52.

1.1K 164 7
                                    

Keira wpadła, jak poparzona, do komnaty ojca. Natychmiast podeszła do medyka, który właśnie kończył badać Rogana.
W pokoju było duszno. Roznosił się zapach wymiocin.
Lagun leżał w swoim łóżku nieprzytomny i zalany potem.
- Co z nim? - głos Keiry się załamywał.
Była bliska płaczu.
- Miał halucynacje i chwilowo go sparaliżowało - mruknął medyk - Później doszła biegunka, wymioty i wysoka gorączka. Powiedziałbym , że to grypa, ale nie pasują do tego zwidy i paraliż - zastanowił się przez chwilę - Nie wykluczone, że został otruty.
- Przeżyje?
- Szanse są niewielkie... Przykro mi.
- Czym go otruto?
- Niestety nie jestem w stanie tego stwierdzić - lekarz niepewnie dotknął jej ramienia - Współczuję...
Kiedy medyk wyszedł, po policzkach Keiry spłynęły łzy.
Nie miała matki, a teraz traciła też ojca.
Ktoś ją przytulił.
- Tak mi przykro - usłyszała szept Zethara.
Odwróciła się do niego i wtuliła się w jego pierś. Przestała panować nad emocjami.
- Nie może mnie zostawić... - zaszlochała - Nie może...
- Będzie dobrze. Wyjdzie z tego.
Zerknął na lorda. Nie był pewien swoich słów. Rogan był teraz taki słaby. Samo oddychanie było dla niego wielkim wyzwaniem.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Czekali na jakąkolwiek poprawę. Siedzieli na podłodze, tuż przy łóżku lorda i obserwowali każde jego drgnięcie.
Keira wymęczona czuwaniem i płaczem, wtuliła się w Zethara. Pomimo, że starała się powstrzymać senność, w końcu uległa.
Morven również twardo walczył ze zmęczeniem, ale nie wytrzymał i jego powieki opadły.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Rano medyk ponownie stawił się w sypialni lorda Lagun.
Nie było żadnej poprawy. Rogan zdawał się być jeszcze słabszy niż poprzedniego dnia.
Keira przysiadła na krawędzi łóżka i chwyciła ojca za rękę. Lekarz zerknął na Zethara, po czym wskazał głową na drzwi.
- Nie wygląda to najlepiej - szepnął medyk, stając z Morvenem przy drzwiach - Długo nie pociągnie.
- Nic nie można zrobić?
- Gdybym miał pewność, że został otruty i wiedział czego użyto... Może mógłbym coś zdziałać. Niestety, pozostaje tylko czekać... - lekarz zerknął jeszcze na lorda, po czym wyszedł.
Zethar patrzył bezradnie jak Rogan umiera. Serce mu pękało, gdy widział jak kolejne łzy spływają po policzkach Keiry.
Nie mógł tak bezczynnie stać i się gapić. Do końca życia nie mógłby spojrzeć w lustro.
Nagle go olśniło. Znał kogoś, kto mógł pomóc.
- Za chwilę do ciebie wrócę - rzucił, po czym wypadł z komnaty niczym piorun.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Drobny mężczyzna krążył po rynku w Południowej. Burczało mu w brzuchu, a na kramach nie było nic, co by mógł ukraść i zaspokoić głód. Z trudem powstrzymał łzy desperacji. Spojrzał na kawałek chleba, na którym było już trochę pleśni.
Niespodziewanie ogarnął go czyjś cień. Odwrócił się powoli i z grozą stwierdził, że miał zaszczyt stać twarzą w twarz z Likwidatorem.
- Witaj, Shan - morderca uśmiechnął się upiornie - Mamy do pogadania.
Zabójca chwycił Shana i wciągnął go w ciemny zaułek, nie zważając na to, że kilku ludzi zaczęło się im przyglądać. Bezlitośnie trzepnął ofiarą o najbliższą ścianę.
- Litości! - załkał przerażony Shan - Na pomoc! Ratunku!
Morderca zasłonił mu usta i mocniej przycisnął go do muru.
- Przestań wrzeszczeć, bo na litość nie będziesz miał co liczyć. Będziesz grzeczny?
Shan pokiwał głową.
Likwidator powoli zsunął dłoń z jego ust.
- Panie Likwidatorze - jęknął - Nic nie zrobiłem... Nie wiem kto kazał panu mnie zabić, ale ja naprawdę...
- Stul dziób - syknął morderca - Gdybym chciał cię zabić, dawno miałbyś poderżnięte gardło.
- Więc... Czego ode mnie chesz?
- Jesteś najlepszym trucicielem w Południowej - stwierdził - Otruto lorda Lagun.
- Ja nie...
- Milcz i słuchaj - syknął Likwidator - Lord słabnie. Jak tak dalej pójdzie, nie dożyje następnego dnia. Miałeś z tym coś wspólnego?
- Ależ skąd! Nigdy bym się nie porwał na tak wpływowego człowieka jak Rogan Lagun. Po za tym... - urwał.
- Co? - Likwidator chwycił Shana za koszulę - Po za tym co?
Truciciel odwrócił wzrok.
- Słuchaj no - morderca ściągnął kaptur - Albo zaczniesz gadać, albo moja twarz będzie ostatnią, którą zobaczysz.
- A-Ardal - rzezimieszek z trudem przełknął ślinę - Długo żeśmy się nie widzieli, stary druchu.
- Przy naszym ostatnim spotkaniu próbowałeś mnie otruć - Zethar mimowolnie zacisnął chwyt - Ale to nie ważne. Gadaj, czemu miałbym ci wierzyć, że nie masz nic wspólnego z zamachem na lorda Lagun?
- Bo... Aktualnie nie jestem zdolny do pracy...
- Niby czemu?
- Emm...
- Mów.
- Miałem mały wypadek.
- Jaki?
- Zaciąłem się mieczem, który otrułem na zlecenie jakiegoś najemnika - Shan wyznał ze wstydem - Jak jakiś amator...
- Wyglądasz na okaz zdrowia - Zethar mruknął podejrzliwie.
Truciciel uniósł drżącą rękę i niemrawo poruszył palcami.
- Trutka nie miała zabić, tylko sparaliżować. I o zgrozo okazała się bardzo mocna.
- Potrafisz rozpoznać truciznę po objawach jakie wywołała?
- Cóż... To trudne, ale daję radę.
Zethar uśmiechnął się upiornie, po czym pociągnął Shana w stronę ulicy.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Niemalże wlókł truciciela za sobą przez pół miasta, aż do domu lorda Lagun.
Keira nadal siedziała przy ojcu.
Wystarczyło jedno spojrzenie, by zauważyć jak bardzo była wycieńczona tą niepewnością, rozpaczą i brakiem solidnego snu.
Poderwała się z miejsca widząc obcego.
- Kto to? - spytała schrypniętym głosem.
Zethar poklepał Shana po plecach, uśmiechając się lekko.
- Kolega zna się na truciznach - rzucił wrogie spojrzenie Shanowi, nie tracąc uśmieszku z twarzy - Do roboty.
Truciciel nieśmiało podszedł do łóżka Rogana Lagun.
Keira wykorzystywała resztki sił, by uważnie obserwować intruza, a w razie potrzeby zaatakować.
Shan przyjrzał się lordowi.
- Jakie objawy? - spytał po chwili.
- Biegunka, halucynacje, chwilowy paraliż, wymioty i gorączka - wymieniła Keira.
- Hm... Wygląda na zatrucie talem.
Likwidatorka natychmiast wyszła.
- Cóż... To ja już pójdę - truciciel skierował się ku drzwiom.
Zethar chwycił go za ramię.
- Nikomu ani słowa - syknął puszczając rzezimieszka.
Shan niemalże biegiem opuścił dom Rogana Lagun.
Keira wróciła po chwili z lekarzem.
Zethar widział, że ledwo trzymała się na nogach. Podszedł do niej i przytulił ją, chcąc dodać otuchy.
- Odpocznij - szepnął jej do ucha - Jest w dobrych rękach.
Keira wlepiła w niego opuchnięte oczy, otoczone przez resztki makijażu.
Morven pogłaskał ją po policzku, a po chwili delikatnie cmoknął ją w czoło.
- Chodź - pociągnął ją do drzwi - Lekarz się nim zajmie.
Keira jeszcze rzuciła okiem na nieprzytomnego ojca. Była zmęczona. Jeśli chciała się do czegoś przydać, musiała odsapnąć. Choć chwilę. Uległa Zetharowi i dała się wyprowadzić z komnaty ojca.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Keira poderwała się z poduszki. Już miała wyskoczyć z łóżka i pobiec do ojca, gdy ktoś złapał jej rękę. Przez ułamek sekundy wszystko w środku kazało jej atakować. Bronić się. Jednak kiedy spojrzała kto ośmielił się ją zatrzymać, prędko się uspokoiła.
- A ty dokąd? - spytał Zethar wyraźnie zaskoczony jej nagłym zrywem.
- Do ojca. Czy... on...?
- Ma się dobrze - uśmiechnął się lekko - Gorączka odpuściła i lord odzyskał przytomność.
- Całe szczęście - odetchnęła z ulgą - Wiadomo kto go otruł?
- Jeszcze nie. Likwidatorzy szukają sprawcy. Bez obaw, dopadniemy go. A wtedy gorzko pożałuje, że odważył się otruć twojego ojca.

LikwidatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz