Rozdział 6

1.9K 193 40
                                    

Marinette:

Adrien odprowadził mnie pod same drzwi żegnając całusem w dłoń i życząc miłego popołudnia. Pomachałam do niego gdy odwrócił się przed zniknięciem za rogiem po czym weszłam do piekarni gdzie mama od razu rzuciła się mi na szyję.

- Tak się cieszę drogie dziecko, że nic ci nie jest.

- Mamo spokojnie.- chciałam ją jakoś od siebie odczepić bo zaczynało mi już brakować powietrza.- Dlaczego miałoby mi się coś stać, przecież byłam tylko w szkole.

- Choć na górę, tam ci wszystko wytłumaczę.- i bez chwili zastanowienia chwyciła mnie za rękę i zaczęła brutalnie wciągać po schodkach do mieszkania. Pokręciłam tylko głową, odłożyłam plecak na kanapę po czym na niej usiadłam spoglądając na nią ponaglająco. 

- Dziś w porannych wiadomościach mówili, że ktoś brutalnie zamordował jakąś licealistkę. Twierdzą, że to sekta bo z dziewczyny była upuszczona niemalże cała krew! Biedna nie miała się nawet jak bronić bo dostała jakimś tępym narzędziem w głowę i straciła przytomność! Tak się o ciebie martwiłam kochanie. Już prawie wysłałam po ciebie tatę ale on uznał, że nic ci się nie stanie w biały dzień w miejscu publicznym pięć minut od domu!- krzyczała wyrzucając co chwila ręce w górę. Słuchałam jej uważnie i aż zmroziło mi krew w żyłach. Oby to był jednorazowy przypadek bo inaczej mama zeświruje i zabroni mi w ogóle wychodzić z domu. Nawet do szkoły. Patrzyłam jak jeszcze przez chwilę kręci się po salonie jak małe tornado i przestawia różne rzeczy. Zamieniała miejscami zdjęcia, odsłoniła do końca rolety i zmieniła wodę w wazonie z tulipanami.

- Mamo! Usiądź proszę i się uspokój.- poklepałam miejsce obok siebie.

- Po prostu się martwię kochanie, to było tak niedaleko naszego domu.- westchnęła.

- Adrien odebrał mnie dziś ze szkoły i odprowadził pod same drzwi więc nie masz się czego bać.- posłałam jej promienny uśmiech.

- Oh, to on już zna twój plan lekcji? Myślałam, że dopiero się poznaliście.- zmrużyła oczy.

- Nie, nie mówiłam mu nic o moim planie lekcji. W sumie to nie wiem skąd on wiedział o której kończę ale miło było gdy zobaczyła, że na mnie czeka.- ponownie się uśmiechnęłam.

- A może to on jest tym mordercą! Pomyśl Marinette, jesteś łada i podobna do tej zamordowanej dziewczyny, dopiero się poznaliście a on zachowuje się jak by wiedział o tobie wszystko! Może upatrzył sobie ciebie już wcześniej, śledził a teraz chce w sobie rozkochać!- zaczęła ponownie gwałtownie wymachiwać rękami. 

- Mamo no błagam cię, Adrien? Jest miły, kochany i opiekuńczy, muchy by nie skrzywdził.- zapewniłam ją stanowczym głosem.

Adrien:

Zrobiłem zakupy po czym wróciłem do domu gdzie zastałem Plagg'a oglądającego telewizję i wylizującego opakowania od tego śmierdzącego sera.

- Mówili o tobie w wiadomościach.- mlasnął kiedy wypakowywałem torby w kuchni.

- Czemu mi nie powiedziałeś?

- Spałeś.- zacmokał.- A co, chciałeś dowiedzieć się czegoś o swojej wczorajszej ofierze?- zadrwił. Zirytowany cisnąłem w niego opakowaniem sera camembert i przysiadłem się obok na kanapie.

- Tak, chciałem coś o niej wiedzieć.- wymamrotałem chwytając pilota w celu poszukania powtórki porannych wiadomości.

- Tak też myślałem i byś nie musiał oglądać wiadomości wynotowałem ci wiadomości o niej.- podał mi kartkę przewracając oczami. Chwyciłem ją pospiesznie by  odczytać zapisane tam informacje.

Laura Moreau lat siedemnaście.

Uczęszczała do prywatnego liceum plastycznego.

Wysoka, szczupła czarnowłosa dziewczyna o niebieskich oczach.

Pod spodem miałem jej najbardziej aktualne zdjęcie z przed morderstwa. Zamurowało mnie. Była bardziej niż bardzo podobna do mojej Marinette. Laurze brakowało jedynie piegów, granatowych włosów zamiast czarnych i fiołkowych oczu, a tak to cała Mari. Nawet ubierała się podobnie.

- Podobna, nie?- Plagg gapił się tępo w ekran mówiąc to.

- Podobna.- potwierdziłem jego słowa głosem pozbawionym emocji.

- Nie boisz się, że następna będzie jeszcze bardziej podobna?

- Już chyba bardziej podobnej do Marinette niż ona sama jest nie znajdę.- ścisnąłem papier w dłoni zgrzytając zębami.

- Właśnie o tym mówię stary. Co zrobisz jeżeli następna będzie Ona?- zapytał stając na przeciwko mnie.

- Ja...- zaciąłem się. W sumie nie wiedziałem co bym zrobił. Już wielokrotnie zaznała śmierci z mej ręki, ale teraz tak się nie stanie.- Ja nie wiem, ale nie dopuszczę do tego.

- Pamiętaj Adrien, zakazany owoc kusi najbardziej.- wyminął mnie z krzywym uśmiechem. Dobrze wiedziałem o co mu chodzi. Raz sam prawie rzucił się na Tikki i teraz próbuje mnie przed tym ustrzec. Opadłem psychiczne zmęczony na kanapę, błagam niech słońce nie zachodzi. Oh my Lady proszę uratuj mnie nim będzie już za późno.

_______________________________________________________________________

Mamy kolejny!!! Przepraszam, że tak późno w nocy i że w ogóle tak długo musieliście czekać ale miałam chwilowy brak weny T.T Ale wszystko jest już dobrze :3 i rozdziały będą pojawiać się częściej :] Liczę na jakieś gwiazdki i komentarze na zachętę ( albo przynajmniej cukierka xd )

PS: Mam już 697 wyświetleń i 108 gwiazdek!!!! Bardzo wam za to dziękuję :3 Jesteście najlepszymi czytelnikami jakich mogłam sobie wymarzyć :)

Miraculous: Beauty and the BeastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz