- Wiem - jęknęła. - A ja jego, Thor. I to nawet nie wiesz, jak bardzo.

Bóg piorunów pocałował ją czule w czubek złotej głowy, trzymając mocno w ramionach. Zamrugał parę razy, chcąc przegonić wilgoć z oczu.

Zdawał sobie bowiem sprawę z tego, że słone krople roztarły iluzję, nałożoną pod powieki.

Jego tęczówki na chwilę zalśniły zielonym, bladym światłem, kiedy Sigyn załkała. Ułamek sekundy później wrócił niebieski, ciepły kolor oczu Thora.

W komnatach królewskich panowała cisza, przerywana jedynie wolnym oddechem śpiącego. Odyn z biegiem lat stawał się coraz bardziej zmęczony i... stary.

Jeszcze do niedawna wierzył, że dzięki swej żonie przeżyje jeszcze kilka stuleci. Ale jej już nie było.

Obracając się po raz kolejny na bok we śnie, wyczuł jego obecność. Westchnął głęboko i uchylił powiekę swego jedynego oka.

- Loki.

- Odynie - czarnowłosy skinął głową, splatając ręce z tyłu pleców.

Bóg kłamstw i niezgody przekrzywił głowę, patrząc na Wszechojca, który próbował usiąść na krawędzi swego ogromnego łoża.

- Wróciłeś po tron?

Loki uniósł kącik ust i parsknął.

- A ty ciągle się boisz, że ci go zabiorę - pokręcił głową i stanął w nogach posłania.

- To po co tu jesteś? - Odyn nie miał zamiaru bawić się w jego gierki.

Zielone oczy młodego boga zabłysły.

- Chcę zawrzeć umowę.

- Ze mną? - parsknął starzec, wstając i narzucając na ramiona złoty szlafrok.

- Tak, z tobą - Loki zmrużył oczy, zaciskając zęby.

Czy on naprawdę nie potrafił odebrać jego słów na poważnie?

Odyn wyprostował się, wyczuwając w tonie głosu przybranego syna drżącą, poirytowaną nutę.

- Słucham.

Młody mężczyzna przestąpił krok w stronę króla Asgardu.

- Mogę odejść - zaczął cicho. - Mogę porzucić Asgard, swój dom, i już tu nie wrócić. Z chęcią zapomnę o planach co do twojego tronu i władzy nad miastem.

- A warunek?

Twarze obojga stały się na tamten moment wzorcowymi przykładami skupienia i powagi. Loki przełknął ślinę i uniósł dumnie podbródek.

- Zabierzesz ją stąd. Odeślesz jak najdalej od miasta, przydzielając jej eskortę oraz wszystko, czego będzie potrzebowała podczas podróży. Ty wiesz, co nadciąga.

Błękitne oko Odyna zabłysło na potwierdzenie. Czyli dobrze czuł... Kolejna wojna zbliżała się z każdym dniem, a ta miała być tym ostatecznym starciem o resztki dobra, jakie jeszcze pozostały we wszechświecie.

Na przykład o Sigyn.

- Czemu nie weźmiesz jej ze sobą? - spytał Wszechojciec, choć i tak znał odpowiedź.

- Moja podróż i mój świat są zbyt niebezpieczne. Nie chcę jej bez potrzeby narażać.

Odyn pokiwał głową ze zrozumieniem. Loki przestąpił z nogi na nogę i zacisnął usta w wąską linię.

- Odejdziesz natychmiast. A Sigyn pozostanie pod moją opieką.

Złotowłosa nie chciała już być niczyim ciężarem, czy kolejnym strapieniem. Chciała wolności.

Ostry, gwałtowny wiatr porywał jej złote kosmyki włosów, szarpał brutalnie za cienką suknię i biczował po twarzy strugami deszczu. Małe, zimne krople mieszały się z ciepłymi, słonymi łzami.

Ona już nie potrafiła. Za dużo bólu, samotności i tej nieznośnej ciszy. Kiedy po raz pierwszy przeżywała jego odejście, zawsze miała u boku Friggę. A teraz? Nawet Thor wydawał się jej być jakiś odległy, wciąż zamyślony.

Loki sam zresztą powiedział, żeby wyrwała się z tego więzienia. I teraz, jak rzadko się to zdarzało, zamierzała posłuchać swego męża.

Ścisnęła obrączki w dłoni i zamknęła oczy.

Przestąpiła krok do przodu, nie napotykając żadnego oporu dla swych gołych stóp. Poddała się sile grawitacji. Czarne, wzburzone fale czekały na nią w dole, wołając swym ogromnym rykiem.

Zagłuszył on jej imię, wykrzyczane gdzieś w deszczu, próbujące przebić się przez grubą zasłonę ciężkich kropel.

Za późno. Ona już spadła.

ástir |Loki Laufeyson| ✔Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin