DWA

574 37 13
                                    


Warcząc wpatrywało się we mnie i po chwili rzuciło się na mnie...
... zamknąłem oczy czekając, aż kły wbiją się w moje ciało i dołączę do rodziny. Nic takiego sie jednak nie stało. Otworzyłem oczy i stwór był martwy na podłodze, a nad nim stał wilczur. Pies obrócił się do mnie i podszedł wlepiając we mnie swoje również żółte i bezźrenicowe ślepia. Ukucnąłem i powoli wyciągnąłem do niego rękę. W przeciwieństwie do swojego martwego pobratyńca miał trochę futerka. Podszedł do mnie i powąchał po wyciagniecietej ręce po czym polizał mnie. Usmiechnąłem się i pogłaskałem go. Może jednak nie będę tutaj sam?
- Nadam ci imię - poinformowalem cicho zwierzę, a ono nadal mnie lizało - Będziesz Hiro - głaskałem go po łebku. Po czym wstałem.
- Poczekaj chwilę. Wezmę coś stąd i poszukam ci coś do jedzenia - ominąłem trupa i wziąłem nóż myśliwski, oraz śpiwór, który leżał na półce. Zabrałem jeszcze jeden nóż tak w razie czego i ruszyłem do domu patrząc czy Hiro idzie za mną. Po chwili się ze mną zrównał, a ja nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu. W domu poszukałem jeszcze jednego plecaka i spakowałem tam jeden nóż. Przygotowałem go tak aby mógł nieść go pies. W ten sposób obydwoje będziemy nieść jedzenie dla siebie. Założyłem Hiro plecak, a on wytrwale czekał aż sam się ogarnę. Przypiołem śpiwór do plecaka, założyłem go na plecy i wziąłem kurtkę przeciwdeszczową ojca. Tak uszykowany razem z moim nowym przyjacielem wyszliśmy z domu bez zamiaru wracania tu kiedykolwiek. Wymijajac zwłoki i zakrywając nos i usta rękawem bluzy skierowałem się do pierwszego lepszego sklepu skąd wziąłem butelki z wodą, puszki z konserwami, otwieracz, obrożę dla Hiro, kilkanaście paczek zapałek i kilka zapalniczek, oraz jeszcze gumy do żucia, mimowolnie jakieś lizaki, karmę dla psa w puszkach, jakąś miseczkę dla niego, paczkę plastikowych łyżek i chusteczki. Usiadłem na podłodze i zacząłem pakować to wszystko do naszych dwóch plecaków. Zanim udało mi się to zrobić z jakieś pół godziny zajęło mi układanie tego tak aby się zmieściło przy okazji jeden z lizaków zniknął. Założyłem Hiro obrożę oraz plecak i sam założyłem swój. Byliśmy już gotowi do drogi. No dobrze prawie gotowi. Idąc w kierunku wyjścia z miasta odwiedziliśmy aptekę. Zabrałem stamtąd tyle ile jeszcze się zmieściło do naszych plecaków i dwa małe czerwone torby, w które wepchnalem jak największą ilość leków i bandaży. Gotowi do drogi powoli ruszyliśmy opuszczając miasto.

Mój plan był prost. Iść dopóki nie znajdziemy kogoś innego kto przetrwał. Bo przecież ktoś musiał, prawda? Szliśmy robiąc sobie przerwy i jedząc o ustalonym przeze mnie czasie. Noce nie były zimne. Przyniosły ukojenie po upałach w ciągu dnia. Teraz żałowałem, że nie zabrałem czapki z daszkiem, ale już byliśmy zbyt daleko aby się specjalnie wracać po coś bez czego mogę przeżyć. Po tygodniu wędrówki nasze plecaki zacząły robić się lekkie. Trzeba będzie znaleźć jakieś miasto, czy wioskę, w której będziemy mogli uzupełnić zapasy, ale nic nie wyglądało na to aby miało się to stać. Wszędzie były drzewa, a jak już znaleźliśmy jakąś wioskę to całkowicie zniszczoną.

Była noc. Już straciłem rachubę ile dni włóczymy się bez celu. Albo z nikłym celem. Tak. Cały czas mam nadzieję, że kogoś znajdziemy, że ktoś nas znajdzie. Być może trochę postradałem zmysły, no cóż cały czas nawijam do psa. I ostatnio wydaje mi się, że on mnie rozumie. Jednym z syndromów, że idziemy już długo jest spadająca w nocy temperatura, chociaż może po prostu klimat się zmienia? Rano jest przyjemnie, w południe można się ugotować, wieczorem jest duszno, a w nocy sie marznie. Piękna pogoda nie prawda?
Jedena z takich nocy zapadła mi w pamięć. Rozpaliłem ognisko i grzałem się prz nim razem z moim Hiro. Wszystko było dobrze, do czasu aż z lasu rozległo się warczenie. Chwyciłem swój nóż i skuliłem się pod śpiworem wciągając swojego psa do środka. Miałem nadzieję, że to coś czymkolwiek było nas zostawi. Wcześniej leżenie w bezruchu pomagało, ale teraz stwór podszedł do nas i oparł łapę na śpiworze pod którym lezelismy. Łapa istoty była oparta o mój bok. Miałem tylko nadzieję, że nie oprze ciężaru całego swojego cielska o moje żebra. Jeśli by to zrobił została by ze mnie miazgia. Po chwili w bezruchu Hiro cicho zawarczał. I koniec. Błyskawicznie wyturlałem się spod śpiwora i rzuciłem się do ucieczki. Stwór stał zaskoczony jednak to nie trwało długo. Rozpoczął pogoń..

~~~

Wow... jakie długie rozdziały tutaj pisze! Coś około 700 słów ^^ CZYSTA RADOŚĆ!!!

ApokalipsaWhere stories live. Discover now