Justin POV
Siedzę już kilka godzin przy łóżku Madison, ale ona nadal się nie obudziła... To robi się straszne. Drzwi do sali otworzyły się a w nich stanęła jakaś dziewczyna w mniej więcej wieku 15-16 lat.
- Justin! - krzyknęła - nie wierzę... - powiedziała po czym rzuciła się na mnie. Byłem dosyć zdezorientowany bo ona przyszła tutaj od tak. Nie, żeby coś, ale teraz akurat nie chciałem z nią rozmawiać, chcę być cały czas przy Madison.
- taak, to ja - westchnąłem kiedy dziewczyna się ode mnie odsunęła.
- proszę stąd wyjść - do sali nagle wszedł lekarz, dziękuję... Dziewczyna nie posłuchała doktora a ten zaczął się wkurzać - słyszysz moje polecenie? Proszę wyjść z tej sali. Pan Bieber chce zostać tu sam z jego dziewczyną - powiedział a ja mu podziękowałem w duchu, ponieważ to była prawda. Dziewczyna wyszła. Nie chcę być chamski dla swoich fanów, więc za nią poszedłem.
- ej - zawołałem a kiedy dziewczyna się odwróciła to ja otworzyłem przed nią ramiona a ona od razu w nie wpadła - skąd wiesz, że tu jestem?
- internet trąbi o tym, że wielka Madison, twoja dziewczyna jest w szpitalu - powiedziała - nie lubię jej, jest dziwna i tak po prostu wpieprzyła się w twoje życie
- nigdy więcej tak nie mów. Madison jest najlepszym co spotkało mnie w życiu, rozumiesz? - zapytałem starając się nie wybuchnąć, ale w tej chwili odsunąłem się od niej.
- nie, nie rozumiem, dlaczego akurat wybrałeś sobie dziewczynę, która kiedyś cię nienawidziła?! Nie mógłbyś chodzić ze mną?! - zaczęła krzyczeć a ludzie obok nas cały czas na nas patrzyli, jakby nie mieli nic innego do roboty...
- to, że mnie kiedyś nie lubiła, nie znaczy, że teraz tak jest, kochamy się i nic, ani nikt tego nie zmieni, jasne? - powiedziałem i z powrotem wszedłem do sali numer 135, w której leży Mads. Usiadłem na starym miejscu i znowu wziąłem dłoń Madison, następnie splatając nasze palce. Dlaczego niektórzy ludzie jej nie lubią? To jest moja dziewczyna i raczej powinni to uszanować... Poczułem jak coś bardzo lekko uścisnęło mój palec. Szybko podniosłem wzrok na twarz Madison z nadzieją, że się obudziła. Myliłem się... Zrobiła to przez sen.
- Madison, błagam, obudź się... - wyszeptałem - tak bardzo proszę...
Po wypowiedzianym zdaniu podniosłem się z miejsca i nachyliłem się nad nią, następnie całując jej czoło. Odsunąłem się i znowu usiadłem. Tak bardzo chcę już z nią porozmawiać...
Zbliża się już noc, siedzę tutaj cały dzień, dlaczego ona się nie budzi?! Nagle monitor ukazujący jej funkcje życiowe pokazał jedną długą prostą linię, Madison przestała oddychać a ja się przeraziłem. Wybiegłem z sali w poszukiwaniu lekarza. Kiedy nareszcie go znalazłem to po prostu nie wytrzymałem i zacząłem krzyczeć
- Madison umiera! Jej serce przestało bić! Pomóżcie jej! - krzyczałem a lekarz jak na zawołanie pobiegł do sali a ja zaraz za nim.
- zaczekaj tutaj - powiedziała jakaś pielęgniarka
- nie mogę! Muszę ją widzieć! - krzyczałem a z moich oczu puściły się łzy
- niestety, teraz nie możesz tam wejść... - powiedziała tak, abym się uspokoił. Usiadłem na krześle, które znajdowało się obok i wziąłem głowę w ręce a następnie zacząłem po prostu płakać. Co jeśli ona z tego nie wyjdzie?! Poczułem na swoim ramieniu drobną dłoń, popatrzyłem i okazało się, że należy ona do tej kobiety, która ze mną rozmawiała kilka sekund temu. Kucnęła przede mną i zaczęła mówić
- bardzo ją kochasz... - powiedziała i słabo się uśmiechnęła, ja tylko pokiwałem głową i poprawiłem się na krześle
- widać. Spokojnie, wszystko będzie dobrze... - westchnęła i wstała a kiedy odeszła ja podniosłem nogę na krzesło, oparłem na niej rękę a następnie opuściłem wzrok
Długo myślałem o tym wszystkim, dopóki z sali wyszedł lekarz a za nim jeszcze kilka innych
- i co? - zapytałem szybko podbiegając do niego
- wszystko jest w porządku. Możesz do niej zajrzeć - powiedział puszczając mi oczko a następnie odszedł. Szybko wszedłem do pomieszczenia i pierwsze co zobaczyłem to to, że jej serce bije. Madison ma nadal zamknięte oczy, ale ufam lekarzowi i wierzę, że już wszystko będzie dobrze.
Kamień spadł mi z serca, dosłownie. Teraz z moich oczu poleciała łza szczęścia. Uśmiechnąłem się sam do siebie patrząc na jej unormowany już oddech. Usiadłem na krzesełku i zacząłem wgapiać się w swoje palce bawiąc się nimi.
- Justin? - usłyszałem przyciszony, zachrypnięty głos mojej ukochanej
***
Jest kolejny! Przepraszam, że taki krótki :/