Twenty-Six: Kiss me for goodbye.

783 43 3
                                    

Mężczyzna się wpatrywał cały czas w kobietę przed nami. Całkowicie zamarł. Brunetka po chwili znalazła go wzrokiem, ale gdy go zobaczyła od razu odeszła. Dom szybko za nią ruszył, a ja zostałem sam  na krześle. W sumie lepsze i to niż, no facet szerokości lodówki opierający się o moje ramię, no nie? Nagle podeszła do mnie Miley. Czuję tą rozmówkę na temat jaki to ja jestem, jaki to jest ten świat. Wywróciłem już oczami, a on zmrużyła na mnie oczy.

-Kochanie?-spytała delikatnie.

Cholera jej głos tak na mnie działa. Moja twarz sama powędrowała do jej cudownej osobistości.

-Ja wiem, że się o to wszystko obwiniasz, al-nie dokończyła, bo jej przerwałem.

-Miley przestań-mruknąłem.

-Nie-syknęła. -To ty przestań i chociaż raz w życiu posłuchaj mnie, okej?-spytała stanowczym tonem. Nie odpowiedziałem, więc kontynuowała. -Świat jest powalony wiem. A ty nie powinieneś brać na siebie, choćby każdego najmniejszego błędu-westchnęła. -Jesteśmy kim jesteśmy i nie zmienimy naszego trybu życia. Wybraliśmy tą drogę i musimy dokończyć tą drogę-powiedziała biorąc moją dłoń w jej drobną.

Spojrzałem w jej niebieskie oczy, bo wiedziałem, że gdyby coś się stało mi, ona by próbowała mnie wydostać z tego bajzla. Ale nie może brać na siebie tyle problemów...

-Ja wiem, że się o mnie troszczysz, ale nie powinnaś...-przerwałem na chwilę-Nie powinnaś aż tak się mną zajmować. Nie jestem pieprzonym dzieciakiem-mruknąłem.

-Jesteś moim mężem-odpowiedziała jakby to było najoczywistsze na świecie.

-A to nie znaczy, że to ty masz się opiekować mną-wzruszyłem agresywnie ramionami.

-Ach czyli teraz, to ja jestem ta zła, tak?-spytała marszcząc brwi i krzyżując ręce.

-Nie to miałem na myśli, mówię, że musisz wyluzować-przetarłem twarz dłonią.

-Wyluzować to ty możesz swoje ego-wstała i wyszła.

Nie no super, teraz ona? Wstałem wywracając oczami i ruszyłem za kobietą. Krzyczałem "Miley", ale nic nie reagowała. Wyszliśmy obaj z budynku, a ona ustała przy ścianie szpitala, bo to wszystko wina tej durnej astmy. Nabrała oddechu i się oparła plecami. Podszedłem do niej i westchnąłem.

-Miley, kochanie-mruknąłem.

-Nie Justin. Mam dosyć tych twoich humorków. Cokolwiek się stanie, to ty musisz udawać idiotycznego bohaterka i potem obwiniać się o byle co-syknęła.

-Robię to dla cieb-

-Nie!-krzyknęła. -Robisz to dla siebie i zaspokojenia się w ten sposób. Zabijasz i jest fajnie, bo Hej czeka na mnie w domu żona, która mnie kocha pomimo wszystkiego-warknęła wyrzucając ręce w powietrze.

-Nie mów ta-

-Będę tak mówić, bo mnie wkurzasz Justin. Cholernie mnie wkurzasz, bo nie potrafisz zrozumieć, że poza pracą jestem też ja. A pójście ze mną do łóżka raz na jakiś czas, to nie jest miłość!-krzyknęła.

Te słowa były... No mocne...

-Mam dosyć tego wszystkiego. Umawiałam się z tobą, bo mi się podobałeś, a tobie podobałam się ja pomimo wszystkich lasek, które się do ciebie lepiły i cały czas lepią. Chcę, żebyś przynajmniej raz coś zrobił, nie wiem... Żeby mi zabrakło tchu-wywróciła oczami.

-Chcesz żebym to zrobił?-spytałem.

-Tak! Bo jakbyś nie wiedział cholernie się nudzę i naprawdę mi czasami ciebie brakuje. A twoje ego oczywiś-

We Could Be FireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz