Wiadomość przyniósł jej żołnierz w złotej zbroi. Już w momencie kiedy zdjął hełm wiedziała, co się stało.
Cichym, lekko drżącym głosem oznajmił to, co miał przekazać. Złotowłosa skinęła głową, lecz strażnik nie miał zamiaru jej opuszczać.
- Pani, pobladłaś...
Sigyn uśmiechnęła się słabo i zamrugała.
- Wyobrażam sobie - szepnęła cicho i oparła drżącą dłoń na oparciu fotela, z którego przed chwilą wstała. - Wyjdź proszę, ja... chciałabym przez chwilę zostać sama.
Strażnik przełknął ślinę i skłonił się przed wyjściem.
- Tak, jak zawsze - jej delikatny szept rozpłynął się w nagle dusznym i przytłaczającym powietrzu.
✣
Sigyn. Piękna, dobra Sigyn. Dziewczyna o złotym sercu, z otwartymi ramionami dla każdej cierpiącej i zagubionej duszy.
Teraz nie potrafiła pocieszyć nawet samej siebie.
Kiedy po kilku dniach wrócił Thor, zamknęła się w swych komnatach. Siedziała na balkonie, wystawiając bladą twarz do słońca. Delikatny, chłodny wiatr bawił się jej złotymi kosmykami, łaskocząc odsłoniętą skórę.
- Sigyn?
Głęboki głos wyrwał ją z zamyślenia. Uniosła kącik ust na widok wojownika i podniosła się ciężko z kamiennej ławeczki. Splotła dłonie z przodu, zaczepiając palcami o długie rękawy ciemnej sukni. Czuła delikatny, złoty łańcuszek, na którym zawieszone były ich obrączki, owinięty wokół nadgarstka.
- Thor - przywitała księcia skinieniem.
Przez chwilę stali tak w milczeniu, głaskani przez ciepły wiatr. Sigyn zauważyła kilka drobnych szram na twarzy przyjaciela, nowe zmarszczki na czole i w kącikach ust oraz cienie pod oczami.
- Dobrze cię widzieć - przerwała w końcu ciszę pomiędzy nimi.
Bóg westchnął i pokręcił głową, zbliżając się w jej stronę.
- Wiem, że to nie mnie chciałaś ujrzeć w drzwiach.
Dziewczyna uniosła kącik ust w smutnym uśmiechu. Podeszła powoli do pozłacanego, marmurowego murku wzniesionego na krawędzi tarasu. Obracała w palcach duży, męski pierścionek, jakby próbując sobie przypomnieć dotyk jego miękkiej skóry.
- Ale wróciłeś, Thor. Przynajmniej ty.
- Sigyn, ja...
- Nic nie mów - przerwała mu, odwracając się. - Nie przepraszaj za to, że żyjesz i po raz kolejny uratowałeś wszechświat. Nie przepraszaj za... Za... - przełknęła ślinę, spuszczając wzrok na swoje dłonie. Złota biżuteria zalśniła, chwytając pojedyncze promienie słońca. - Za niego. - dokończyła cicho.
Thor chwycił jej splecione ręce, drugim ramieniem przyciągając drobne ciało złotowłosej do swej szerokiej piersi.
- Kazał mi coś przekazać - powiedział cicho po chwili, bijąc się z myślami.
Sigyn przytuliła policzek do chłodnego napierśnika, przyciśnięta do niego przez silne ramiona boga.
- Powiedz jej, że przeproszę ją później, twarzą w twarz. I żeby wyrwała się z tej złotej klatki, zostając gwiazdą na ciemnym niebie innego, godnego jej mężczyzny.
Dziewczyna zacisnęła powieki, spod których uciekły łzy.
- Kochał cię, Sigyn.
Dziewczyna zatrzęsła się i wzięła głęboki wdech, starając opanować swój płacz.
ВИ ЧИТАЄТЕ
ástir |Loki Laufeyson| ✔
Фанфіки/ástir - staronordycki: 'miłość'/ Historia o miłości Boga Kłamstw i Niezgody, ukochanej Sigyn o złotych włosach i ich cierpieniu.