EPILOG

1.3K 170 59
                                    

Zethar leżał nieruchomo i bezmyślnie gapił się w sufit. Noce w Brae były takie spokojne. Miasteczko, oddalone od stolicy Elesaid zaledwie pół godziny szybkiej jazdy, po zmroku zdawało się być opuszczone.
Morven westchnął cicho, odwracając się do słodko śpiącej Keiry. Delikatnie cmoknął ją w policzek, po czym ostrożnie wstał z łóżka. Bezszelestnie podszedł do kołyski i zerknął na drzemiącego Ernana. Poprawił mu kołderkę. Musnął dłonią główkę maleństwa. Wciąż nie mógł uwierzyć, że z wychowanego przez ulicę przestępcy, stał się szanowanym Likwidatorem, a co najważniejsze miał teraz rodzinę. Był szczęśliwym mężem i ojcem. Miał wiernego przyjaciela - Glostera, z którym wspólnie otworzyli własną kuźnię. Czego chcieć więcej?
Zerknął przez okno na pustą ulicę, oświetloną przez rząd pochodni.
Po chwili wyszedł z sypialni i zszedł po schodach do małego salonu. Zapalił świecę i stanął na przeciwko kominka. Tworzyły go ściśle poukładane cegiełki. Zethar przyłożył dłoń do ścianki i wcisnął trzy kamienie na raz. Zabrzmiał cichy trzask. Część kominka zapadła się pod podłogę, ukazując skryte za sobą przejście.
Zethar schylił się i na ugiętych nogach przeszedł do tajemnego pokoiku. Skrytka była wystarczająco duża, by pomieścić kilka regałów na broń i dużą skrzynię.
Postawił świecę na podłodze i podszedł do pudła. Przesunął dłonią po wieku skrzyni, a w końcu otworzył ją. Dostrzegł dwa starannie złożone, czarne płaszcze. Chwycił jeden z nich i wyciągnął go, pozwalając odzieniu rozłożyć się, by zaprezentowało swoją długość. W miejscu, gdzie dotąd leżał płaszcz, były jeszcze czarne spodnie i jasna koszula oraz sięgające kolan buty. Już miał odłożyć skórzany płaszcz, ale zawahał się. Bił się z myślami. W końcu chwycił swój strój i narzucił go na siebie.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Żwawo pokonywał skąpane w ciemnościach ulice. Przypomniał sobie wszystkie treningi i czego się nauczył. Pilnował równego oddechu, miękkiego i bezszelestnego chodu oraz czujnie obserwował, czy nikt za nim nie podąża.
W końcu zatrzymał się i spojrzał na budynek, który stanął mu na drodze. Wziął rozpęd i wskoczył na ścianę. Wykorzystując parapety oraz framugi okien wdrapał się na dach i ruszył biegiem przed siebie. Uwielbiał ten łopot, jego czarnego płaszcza, gdy wzbijał się w powietrze, przeskakując z jednego domu na drugi.
Dotarł do kościoła. Bez chwili wytchnienia skoczył na wieżę i zaczął się wspinać. Nie było to łatwe. Jedynym oparciem były nierówności cegieł. Gdy wdrapał się na sam szczyt, spojrzał na Brae. Miasteczko było uśpione.
Na horyzoncie pojawiły się pierwsze promienie słońca.
Setki budynków, zlane w jedną, ponurą plamę, zaczęły się od siebie odróżniać. Jedne były większe, inne mniejsze. Nabrały różnych kolorów. Brae zyskało odrobinę życia.
Zethar wciągnął do płuc chłodne, poranne powietrze.
Napawał się tą chwilą. Przyjemnym wiatrem. Wschodem słońca. Wysokością. Ryzykiem.
Spojrzał w dół. Gdyby spadł, to z pewnością by tego nie przeżył. Ześlizgnął się z dachu wieży, po czym ostrożnie oparł stopę na jednej ze spękanych cegieł. Powoli, bez pośpiechu schodził coraz niżej. W połowie drogi dostrzegł, stojący pod kościołem wóz wypełniony sianem. Odbił się od ściany i skoczył. Spadał przez chwilę głową w dół, aż w końcu zrobił salto, by wylądować na plecach. Rozluźnił mięśnie, a po chwili zanurzył się w miękkim sianie.
Wyskoczył z wozu i otrzepał się ze słomy. Zerknął jeszcze na szare niebo, po czym zawrócił.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Bezszelestnie wszedł się do domu i przemknął do skrytki, gdzie pozostawił swój strój.
Stanął niczym słup soli, dostrzegając, że Keira nie śpi. Karmiła Ernana, nucąc coś przy tym. Nie wyglądała na wściekłą.
Zethar przysiadł obok niej na łóżku i zerknął na wtulone w jej pierś maleństwo.
- Nie spytasz, gdzie byłem? - zaczął ostrożnie.
- Poszedłeś pobiegać - wzruszyła ramionami.
- Skąd wiesz?
- Słyszałam jak otwierałeś skrytkę - uśmiechnęła się - Zauważyłam twoją nieobecność pomimo, że tak cichutko wymknąłeś się z domu.
- Jesteś zła?
- Oczywiście, że nie - zaśmiała się cicho - A co, bałeś się, że przywitam cię z wałkiem w ręku?
- Przyznam, że przemknęło mi to przez myśl - ucałował ją czule - Możesz być spokojna. Więcej nigdzie się nie wybieram. Koniec z bieganiem po nocach i mordami. To przeszłość. A jak mi kiedyś powiedziałaś: "O przeszłości trzeba po prostu zapomnieć".

LikwidatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz