12.

2.5K 205 16
                                    

Zethar obudził się później niż zwykle. Rozejrzał się skołowany po pokoju. Nikt go nie obudził o świcie. Było podejrzanie cicho. Miał całe łóżko dla siebie.

Gdzie się podziała Keira?

Zastał ją w kuchni. Razem z Isleen myły naczynia po śniadaniu.
- O! Widzę, że śpiący królewicz raczył się ruszyć z łóżka - zarechotała Keira.
- Dzień dobry - odparł, ignorując jej uwagę.
- Bądź tak dobry i zrób zakupy - rzuciła dziewczyna - Isleen i ja trochę ogarniemy dom.
- Ależ nie trzeba - wtrąciła speszona kobieta.
- Nonsens. Z chęcią ci pomożemy - Lagun łypnęła na Zethara - Prawda, skarbie?
Młodzieńca przeszedł dreszcz słysząc jaki nacisk Keira położyła na ostatnie słowo.
- Oczywiście - odparł starając się uniknąć jej upiornego spojrzenia.
Keira wręczyła mu listę.
- Tylko nie zbłądź - powiedziała.
- Przecież to małe miasto.
Uśmiechnęła się lekko.
- Wszędzie można się zagubić.
Zethar znał ten specyficzny uśmieszek. Właśnie zasugerowała mu by ukrywał się na widoku. Po prostu miał robić zakupy jak zwykły mieszkaniec, a przy okazji wypatrywać czegoś niecodziennego. Przy Keirze trzeba było być ciągle czujnym. Przekazywała tyle informacji przez niepozorne zdania i gesty.

◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇◇

Zethar nienawidził tłumu. Owszem można było niepostrzeżenie przejść obok straży, ale fakt, że ludzie znajdowali się zbyt blisko, był po prostu frustrujący.
Morvena ogarnęła wielka radość, gdy skończył robić zakupy i w końcu wyrwał się z ucisku ludu. Tak jak się spodziewał, nie dostrzegł niczego co mogłoby zasłużyć na jego uwagę.

To miasto jest wciąż tak nudne, jak przed laty...

- Zostaw mnie! - usłyszał wrzask Rory'ego - Na pomoc!
Zethar podążył za nawoływaniem. Po chwili dostrzegł syna Isleen. Dwóch strażników przytrzymywało chłopca, by jakiś dzieciak w drogim fraku mógł go swobodnie okładać po twarzy i brzuchu.

Szlachecki gówniarz...

Zethar odłożył zakupy i ruszył w stronę młodego dręczyciela. Chwycił bijącego za nadgarstek, gdy szykował się do kolejnego ciosu.
- Nie masz dość jaj, by bić się jeden na jeden, chłopcze? - mruknął.
- Zabieraj łapy, plebejuszu! - ryknął chłopak - Straże!
Żołnierze puścili Rory'ego, któremu nogi się ugięły pomimo jego niewielkiego ciężaru. Bojownicy ruszyli na Zethara.
Młodzieniec bez zawahania uderzył jednego z mężczyzn w krtań, następnie w żebra, posyłając go na ziemię.

Jeden z głowy.

Z drugim poszło mu równie łatwo. Wystarczyło wpakować kolano w krocze rywala i prawym sierpowym zmasakrować mu nos.
- Wiesz co grozi za napaść na szlachcica?! - zapiszczał chłopiec.
- Oczywiście, że wiem - odparł Zethar.
- Będziesz miał wielkie kłopoty!
- Przecież ciebie nie tknąłem - uśmiechnął się chytrze.
Tak chwycił nadgarstek dzieciaka, by nie został żaden ślad.

Gówniarz nic mi nie udowodni.

Chłopak pobladł. Ten upiorny spokój w głosie Zethara, zdezorientował go. Jak to możliwe, że nie drży przed małym paniczem?
- Jam jest syn markiza Aidana! Masz się do mnie zwracać z szacunkiem, a nie per ty!
Zethar zarechotał. Frustracja małoletniego szlachcica była wręcz rozkoszna.

Mały ma problem ze swoim ego.

Morven podszedł do Rory'ego i podniósł go z ziemi.
- W porządku, młody? - spytał ignorując markiza juniora.
Noel otarł dłonią krwawiącą wargę, po czym pokiwał głową.
Zethar uśmiechnął się lekko i zmierzwił mu włosy.
- Chodźmy do domu. Moira i Isleen ugotują coś dobrego - powiedział podnosząc zakupy.
Minęli małego Aidana. Wszyscy wlepili w nich swoje ciekawskie spojrzenia.

LikwidatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz