Opus 21

82 15 0
                                    

Było już dobrze po drugiej w nocy kiedy w sypialni pojawił się zaspany Presto. Nie mógł zasnąć przez dźwięki wydobywające się za zamkniętego pokoju Aleksandra. Chciał sprawdzić jak przyjacielowi idzie praca nad sonatą, ale widząc rozdrażnienie na jego twarzy, wolał się nie odzywać.

- To koniec. Nie napisałem nic szczególnie dobrego – rzekł po chwili ciszy i odłożył skrzypce do futerału.

Przetarł nerwowo ręką spocone czoło i opadł na łóżko, mrużąc podkrążone oczy. Był zmęczony ciągłym zamartwianiem się, że nie zdąży i to właśnie wybijało go z rytmu pracy. Nie mógł się na niej skupić tak jak zawsze.

- Spokojnie, spotkanie jest jutro o drugiej. Masz czas – bąknął demon.

- Do cholery! Przestań powtarzać żebym się uspokoił, bo to mnie jeszcze bardziej denerwuje! – uniósł się Aleksander. Był tak zmęczony, że nawet nie podniósł powiek, kiedy to mówił. Presto zamilkł, a on wziął powolny, głęboki oddech. - Zadzwoń po Alicję.

- Nie – zaoponował demon.

- Mówię zadzwoń!

- Nie potrzebujesz jej.

Presto zasłonił usta ręką, by zahamować ziewnięcie i wślizgnął się do środka. Usiadł w głębokim fotelu pod oknem i oparł głowę o zagłówek.

- Potrzebuję... - stęknął Aleksander na nieposłuszeństwo ze strony demona.

- Czasami mam wrażenie, że tęsknisz za Tonim – zażartował Presto. Dobrze wiedział, że tym krótkim zdaniem sprawi, iż przyjaciel da sobie spokój. I rzeczywiście. Aleksander przewrócił się na prawy bok i burknął:

- Pieprz się.

Nastała pomiędzy nimi cisza. Demon nadal siedział w fotelu, wpatrując się w kark towarzysza i upajał się jego irytacją. Tak upłynęło kilka kwadransów. W końcu Presto usłyszał ciche pochrapywanie. Położył nogi na pobliskiej pufie i spojrzał jeszcze na zegar - dochodziła trzecia w nocy.

Uśmiechnął się, zamykając powoli oczy. Niegdyś to była jego ulubiona pora. Teraz, przez ludzkie ciało, w które się przeobraził, odczuwał tylko wielką chęć zaśnięcia.

*

Tej nocy śnił powtórnie ojca, który grał na skrzypcach swoją ulubioną Sonatę Diabelską Tartiniego. I tak jak poprzednimi razami również płakał na zmianę łzami i krwią, których krople spływały po pudle rezonansowym instrumentu, a potem spadały na podłogę.

Wkrótce nie wiadomo skąd pojawił się bujany fotel, na którym zasiadł pradziadek Baltazar. Aleksander znał go tylko ze starych fotografii walających się po strychu domostwa, bo staruszek z bujnymi siwymi wąsami umarł tuż po jego narodzinach. Mimo wszystko widział go naprawdę wyraźnie. Franciszek Rapsod przypatrywał się starcowi wzburzonym wzrokiem i zdawało mu się, że ojciec za chwilę dźgnie pradziadka smyczkiem w samo serce, ale nie doczekał się finału, bo właśnie coś wyrwało go ze snu.

Obudziła go niepewność, poczucie chłodu i pewnego rodzaju grozy, która zawisła w pokoju. Kiedy otworzył oczy, ujrzał demona śpiącego na fotelu pod oknem i domyślił się, że to on musiał być sprawcą tych wszystkich dziwnych odczuć i snów. Miał już sięgnąć po zegarek leżący na szafce nocnej i rzucić nim w jego głowę, żądając żeby się wyniósł z sypialni, ale nagle znieruchomiał przyciągnięty dźwiękami zza okna.

To było jak samoistny płomyk nadziei w jego zaspanym umyśle. Pojawiło się znikąd i tak nagle, że Aleksander nie mógł opanować podniecenia. Pomyślał, że jednak nie wszystko zostało stracone. Opadł z powrotem na poduszki i zastygł, przysłuchując się dźwiękom miasta. Ciche pochrapywanie demona, jego równomierny oddech, tykanie metronomu z pobliskiego pomieszczenia, klaksony, warkot silników, śpiew ptaków, powiew wiatru, szum drzew, krzyki budowlańca, gwizd dzwonka maszynisty i sunięcie pociągu po torach - to wszystko układało się w głowie Aleksandra w niepowtarzalną, błyskotliwą muzykę.

Diabelski TrylOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz