08.

2.9K 202 23
                                    

*Niall pov*

- Wszyscy gotowi? - spytał Blaze. Przytaknąłem głową, gdy na mnie spojrzał i odbezpieczyłem pistolet. - Wchodzimy. - powiedział, więc wyciągnąłem pistolet przed siebie i ruszyłem za Milo. Weszliśmy do budynku i ruszyliśmy do głównego pomieszczenia gangu. Blaze nas prowadził, a my rozglądaliśmy się na boki. Wpadliśmy do pomieszczenia celując w każdego bronią. 

- Wiedziałem, że przybędziesz, Blaze. Nie sądziłem, że tak późno. - zaśmiał się ironicznie, a potem wszystko działo się szybko. Strzały jeden za drugim, krew, trupy, oczywiście tylko ze strony naszych wrogów, dopóki ja nie dostałem. Złapałem się za brzuch i opadłem na kolana. Upuściłem pistolet, a po chwili moje ciało opadło bezwładnie na ziemię. 

*Mercy pov*

Niall'a nie ma już od sześciu godzin. Miał być tam góra trzy godziny. Nie odbiera moich telefonów, a Troy cały czas czatuję pod naszym domem, co mnie uspokaja, ponieważ wiem, że nic złego nie stanie się Toby'emu. Usłyszałam pukanie do drzwi, więc zerwałam się z kanapy i otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się wysoki mężczyzna. 

- Mercy, dzwonił Blaze. - powiedział ze zmartwioną miną. 

- Coś się stało? - spytałam.

- Niall jest w szpitalu. 

***

Siedziałam na szpitalnym korytarzu, a po moich policzkach spływały łzy. Toby spał na rękach Troy'a i nawet nie wiedział co się dzieję, za drzwiami bloku operacyjnego. Tak cholernie się o niego bałam. Mógł nas zostawić, mógł umrzeć. Wstałam gwałtownie z krzesła i zaczęłam chodzić po korytarzu w tą i z powrotem. Miałam ochotę zamordować Blaze'a, ale wiedziałam, że nie dałabym rady. 

Ten koleś jest przerażający. 

Drzwi od bloku operacyjnego się otworzyły i wybiegła z nich pielęgniarka. Wiedziałam, że jest źle. Jeszcze bardziej się rozpłakałam. Poczułam dłoń na moim ramieniu, więc odwróciłam się i zobaczyłam szefa Niall'a. 

- On jest silny. - powiedział, a ja zacisnęłam dłonie w pięści.

- Gdyby nie Ty, nie byłoby go tutaj. - syknęłam. 

- Mercy, poznałem go. Jest silny, będzie walczył, dlatego przyjąłem go do gangu. Walczy dla Ciebie i waszego syna. Tak, jak robiłem to ja. - ostatnie zdanie powiedział już ciszej. Pielęgniarka wróciła na blok operacyjny z drugim lekarzem. Było źle i to bardzo. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej, a Blaze zrobił coś co kompletnie mnie zdziwiło. Przyciągnął mnie do siebie i wtulił w swoje ciało. - On z tego wyjdzie. - szepnął. Usłyszałam płacz Toby'ego, więc odsunęłam się od mężczyzny i podeszłam do Troy'a. Odebrałam od niego mojego synka i przytuliłam go do siebie. Chłopczyk wtulił twarz w moją szyję i delikatnie objął mnie rączkami. Uśmiechnęłam się słabo i zaczęłam nim kołysać by się uspokoił. Po paru minutach płaczu usnął, a ja usiadłam na krześle i tuliłam go do siebie. Z bloku operacyjnego wyszli lekarze i pielęgniarki, ale nigdzie nie widziałam Niall'a.

- Pani Horan? - spytał lekarz, a ja przytaknęłam głową i wstałam z krzesła. Troy odebrał ode nie Toby'ego, żebym mogła porozmawiać z lekarzem. - Możemy porozmawiać w moim gabinecie? - spytał, a ja skinęłam głową i ruszyłam za doktorem. Weszliśmy do sterylnego pomieszczenia i usiadłam na krześle. 

- Co jest z moim mężem? - zadałam od razu pytanie.

- Pani mąż stracił bardzo dużo krwi. Kula utknęła, lecz zdołaliśmy ją wyciągnąć, ale...

- Ale? - spytałam. Obawiałam się najgorszego, mogłam go stracić. 

- Ale jego stan jest krytyczny. Dajemy mu dwadzieścia procent szans na przeżycie. - wyjaśnił. - Proszę być przygotowanym na najgorsze. - dodał, a po moich policzkach znów zaczęły spływać łzy. 

- M-mogę go zobaczyć, proszę. - szepnęłam. Lekarz zastanowił się chwilę, ale pozwolił mi wejść do niego na pięć minut. Zaprowadził mnie do sali Niall'a i zostawił mnie. Podeszłam do łóżka, na którym leżał mój mąż i miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Usiadłam na krześle i patrzyłam na jego bladą twarz. Jego włosy opadały na czoło, usta miał rozchylone, a między nimi rurkę, by mógł oddychać. Był przypięty do różnych maszyn, a w prawej ręce miał wbitą igłę od kroplówki. - N-niall. - zaczęłam. - Proszę walcz, dla mnie, dla Toby'ego, dla... - tu zacięłam się. - Dla naszego nowego dziecka. - dodałam po chwili. Dowiedziałam się o ciąży tydzień temu, lecz nadal mu nie powiedziałam. - Niall, nie poddawaj się, rozumiesz? Ja sobie bez Ciebie nie poradzę. Chcę się koło Ciebie budzić, chcę słyszeć Twój zaraźliwy śmiech, chcę słuchać Twojego śpiewu, Twoich nieśmiesznych żartów. Niall proszę. - po moich policzkach nadal spływały łzy. - Proszę. - szepnęłam. Maszyna wydała z siebie głośny pisk, więc spojrzałam na ekran, gdzie tera była prosta linia. Do sali wpadli lekarze, a mnie wyprosili. - Niall, nie zostawiaj mnie! - krzyknęłam żałośnie. Pielęgniarka zamknęła mi drzwi przed nosem, a ja wybuchnęłam głośnym płaczem. Oparłam się o ścianę i zsunęłam się w dół. Nie chciałam go stracić, był dla mnie wszystkim. Schowałam twarz w dłoniach i płakałam. Nie obchodziło mnie teraz jak wyglądam, jak ludzie się na mnie patrzą, potrzebowałam tylko jednej wiadomości. Minęło dziesięć, piętnaście minut, lecz nadal żadnej wiadomości. Dopiero po trzydziestu minutach z sali wyszedł lekarz, a ja pozbierałam się z podłogi i stanęłam na przeciw mężczyzny. 

- Udało nam się go uratować, ale Pani mąż musi teraz odpoczywać. - powiedział, a ja mogłam odetchnąć z ulgą, chociaż na chwilę. - Proszę jechać do domu, gdyby coś się działo, zadzwonimy do pani. - dodał, a ja kiwnęłam głową. Spojrzałam na Troy'a, który nadal trzymał Toby'ego i uśmiechnął się do mnie słabo. 

- Chcę jechać do domu. - powiedziałam zachrypniętym głosem. Mężczyzna pokiwał głową i ruszył w kierunku wyjścia, a ja zaraz za nim. Wyszliśmy z budynku i wsiadłam do samochodu. Wzięłam Toby'ego na ręce i posadziłam go na swoich kolanach. Chłopczyk nadal spał, więc mocniej otuliłam go kocykiem i przytuliłam do siebie. Teraz został mi tylko on. 

XXXX

Podoba się? 

Myślę, że napiszę jeszcze jeden, jeżeli chcecie :) 

Marcelina x 

You are my addiction||n.h. ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz