Rozdzial 3

71 6 9
                                    

- Może ci pomogę? - Usłyszałam za sobą głos, kiedy chciałam zamknąć drzwi od łazienki.
Kiedy Mali i Robert pojechali do swojego domu, Brad poszedł do kuchni umyć naczynia. Zajęło mu to sporo czasu, ponieważ nie chciał zbudzić śpiących już Oscara i Bree.
Znudziło mi się czekanie na niego w salonie i postanowiłam iść umyć się do łazienki opierając się o ścianę.
- Poradzę sobie. - Warknełam.
- Jak coś będę pod drzwiami, jasne? - Poczułam jego rękę na moim ramieniu.
Zamknęłam drzwi i próbując zorientować się w terenie szłam przed siebie. Po chwili natrafiłam na coś twardego. Zaczęłam to macać. Była to wanna. Po chwili odnalazłam kran i odkręciłam wodę.
Zdjęłam z siebie spodnie i bluzkę, tym samym zostałam w samej bieliźnie. Położyłam rękę na brzuch. Mimo, że nie był aż tak duży, czułam na nim lekkie zaokrąglenie.
Szum wody mnie uspokajał. Opierając się o ścianę wanny usiadłam na ziemi.
Dlaczego rodzina Brad'a mnie nienawidzi?
Przez to, że jestem niewiadoma nigdy nie będę szczęśliwa.
Zostałam ziarnem niezgody jego rodziny.
Zaczęłam płakać. Zginęłam kolana, na których położyłam swoje łokcie i nachyliłam się aby uciszyć mój płacz.
Poczułam lekki powiew powietrza.
Po chwili ktoś zakręcił wodę i przytulił mnie.
- Nie płacz. - Brad przytulił mnie mocno do swojej piersi, przez co bardziej się rozpłakałam.
Nie chcę aby przeze mnie stracił kontakt ze swoją rodziną, chcę aby był szczęśliwy, a w teraz niestety tak nie będzie.
- Przepraszam. - Powiedziałam łkając.
- Nie masz za co, nic mi nie zrobiłaś. - Odsunął włosy z mojej twarzy. - Będę zawsze przy tobie. Nie płacz już nigdy więcej, bo mnie to rani.
Pocałowałam go prosto w usta. Odwzajemnił mój pocałunek. Po chwili podniósł mnie i posadził na swoich udach. Jego ręce błądziły  po moim ciele. Znalazłam guziki jego koszuli i zaczęłam je rozpoznać.
Oderwał się ode mnie.
Zaczęliśmy razem oddychać we wspólnym tempie.
- Teraz idź się umyć, jasne?

***

Leżałam na łóżku, czekając aż Brad wyjdzie z łazienki.
Nadal myślałam nad jego rozmową z rodzeństwem. 
- Nad czym tak myślisz? - Łóżko ugieło się pod jego ciężarem. Odkrył mnie na chwilę i po chwili przykrył siebie i mnie kołdrą.
- O niczym. - Objął mnie ramieniem i przesunął bliżej do siebie. Odwróciłam sie do niego.
- Myślisz, że uda nam się żyć tak jak kiedyś? - Spytałam z cichą nadzieją, że powie mi o rozmowie z Robertem i Mali.
- Tak, tylko teraz będzie nas o jedną osobę więcej. - Pocałował mnie lekko w usta. - Teraz idź spać, bo jeszcze usłyszy nas twoja siostra i znowu będzie mnie męczyć, abym wziął ją na barana. - Zaśmiał się cicho. - Dobranoc.
- Dobranoc Brad. -
Kiedy zaczęłam oddychać miarowo i udawałam, że śpię, położył się na plecach. Wykorzystałam ten moment i położyłam się na jego torsie. Nie miał koszulki, dzięki czemu lepiej słyszałam bicie jego serca.
- Ej, miałaś spać. - Jednak nie spał, czuwał przy mnie.
- Ty też. - Przytuliłam się mocniej do niego, dzięki czemu było mi bardziej cieplej.
- Już zasypiałem i mnie wystraszyłaś. - Pocałował moje włosy.
- Przepraszam. Skoro ci się nie podoba, to położe się na poduszce. - Podniosłam głowę, ale Brad objął mnie mocno lewym ramieniem i nie pozwolił położyć mi się na moją stronę łóżka.
- Nie, zostań, wolę czuć cię przy sobie i teraz wiem, że jesteś bezpieczna. - Zaczął malować jakieś wzorki na moim ramieniu.
- Jestem do niczego. - Szepnęłam cicho pod nosem.
Brad jednak miał dobry słuch. Odsunął mnie od siebie i usiadł na łóżku.
Również usiadłam na łóżku.
- Przystań, to robić, jasne? - Złapał moją twarz w obie dłonie. - Dla mnie zawsze będziesz najważniejsza i nikt tego nie zmieni. - Pocałował mnie prosto w usta.
Przesunął mnie do siebie bliżej i zaczął się o mnie opierać. Nie przeszkadzało mi to. Położył swoją dłoń na moich plecach i położył mnie delikatnie na łóżku, przestając mnie całować.
- Dobranoc. - Przykrył mnie kołdrą i jak matka całuje swoje dziecko na dobranoc, zrobił to samo.
Ja jednak byłam sprytniejsza, położyłam dłonie na jego szyi i przyciągnęłam mocno do siebie.
- Bądź grzeczną Rebeccą i idź spać. - Szepnął mi Brad do ucha. Nie pusciłam go, zamiast tego zaczęłam go mocno całować. Po chwili poczułam jego dłonie pod moją bluzką, w okolicach stanika.
Ta chwila mogłaby trwać wiecznie, jednak usłyszeliśmy, że ktoś wyszedł z łazienki. Ktoś stanął przed drzwiami naszego pokoju.
- Brad? - Tak, to była moja siostra.
Brad wstał z łóżka, i podszedł do drzwi.
- Czemu nie śpisz? - Spytał.
- Chciałam się tylko spytać, czy jutro pójdziemy na plac zabaw? Bo dawno nie byliśmy. - Zaśmiałam się cicho.
- Tak, teraz idź spać. - Usłyszałam jej kroki jak schodzi na dół i po chwili zamykanie drzwi.
- Widzisz, moja siostra na ciebie leci. - Szepnęłam.
- Będzie musiała się z tym pogodzić, że wole jej siostrę. - Pocałował mnie i położył się na swojej części łóżka.
- Ej, nie skończyliśmy czegoś. - Przysunęłam się do niego.
- Za karę, że ze mnie żartowałaś idź spać. - Wiedziałam, że żartuje.
- Dobra. To ja cię przekonam. - Usiadłam na nim.
- Zejdź ze mnie. - Brad położył dłonie na moich udach. - Nie uda ci się mnie przekonać.
Nachyliłam się i pocałowałam go prosto w usta. On zmienił pozycję i tym razem ja byłam na dole.
- Śpij skarbie, jutro jest bal nie chcę abyś mi później marudziła przez całą noc, że jesteś zmęczona.
- Obiecuję, że nie będę. - Uśmiechnęłam się.
- Jasne, już ci wierzę. - Zszedł ze mnie i położył się obok.
- Czyli nie jestem dla ciebie atrakcyjna jak kiedyś. - Powiedziałam pod nosem i odwróciłam sie do niego plecami.
Bradley westchnął głośno.
- Na dole są dzieci, nie chcę aby coś słyszeli, jasne? - Powiedział trochę zbyt ostro.
- Zwal winę na moje rodzeństwo. - Poczułam po chwili jego dłoń na moim udzie.
- Dla mnie zawsze będziesz atrakcyjna. - Szepnął mi do ucha. - Boję się, że cię zranie, nie wiem po prostu jak mam z tobą to robić. Chcę abyś była szczęśliwa tylko nie wiem jak to zrobić. Przepraszam. Jestem ofermą.
Odwróciłam się do niego.
- Widzisz? To, że jestem niewiadoma wszystko psuje. Najlepiej będzie jak mnie zostawisz i znajdziesz sobie jakąś normalną dziewczynę.
- Nie chcę nikogo innego. Twoja niewidomość nie jest temu winna, chodzi o to, że ja nie chcę cię  skrzywdzić, tak jak to zrobiłem za naszym pierwszym razem. Nie spytałem ciebie i przeze mnie ta noc nie była dla ciebie wyjątkowa. - Jego głos się załamał, położyłam dłoń na jego policzku.
- I była taka. Nie zrobiłeś mi żadnej krzywdy, gdyby tak nie było, nie bylibyśmy razem, rozumiesz? - Złapałam jego dłoń i złączyłam nasze dłonie w jedność.
- Nie chcę być dla ciebie człowiekiem bez uczuć. Chcę abyś wiedziała, że cię naprawdę kocham.
- Ja to wiem, teraz mi to pokazujesz. - Przytuliłam się mocno do niego. - Dziękuję. Nasze maleństwo będzie mieć lepszego ojca niż ja. - Położyłam się na plecach. 
- Żałuję, że miałaś takie dzieciństwo, i że nie mogę cofnąć czasu, abym mógł to zmienić. - Położył głowę na mojej klatce piersiowej.
- Nie musisz, miałam dziadka, który wszędzie ze mną chodził.
Odsunął się od mnie. Po chwili przyciągnął mnie mocno do swojej piersi.
- Przepraszam. Obiecuję, że nadrobię z tobą twój stracony czas...

~03~ Zaufałam CiWhere stories live. Discover now