Rozdział 1

5.9K 195 15
                                    

Wschód słońca kojarzony jest przede wszystkim z nadchodzącym dniem, czyli czymś nowym, nieznanym. Oznacza to również, że aby mógł nadejść nowy dzień musi się skończyć poprzedni. Coś się zaczyna a coś kończy...

Niestety nie w moim życiu. Rozdział pod tytułem Sophia Hudson ciągnął się za mną do tej pory. Mimo upływu trzech lat nie było dnia w którym bym choć raz nie pomyślał o niej i chwilach które kiedyś razem dzieliliśmy.

Jak się z tym czuję?

Okropnie.

Czułem, że straciłem swoją połówkę, która mnie dopełniała. A to wszystko przez swoją głupotę i obłudę. Nigdy nie pomyślałbym, że moje kłamstwa mogą ujrzeć światło dzienne. Ale czy to były kłamstwa? Tak, to prawda chciałem ją wykorzystać, zranić po czym zostawić i żyć tak jak żyłem wcześniej, w praktyce przerosło mnie to. Gdyby była to inna kobieta może by wyszło, ale nie z nią. Nigdy nie poznałem równie magnetycznej duszy, która była w stanie pochłonąć mnie do reszty.

Mówi się, że kobiety są trudne, to co można było powiedzieć o Sophii? Nigdy jej nie rozgryzłem, choć nie raz było bardzo blisko, uciekała mi gdzieś poza zasięg moich umiejętności rozszyfrowania ludzi. I chyba to mnie przyciągało najbardziej do niej, z każdym miesiącem pragnąłem jej bardziej, a moja zaborczość nie znała granic. Lecz własna głupota doprowadziła mnie do tego stanu, w którym czuje się jak zwiędła roślina nie mająca żadnych chęci do życia.

Nienawidzę sam siebie.

Nienawidzę swoich kłamstw.

Nienawidzę tego dnia, w którym pozwoliłem jej odejść.

Wydaje się, że w dzisiejszych czasach tak prosto odnaleźć drugą osobę. Tak było na początku, lecz gdy nagle przepadła jak kamień w wodzie straciłem jakąkolwiek nadzieje. Przecież nie mogła wyparować, jednak moi informatorzy w żadnym stopniu nie mogli wpaść na jej trop...

Zresztą po co miałbym jej szukać skoro ona nie chce mnie znać. Tak powiedziała mi ostatnim razem, kiedy się widzieliśmy. Pamiętam to jak dziś, kiedy przyleciałem do Nowego Jorku najszybciej jak tylko mogłem. Wyczekiwałem na nią, a kiedy jakimś cudem nadarzyła się okazja spotkania ją nie odezwała się żadnym słowem, oprócz tych wypowiedzianych z całą nienawiścią, które teraz każdego dnia odbijają się echem w mojej głowie.

Próbowałem zapomnieć o wszystkim poprzez różne używki, ale to jest bezsensowne. Udaje mi się zapomnieć na jakiś czas, ale w chwilach takie jak te wracam do punktu wyjścia.                         Jestem jeszcze w półśnie, kiedy odwracając się na lewy bok stwierdzam zniesmaczony, że wczoraj zasnąłem zanim wyprosiłem tą kobietę. Szerze mówiąc nawet nie pamiętam jak miała na imię, jednak pamiętam, że wybrałem ją bo w żadnym calu nie była podobna do Sophii. Nie zbyt inteligenta blondynka w sam raz na jedną noc.

Gdy położyła rękę na moim torsie natychmiast ją strąciłem, musiałem ją jak najszybciej wyprosić. Wstałem z łóżka zakładając na szybko pierwsze lepsze dresy, żeby tylko nie paradować z gołym tyłkiem. Rozsunąłem zasłony w nadziei, że dziewczyna sama się obudzi i nie będę musiał zanadto wiele z nią rozmawiać. Na szczęście się nie myliłem, promienie słoneczne szybko ją zbudziły. Z naburmuszoną miną przeciągła się i spojrzała gniewnie w moją stroną jeszcze zaspanymi oczami.

- Co robisz? Zasłoń zasłony i połóż się obok mnie.- powiedziała zachrypniętym głosem. Była żenująca jak cała ta sytuacja...

- Wydaje mi się, że już czas na ciebie.- powiedziałem ze skrzyżowanymi rękami.

- Co?- dziewczyna była naprawdę zdziwiona. Na co liczyła? Kwiaty i śniadanie do łóżka? O nie nie, takie zabawy nie ze mną.

- Słuchaj mała, idę teraz wziąć prysznic, jak tutaj wrócę ma cie nie być. Rozumiesz?

Oblicze PrzeszłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz