Rozdział 12

192K 8.3K 2K
                                    


Dzień rozpoczął się całkiem obiecująco. Ogólnie rzecz biorąc nie powinnam narzekać. W końcu spędzałam czas z najlepszymi przyjaciółmi w rodzinnym mieście, i to jeszcze z dala od szkoły. Czego chcieć więcej?

Cóż, w moim przypadku istniała odpowiedź na to z pozoru retoryczne pytanie. Chciałam aby Isaac wyszedł z więzienia, niezależnie od tego, co zrobiłby zaraz potem. Nawet jeśli postanowiłby kontynuować unikanie mnie. Nie chcę, żeby resztę życia spędził za kratkami.

– Co powinnam teraz zrobić? – spytałam nie do końca określając czy mówię to do nich, czy do samej siebie.

Leżałam na plecach zajmując niemalże całą kanapę. Poza niewielkim kawałkiem, ponieważ tam siedział Tyler, natomiast moja głowa spoczywała na jego kolanach. Dylan siedział na fotelu naprzeciwko od jakiegoś czasu siłując się z orzechami i maszynką przeznaczoną do ich otwierania. Akurat dzisiaj spotkaliśmy się w jego mieszkaniu. Tyler tak samo jak Dylan wiedział na bieżąco o całej sprawie. Oboje ze wszystkich sił mnie wspierali.

– Mam ochotę skopać Zach'owi dupę – stwierdził Dylan, a lekki grymas wpłynął na jego twarz.

– Nie mamy na to czasu. Zresztą ma prawo mieć swoje zdanie w tej sprawie. Nikt go nie zmusi do robienia czegokolwiek. Jak widać, według niego lepszym rozwiązaniem było umycie od tego rąk. Zaczęłam się nawet zastanawiać czy nie ma w tym wszystkim racji...

– Co masz na myśli? – dopytywał Tyler bawiąc się jasnymi kosmykami moich włosów. Niesamowicie mnie to uspakajało. Przypomniałam sobie, że przecież Isaac uwielbiał, kiedy mu to robiłam.

Nieważne.

– Co jeśli Isaac faktycznie nie chce mnie widzieć? Postawmy się w sytuacji, w której odwiedzam Isaac'a w areszcie, chcąc zaoferować mu swoją pomoc, albo raczej poinformować o moim zamiarze, a on najzwyczajniej w świecie mi odmawia i mówi, że nie chce mnie znać i...

– Boisz się tego skarbie, prawda? Boisz się, że już cię nie kocha? – powiedział niepewnie Tyler głaszcząc mnie po głowie. Westchnęłam głośno, bo po części miał rację, w końcu to Tyler.

– Może trochę. Ale tak czy siak chciałabym mu pomóc. Nawet jeśli usłyszę najgorsze... albo jeśli on postanowi mnie zostawić, bo już nic do mnie nie czuje i będzie chciał zacząć nowe życie... chcę żeby mógł to zrobić. Nie mogą go zamknąć. Nie musi być ze mną, oby był szczęśliwy – wyznałam całkiem szczerze.

– Powinnaś do niego pojechać, póki jesteś w Worcester – Dylan wyraził swoją opinię, z którą oczywiście zgodził się też Tyler.

– Tak, został ci zaledwie jeden dzień, powinnaś tam jechać i zamiast gdybać zająć się konkretami – poczułam jak Ty zaczyna pleść z moich włosów warkoczyki.

 – Hola, nie tak szybko. Jak to sobie wyobrażacie? – zwilżyłam językiem dolną wargę – że jadę tam i co mu powiem?

– Że go kochasz i nie pozwolisz mu do końca życia...

– Och oczywiście Tyler, i jeszcze poproszę go o rękę? – wywróciłam oczami na jego zbyt wyimaginowane wyobrażenie naszej pierwszej rozmowy. Ten jedynie cmoknął ustami i kontynuował męczenie moich włosów.

– Przede wszystkim musisz mieć jakiś konkretniejszy plan. Powinniśmy razem ustalić co musisz mu przekazać – Dylan znacznie bardziej włączył się do rozmowy – po pierwsze pamiętaj, że w areszcie masz prawo na rozmowę z Isaac'iem na osobności bez bezpośredniej obecności policjanta. Trochę wiem na ten temat i powinnaś to zapamiętać, raczej ta rozmowa powinna odbyć się na osobności. Kolejna rzecz, wczoraj poszperałem trochę w tych całych kodeksach i doczytałem się informacji, że jeżeli Isaac został zatrzymany, gdyż wskazano go jako sprawcę czynu karalnego, to jeżeli jednostki policyjne nie mają co najmniej jednego dowodu potwierdzającego jego winę, nie mogą trzymać go dłużej niż czterdzieści osiem godzin od aresztowania i przesłuchania. Jak wiecie on siedzi tam już około tygodnia. Myślę, że mogłabyś wspomnieć o tym któremuś z funkcjonariuszy. Bo nie wygląda na to, jakby mieli ochotę go wypuścić.

– Ale zrobią to ot tak?– spytałam zaciekawiona.

– Oczywiście, że nie. Dlatego myślę, że powinnaś potwierdzić jego alibi. Musiałabyś skłamać, że Isaac był z tobą w dniu strzelaniny, bo jak wiemy nie złapano go na miejscu, tylko dzień później został wskazany przez Oliviera. Mogłabyś wyjaśnić, że chcesz zeznać w tej sprawie bo oni na to właśnie czekają. Zbierają jakiekolwiek dowody i słowa dotyczące całego zabójstwa. Oczywiście lepiej dla nich byłoby gdybyś powiedziała coś potwierdzającego winę Isaac'a, ale masz też prawo do niewielkiego pokrzyżowania ich planów.

– Całe moje zeznanie byłoby kłamstwem... za fałszywe zeznania grozi odpowiedzialność karna – powiedziałam niepewnie. Ten pomysł był dopiero analizowany przez mój mózg.

– Właśnie tutaj mamy największy problem. To byłoby duże ryzyko, nawet bardzo duże. O ile policja nie ma żadnych śladów, możesz spróbować. Złożyć zeznania i mieć nadzieję, że nie natkną się na nic większego co zaważy na postępowaniu sprawy. Bo jeśli znajdą to coś, nie dość, że Isaac trafi do pierdla to jeszcze ty zostaniesz w jakiś sposób ukarana.

–Czyli jeśli potwierdzę jego alibi jest szansa na to, że go wypuszczą?– zastanawiałam się na głos – ale jeżeli potem znajdą na niego jakieś dowody to odpowiem za fałszywe zeznania...

– Dokładnie – Dylan kiwnął głową zachowując powagę i skupienie. Każde z nas analizowało coś w swojej głowie – pamiętaj, że to naprawdę duże ryzyko. Bo gdy znajdą potem jakiś dowód na to, że Isaac faktycznie tej nocy był w fabryce a nie z tobą... Ale z kolei jest szansa, że Isaac nie był na tyle głupi żeby zostawić jakiekolwiek dowody i wszystko może się udać.

– Czy jest szansa, abym mogła porozmawiać z nim przed złożeniem zeznań?– spytałam. Szczerze mówiąc nie miałam nigdy styczności z tak poważną sprawą, a te wszystkie prawa były mi kompletnie obce.

– Raczej nie. Najpierw cię przesłuchają, a potem będziesz mogła się z nim zobaczyć – odpowiedział z westchnieniem Dylan. Wydawałoby się, że przejął się tą sprawą naprawdę mocno.

– Naomi wiesz jakie możesz mieć kłopoty gdyby... - Tyler zaczął mówić typowym dla niego, opiekuńczym głosem.

– Tak, wiem – wywróciłam oczami – sama nie mam pojęcia co robić. Cholera – westchnęłam ciężko przecierając twarz dłońmi.

Znalazłam się w cholernie beznadziejnej sytuacji. Narzekałam wcześniej, a teraz po prostu brak mi słów. Nie myślałam, że w ciągu tych kilku dni dowiem się tylu rzeczy, które nie tyle co pomagają, ale jeszcze bardziej mieszają w całej sprawie, a szczególnie w mojej głowie. Z jednej strony byłam gotowa zrobić wszystko, żeby mu pomóc, ale z drugiej nie chciałam igrać z prawem i narażać się na niepotrzebne problemy z policją.

W mojej słowie pojawiły się pogardliwe słowa Zach'a: „Cierp setny raz przez niego, pomagaj mu, ratuj, a nawet poświęcaj za niego życie jeśli jesteś w stanie."

Czy faktycznie byłam w stanie poświęcić dla niego aż tyle?

– Zastanów się. Ważne abyś podjęła decyzję, której potem nie będziesz żałować – z zamyśleń wyrwał mnie aksamitny głos Tyler'a.

– Mam jeszcze jedno pytanie. Tak mi przyszło na myśl. Gdybym miała złożyć zeznania, wypuściliby go i zapewne czekalibyśmy do dnia rozprawy, co wtedy? Przecież nie damy radę sami obronić się przed sądem.

– No tak, wtedy pewnie musielibyśmy porozmawiać z prawnikiem i oczywiście pominąć kilka faktów o Isaac'u z nadzieją, że wszystko dobrze się skończy – westchnął z niewielkim przekonaniem.

– To popieprzone – jęknęłam żałośnie, marząc aby to wszystko okazało się tylko jakimś chorym snem, z którego zaraz się obudzę.

Niestety, to nie był sen tylko trudna rzeczywistość.

– W każdym razie masz jeszcze trochę czasu. Prześpij się z tym i daj mi znać gdybyś zdecydowała się działać – powiedział Dylan.

– Cóż, właściwie to umówiłam się jutro z dziewczynami. Obiecałam, że poświęcę im ten jeden dzień póki jestem w Worcester. Chcą jechać do klubu i się napić.

– Czekaj co?– Dylan zmarszczył brwi – Malia nic mi nie mówiła...

– Ojej, czyżby problemy w związku?– Tyler zaczął go przedrzeźniać.

– W naszym związku wręcz cudownie. Lepiej powiedz co u twojego napalonego geja, który ciągle do ciebie pisze, co?– odegrał się brunet. Jego słowa bardzo mnie zaciekawiły. Obróciłam głowę w stronę Tylera patrząc na niego ze zdziwieniem.

– Przepraszam co? Masz kogoś?– spytałam oburzona. Zawsze mi pierwszej mówił, gdy miał kogoś na oku.

– Nic ważnego. Pewnie jak każdy okaże się bezuczuciowym chujem i na tym się skończy – wzruszył obojętnie ramionami.

W pewnym sensie zrobiło mi się go szkoda. Kilka miesięcy temu kompletnie by się tym nie przejął, bo sam po części lubił jednorazowo zabawiać się z chłopakami nie angażując się w nic głębszego. Natomiast jakiś czas temu jego nastawienie kompletnie się zmieniło i wyraźnie było widać, że potrzebuje kogoś kto pokocha wszystkie jego cechy charakteru te dobre, jak i te złe i najzwyczajniej w świecie obdarzy go szczerymi uczuciami. Wydaje mi się, że pod pewnym względem dojrzał i chciał sprawdzić jak to jest mieć kogoś na dłużej.

~•°*°•°*°•~

Następnego dnia okazało się, że Tyler również potrzebuje swojego rodzaju pocieszenia w alkoholu i po prostu wybrał się do klubu razem z nami. Szczerze mówiąc nalegałam, abyśmy spędzili czas w jakimś innym miejscu, ale Sara uparła się, że będzie fajnie bo znalazła dopiero co otwarty klub, który podobno cieszył się już dużą popularnością. Ostatecznie przystałam na ich propozycję. Stwierdziłam, że może w takim miejscu chociaż na chwilę uda mi się zapomnieć o wszystkich problemach z ostatnich miesięcy.

Sam zamysł naszego wyjścia wydawał się bezsensowny, ponieważ Sara zostawiła nas już na samym początku po przyjeździe do klubu, gdyż jej uwagę przykuł uroczy blondyn z pięknymi, niebieskimi oczami- jak to stwierdziła. Postawiła sobie za cel dzisiejszego wieczoru uwieść go i zaliczyć pierwszą bazę. W tym czasie kiedy moja przyjaciółka szalała na parkiecie, razem z Malią i Tylerem zajmowaliśmy kanapy popijając kolorowe drinki. Akurat dyskutowałam z Tylerem na temat smaku jednego z napoi, kiedy telefon Malii leżący na stoliku przed nami zawibrował któryś już raz z rzędu. To kompletnie odwróciło moją uwagę od przyjaciela i naszej rozmowy.

– Mal, twój telefon – kiwnęłam głową nie do końca wiedząc czy jest świadoma tego, że ktoś się do niej dobija.

–Tak, to Dylan – odpowiedziała od razu niepewnie zagryzając wargę i zakładając brązowe kosmyki włosów za ucho.

–Okej, teraz już w ogóle nie rozumiem.

–Nie opowiedziałam mu gdzie dziś będę i postanowiłam nie odpisywać, bo boje się, że on ma mnie dość. To znaczy wiesz, ciągle się spotykamy, piszemy, a co jeśli się mu znudzę?– wyjaśniła wyraźnie zmartwiona.

Może moja reakcja, nie wydawała się do końca odpowiednia, ale w pierwszym momencie wybuchłam śmiechem. Oczywiście nie chciałam być złośliwa. Tak czy siak, otrzymałam od przyjaciółki karcące spojrzenie.

–Jesteś głupia – pokiwałam głową, gdy zdołałam się uspokoić – on wcale nie ma cię dość. Nie szukaj dziury w całym Malia. Ale jeśli już tu jesteś to odpocznij od niego trochę, wyluzuj, a potem więcej go nie unikaj. Nacieszcie się sobą póki możecie – uśmiechnęłam się, a na twarz mojej przyjaciółki wpłynęła ulga.

Dosłownie sekundę później brunetka dostrzegła w tłumie ludzi Sarę wymachującą rękoma w naszą stronę. Zachęcała nas, abyśmy do niej dołączyli, jednak wolałam zostać na miejscu. Niemalże zmusiłam niepewną Malię do pobawienia się i tak wylądowała na parkiecie razem z Sarą. Zostałam z Tyler'em i jego skwaszoną miną.

–A tobie co?– mruknęłam biorąc ze stolika szklankę ze swoim napojem i wsadziłam kolorową słomkę do ust.

–Nic – wzruszył ramionami odwracając swój nieobecny wzrok.

–Oj weź – szturchnęłam go w ramię – nie przejmuj się tym dupkiem. Znajdziesz jeszcze tego jedynego i...

–A ty co, zamieniłaś się nagle w psychologa od związków i złamanych serc?– burknął zirytowany i wstał z kanapy.

Zatkało mnie. Nie spodziewałam się, że naskoczy na mnie z tego powodu. Z reguły rzadko się kłóciliśmy i już sam fakt, że wyglądał na cholernie zdenerwowanego moimi słowami wydawał mi się kompletnie zaskakujący. Nie wiem co mu odbiło, ale na pewno nie były to żadne żarty.

–Może zajmij się chociaż raz sobą co? Zacznij stosować te swoje wielce mądre rady, które dajesz wszystkim naokoło w swoim życiu!– syknął i przeczesując swoje włosy palcami oddalił się od kanap za chwilę znikając w tłumie.

Przez chwilę siedziałam gapiąc się prosto w miejsce, gdzie przyjaciel zniknął z pola mojego widzenia i zaczęłam zastanawiać się co tak właściwie się stało? Zawsze pomagałam Tylerowi w jego związkach, pocieszałam i starałam się pomóc mu rozwiązać wszystkie problemy z chłopakami. Nigdy wcześniej nie zachowywał się tak chamsko i pod żadnym pozorem nie naskakiwał na mnie. Nie miałam pojęcia co w niego wstąpiło. Może to działanie alkoholu, a może po prostu tym razem chodzi o coś poważniejszego i samo wspominanie o tym go drażni.

Niezależnie od tego, co było przyczyną jego wybuchu, jego słowa w dużym stopniu na mnie wpłynęły. Z natury czułam potrzebę pomagania ludziom w różnych sprawach. Nie lubiłam patrzeć jak ktoś cierpi i zawsze starałam się zrobić co tylko w mojej mocy aby temu zapobiec.

Wyjęłam słomkę ze szklanki i odłożyłam ją na stół. Uniosłam naczynie do góry, póki nie poczułam zimnego szkła przy ustach. Przechyliłam szklankę i jednym łykiem pochłonęłam resztę alkoholu z sokiem, czując jak kostki lodu drażnią moją górną wargę.

Może faktycznie powinnam chociaż raz posłuchać rad, które daję innym? Może powinnam popatrzeć na swoją sytuację z punktu osoby trzeciej i spróbować dać jakąś wskazówkę samej sobie?

Po połknięciu charakterystycznej, piekącej substancji ostawiłam energicznie szklankę na stolik i nabrałam do płuc sporo powietrza za chwilę głośno je wypuszczając.

Zaczęłam zastanawiać się dlaczego właściwie jeszcze tam siedziałam? Rozejrzałam się po lokalu widząc tłumy bawiących się ludzi w różnym wieku. Nawet jeśli jedni przyszli tu zapić smutki, a inni po prostu się bawić, wszyscy w jakiś sposób tam pasowali. Tylko nie ja. Siedziałam na tej cholernej kanapie kompletnie sama, marnując czas. Uświadomiłam sobie, że to nie było moje miejsce i nie tutaj powinnam w tamtej chwili być. Jak mogłam popełnić taki błąd?

Chwyciłam w dłoń telefon i rozejrzałam się po siedzeniach w celu upewnienia czy zabrałam wszystkie swoje rzeczy. Gdy okazało się, że tak, po prostu zaczęłam przeciskać się przez tłum ludzi, aby w miarę możliwości jak najszybciej wydostać się z budynku. Popychana przez tańczące, spocone ciała i o mało co nie zgnieciona w końcu ujrzałam drzwi wejściowe. Potem prędko opuściłam budynek. Świeże powietrze, którego już tak dawno nie czułam przyniosło mi ogromną ulgę. Dosłownie uderzyło w moje ciało, dlatego szczelniej okryłam się swetrem i odblokowałam telefon.

Po kilku sygnałach usłyszałam znudzony, dobrze znany mi głos.

–Nao?

–Przyjedź. Proszę.

–Wszystko okej? Co się dzieje?– Dylan od razu obrzucił mnie pytaniami. Kompletnie niepotrzebnymi.

–Jest okej. Zawieź mnie do Isaac'a – powiedziałam czując jak moje ciało przechodzą dreszcze.

–Zaraz będę, czekaj pod klubem – odpowiedział bez zawahania, doskonale wiedząc gdzie się znajduję.

Rozłączyłam się i schowałam komórkę do kieszeni. W myślach dziękowałam Bogu, że miałam przy sobie takiego przyjaciela jak Dylan, na którego w trudnej sytuacji zawsze mogłam liczyć. Nie wiem co bym bez niego zrobiła.

Wyciągnęłam z torebki paczkę papierosów i wsadziłam jednego z nich pomiędzy wargi. Ukrywając płomień zapalniczki za dłonią zapaliłam papierosa jednocześnie mocno się zaciągając. Schowałam zapalniczkę i wypuściłam z ust kłębek dymu. Przyjemne uczucie nikotyny wdzierającej się do moich płuc znacznie mnie uspokoiło. Kolejne dawki sprawiały, że czułam się coraz lepiej. Oczywiście na miarę możliwości sytuacji, w której ogólnie się znajdowałam.

Nie do końca można powiedzieć, że byłam pijana. Właściwie wypiłam zaledwie jedną szklankę soku z alkoholem, która nie zadziałała na mnie jakoś szczególnie mocno. Może poza tym, że czułam się bardziej odważna niż zazwyczaj. Nagła chęć pojechania do Isaac'a była właśnie tym spowodowana. W pewnym momencie trudno było mi stwierdzić, czy podjęłam taką decyzję pod wpływem tej odrobiny alkoholu, czy to przez słowa Tyler'a, które tak cholernie mocno uderzyły w mój czuły punkt. Zupełnie jakby dały mi kopa w dupę. Bez żadnego wahania uświadomiłam sobie, że muszę to zrobić. Właśnie teraz.

Widząc jak przy ulicy zatrzymuje się samochód Dylana zdeptałam butem niedopałek i szybko ruszyłam w jego stronę. Niemal jak poparzona wskoczyłam do środka, chcąc wreszcie znaleźć się w jakimś ciepłym miejscu. Chłopak posłał mi zdziwione spojrzenie, lecz bez słowa ponownie wyjechał na ulicę. Schyliłam się do niewielkiego schowka przed siedzeniem przewalając masę niepotrzebnych gratów w poszukiwaniu pewnej rzeczy. Miał tam dosłownie wszystko, tylko nie to czego potrzebowałam w tamtej chwili.

–Kurwa, kto normalny trzyma tutaj widelec, a nie ma żadnego dezodorantu?– jęknęłam zirytowana.

–Sprawdź w tej obok, za mapą – poinstruował mnie i faktycznie odnalazłam jakiś dezodorant.

Nie obchodziło mnie to, że był to kosmetyk dla mężczyzn. Potrzebowałam zamaskować zapach alkoholu, papierosów i tego całego klubu, w którym byłam. Wypsikałam się i odłożyłam go na miejsce. Dylan w tym czasie otworzył okno, żeby się nie udusić.

–Dużo wypiłaś?– spytał po chwili. Oparłam się wygodnie o siedzenie i spojrzałam na ciemny świat migający za oknem.

–Jeżeli o to ci chodzi, to alkohol akurat nie ma tu żadnego znaczenia. Podjęłam decyzję, że chcę tam pojechać i to zrobię. Ale jeśli już chcesz wiedzieć, towypiłam zaledwie jednego, beznadziejnego drinka – odpowiedziałam spokojnie.

–Złożysz zeznania?– pytał dalej. Tego szczerze mówiąc nie przemyślałam.

–Zrobię wszystko co będę musiała, żeby się z nim zobaczyć– odparłam pewna siebie.

–Jesteś tego pewna...?

–Tak, jedź szybciej zanim się rozmyślę – kiwnęłam głową i włączyłam radio.

Zaledwie dwadzieścia minut później dotarliśmy pod komisariat, gdzie Dylan zaparkował auto. Zapanowała cisza i przez chwilę miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. Tak, dopiero wtedy poczułam cholerny strach i stres przed tym, co miało wydarzyć się za chwilę. Jednak te pozornie przerażające uczucia nie sprawiły, że zmieniłam zdanie. W dalszym ciągu chciałam tam wejść i zacząć działać. Sam Dylan wyglądał na bardziej niepewnego ode mnie i wcale mu się nie dziwię. Naprawdę dużo ryzykowałam, ale nawet mnie to nie obchodziło. Myślę, że znacznie bardziej żałowałabym gdybym nawet nie spróbowała mu pomóc.

–Idę – westchnęłam głęboko. Przyjaciel spojrzał na mnie ukradkiem.

–Będę tu czekał. Pamiętaj o wszystkim co ci mówiłem.

–Okej, do roboty – posłałam mu uśmiech i wysiadłam z auta.

Z każdym krokiem, kiedy zbliżałam się do budynku ciśnienie rosło. Nie mogłam uwierzyć, że za chwilę to się stanie. Porozmawiam z Isaac'iem i cholera, nawet nie przemyślałam dokładnie co powinnam mu powiedzieć. Czasami przed snem zastanawiałam się jak powinna wyglądać nasza pierwsza rozmowa i doszłam do wniosku, że powinnam przede wszystkim zachować zdrowy rozsądek i dystans, tym bardziej dlatego, że nie miałam pojęcia jak on zachowa się względem mnie.

Weszłam do środka, gdzie było raczej cicho, poza ledwo słyszalnymi dźwiękami radia dochodzącymi zza dużej lady. Drzwi za mną trzasnęły, a męska sylwetka pojawiła się w moim polu widzenia. Średniego wieku policjant, posiadający umiarkowanie miły wyraz twarzy wyglądał na zaskoczonego moim przybyciem. Przetarł oczy i starał się powstrzymać ziewanie kiedy podchodziłam bliżej lady.

–W czym mogę pomóc?– wydobył z siebie skrzypiący, mało męski głos. Miałam ochotę parsknąć śmiechem, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili.

–Przyszłam tu w sprawie aresztowanego mężczyzny. Chciałabym się z nim zobaczyć – oznajmiłam najmilej jak tylko potrafiłam.

–Imię i nazwisko?– mruknął zaglądając w ekran komputera jednocześnie komicznie mrużąc oczy.

–Isaac Lahey.

–Mhm... - wydobył z siebie dziwny dźwięk mniej więcej oznaczający to, że w skupieniu szuka jakichś danych w komputerze – aha. Chodzi o to zabójstwo w fabryce?

–Tak jakby – wzruszyłam ramionami.

–Kim pani jest dla oskarżonego?– spytał przenikliwie patrząc w moje oczy. Starałam się nie roześmiać na ten śmieszny widok, kiedy próbował udawać groźnego policjanta.

–Dziewczyną – odpowiedziałam uznając, że dzięki temu może chętniej pozwoli mi się z nim zobaczyć. W rzeczywistości sama nie wiedziałam czy cokolwiek jeszcze dla niego znaczę.

– Nazywa się pani?

–Naomi Craven.

–Nie składała pani zeznań z tej sprawie?– uniósł podejrzliwie brew do góry.

–Nie, ale chcę to zrobić – odpowiedziałam unosząc brodę do góry w celu pokazania swojej pewności. Musiałam chociaż sprawiać wrażenie wiarygodnej.

–Świetnie, zapraszam do pokoju numer osiem. Za chwilę przyjdę, odpowie pani na kilka pytań, a potem przejdziemy do oddziału aresztu – oznajmił wskazując na długi korytarz.

–Ciesze się – posłałam mu uprzejmy uśmiech i odwróciłam się na pięcie kierując w głąb korytarza.

Od razu kiedy odwróciłam się do niego plecami fałszywy uśmiech opuścił moje usta. To wszystko było tylko i wyłącznie grą polegająca na kłamstwie i manipulacji. Na tym właśnie opierał się cały plan pomocy Isaac'owi. Inaczej, niestety, nie dało się tego załatwić.

Przesłuchanie nie trwało długo i myślę, że kłamanie wyszło mi całkiem dobrze. Policjant nawet nie ukrywał swojego zdziwienia, kiedy potwierdziłam alibi Isaac'a. Zresztą kto by się nie zdziwił, skoro tak nagle namieszałam w ich wszystkich protokołach. Musieli teraz czuć się kompletnie zdezorientowani. Dokładnie na tym mi zależało.

Nie było już odwrotu. Wmieszałam się w to tak samo jak Isaac, a najdziwniejszy wydawał się fakt, że wcale tego nie żałowałam.

Po tym jak mężczyzna zanotował wszystkie potrzebne informacje wyciągnął pęczek kluczy przypięty do spodni i kazał mi iść za nim.

–W międzyczasie poprosiłem kolegę z patrolu w areszcie aby zaprowadził twojego chłopaka do sali odwiedzin, więc od razu się tam skierujemy, będzie szybciej – oznajmił prowadząc mnie przez długie korytarze i rozmaite drzwi.

Czułam, że moje ręce niekontrolowanie zaczęły się trząść. Świadomość, że za chwilę zobaczę go pierwszy raz od jakiś ponad sześciu miesięcy jeszcze nie dotarł do mojego mózgu. To nieprawdopodobne, a jednak. Wzięłam głęboki wdech, kiedy zatrzymaliśmy się pod żelaznymi drzwiami z małym okienkiem.

–Bez żadnych przekrętów. Mam cię za uczciwą dziewczynę, więc nie zepsuj tego – pogroził mi palcem przekręcając drzwi kluczem – zapraszam – zachęcił mnie do wejścia gestem ręki.

Dopiero wtedy, dosłownie w jednej sekundzie poczułam cały strach, którego nie czułam w drodze. Myślałam, że za chwilę zemdleję.

–Dziękuję – kolejny już dzisiaj raz uśmiechnęłam się sztucznie i weszłam przez żelazne drzwi.

W środku panowała grobowa cisza. Wnętrze już na początku wzbudzało nieprzyjemne uczucia ze względu na wygląd. Szare, nudne ściany i kamienna podłoga. Malutkie okno z kratami, przez które o tej godzinie wpadała bardzo niewielka ilość blasku księżyca. Salę oświetlała marna jarzeniówka zamieszczona na suficie. W sali porozmieszczano metalowe stoliki z niewielkimi, budzącymi odrazę krzesłami. Mój wzrok nareszcie, chcąc czy nie chcąc powędrował w stronę męskiej sylwetki siedzącej przy jednym ze stolików w głębi pomieszczenia. Siedział zgarbiony, a niekorzystne oświetlenie nie pozwoliło mi nawet dokładnie zanalizować jego wyglądu. Widziałam tylko, że oparł swoje łokcie na stoliku a brodę na splecionych pięściach. Musiałam podejść bliżej. Drzwi za mną łomotnęły, co oznaczało, że policjant je zamknął. Równocześnie w momencie, kiedy głośny dźwięk roznosił się po sali Isaac obrócił swoją głowę w moją stronę. Niestety jego sylwetka nadal była tylko czarną plamą.

Przełknęłam ślinę i zebrałam w sobie resztki odwagi, która mi pozostała. Uniosłam brodę do góry i ruszyłam pewnym krokiem w jego stronę. Będąc już odpowiednio blisko zauważyłam, że miał na sobie kurtkę w ponuro zielonym kolorze, czarne spodnie oraz tego samego koloru ciężkie buty na nogach. Zaledwie kilka metrów od stolika ujrzałam nareszcie jego twarz. Sama już nie wiedziałam czy to dobrze, bo jego cholernie przenikliwe oczy przez cały czas uparcie skanowały moją sylwetkę. Swoją drogą nic się nie zmieniło. Nadal były cholernie szare, tajemnicze i niezrozumiałe. Nadal rozpływałam się pod jego spojrzeniem. Starałam się nie patrzeć mu prosto w oczy. Z pewnością bym tego nie wytrzymała. Poza tym jego włosy były nieco krótsze niż je zapamiętałam, ale w dalszym ciągu miały swój kasztanowy kolor, który niestety w tym okropnym świetle lekko przyciemniał. Kątem oka widziałam, że jego głowa podąża za moją sylwetką w czasie gdy zajmowałam miejsce na krześle centralnie naprzeciwko.

W duchu naprawdę walczyłam. Cholernie starałam się opanować chęć ucieknięcia z tego pokoju. Bo z jednej strony marzyłam, żeby wbiec teraz w jego ramiona, przytulić się do jego ciała i nigdy nie puszczać, a z drugiej strony okropnie się bałam czekającej mnie rozmowy. Tak czy siak nie miałam już wyjścia.

Siedziałam zaledwie dwa metry od mężczyzny, którego kiedyś darzyłam najszczerszymi i najmocniejszymi uczuciami jakie kiedykolwiek mogły się we mnie zrodzić. Teraz czuje się nieco przytłoczona ciszą i niepewnością, która zapanowała. Można było się domyśleć, że wciągu tego długiego okresu rozstania powstanie pomiędzy nami ogromnie gruby mur i jeszcze dodatkowo stu metrowa przepaść. Tak właśnie się czułam.

Nie da się wyrazić słowami tego, jak bardzo bałam się na niego spojrzeć. Nie chciałam widzieć tych pięknych szarych oczu, które tak mocno kochałam, bo bałam się, że zobaczę w nich kompletnie wypranego z uczuć człowieka, który co gorsze może już mnie kompletnie nie kochać. Nie chciałam okazywać słabości czy w jakiś sposób dawać do zrozumienia, że nie mogę bez niego normalnie żyć. Nie chciałam czuć się onieśmielona, bezsilna i przytłoczona jego dominującym charakterem.

–Spójrz na mnie – grobową ciszę, która nawet zaczęła mi się podobać zakończył jego mocny, ale zarazem chrapliwy głos.

Wszystkie nasze wspólne momenty przeleciały mi przed oczami. Dosłownie każda sekunda z mojego życia, w której słyszałam jego głos. Teraz dopiero dotarło do mnie jak pięknie brzmiał i jak mocno za nim tęskniłam.

Niepewnie podniosłam głowę, a nasze spojrzenia się spotkały. Było tak jak podejrzewałam. Wlepiał we mnie swoje szare ślepia, a ja miałam wrażenie, że przeszywają mnie na wylot. Onieśmielało mnie jego skupione spojrzenie i to, jak intensywnie wpatrywał się w moje oczy. Czy zdołał z nich wyczytać jak bardzo tęskniłam? Nie wiem.

W każdym razie ja nie potrafiłam wyczytać z jego twarzy kompletnie nic. Zresztą co to za nowość? Z tego co pamiętam rzadko kiedy dało się rozszyfrować jego uczucia, o ile jakiekolwiek do kogokolwiek żywił.

Żywił do mnie, ale to było kiedyś.

–Więc... tak – odezwałam się pierwszy raz od wejścia i od razu po tym odchrząknęłam oczyszczając gardło, ponieważ mój głos zabrzmiał co najmniej dziwnie – może się domyślasz dlaczego tu jestem.

Powoli coraz bardziej przyzwyczajałam się do jego spojrzenia. Miałam nadzieję, że zaraz całkowicie się uspokoję i będę mogła z nim normalnie porozmawiać. Prawa brew Isaac'a powędrowała do góry. Przypomniałam sobie, że działo się to za każdym razem kiedy się nad czymś zastanawiał, albo też coś mu się podobało lub nie. Zależnie od danej sytuacji.

ZNAM CIĘOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz