahaha - dalej się śmiał - chodź pomogę ci - powiedział.

Nie spodziewałam się tego, podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. Odwróciłam się nasze twarzy były minimetry od siebie.

We Could Be FireWhere stories live. Discover now