Ostatni Skok Wiary cz 1

445 57 2
                                    

Nadchodziła długa, chłodna noc. Świat pogrążył się w żałobie. Głucha cisza zaglądała do pustych domów, niosąc ze sobą echo szczęku stali i odgłosów konających. Kłęby kurzu wciąż zalegały nad zbiorową mogiłą, skrywając ciała przyjaciół i wrogów. Ostatnie promienie zachodzącego słońca okalały Masjaf, spływając wraz z krwią po zimnych murach twierdzy.

Na jednej z wież, najbardziej dotkniętej zniszczeniami, majaczyła czarna ludzka sylwetka. Choć wśród mroku i zgliszczy przypominała bardziej cień śmierci niż człowieka. Ów szkielet stał nieruchomo na spróchniałej platformie, pod którą niegdyś znajdował się stóg siana, a teraz zionęła bezkresna przepaść.

Duma bijąca z jego postawy była jedynie ułudą dla zmęczonych oczu, które nie mogły dostrzec opuszczonych bezsilnie ramion i silnych drgawek, targających całym ciałem. Podarta szata i zakrwawiony płaszcz odbierały mu wszystko, cały szacunek jakim był dotąd otaczany, czyniąc z niego tchórza.

Tchórza, który uciekł z pola bitwy, skazując swych towarzyszy na pewną śmierć...

Na jego bladej twarzy malowało się wiele emocji. Mocno zaciśnięte białe zęby i rumiane usta ułożone w wąską kreskę, wygięte grymasem złości, ale i żalu. Prosty, lekko zmarszczony nos, sugerujący odrazę nie tylko do smrodu zwłok, lecz również do własnej osoby.

I wreszcie oczy, stanowiące apogeum tej burzy. Szeroko otwarte w niemym przerażeniu, przekrwione, ze zwężonymi czujnie źrenicami. Tak wielkie, a tak małe. Piękne, lecz odpychające. Łagodne, lecz groźne. Pełne blasku, lecz czarne.

Wypełnione uczuciami, lecz puste...

Stał, bez duszy, wciąż trzymając miecz w prawej dłoni, a lewy rękaw kołysał się lekko na wietrze.

Ostatni Skok WiaryDär berättelser lever. Upptäck nu