Rozdział 9

968 124 8
                                    

Poczułem ogromny smutek. Lena jest na Ziemi a ja tu, tutaj wśród Gimoców i Astrantów którzy mnie nienawidzą. Jeszcze myślą że to ja zniszczyłem drzewo przeniku. To nie ma sensu bo wszystko co jest dla mnie ważne zostało w tym małym miasteczku, którego nazwy nawet nie znam.

-Jai!- ktoś pstryknął mi palcami przed twarzą

Podniosłem mój wzrok przypominając sobie że ktoś zaciągnął mnie do domu. Stała przed mną dziewczyna, której tak dawno nie widziałem. Jej kiedyś krótkie blond włosy opadały na ramiona. Jej czujne brązowe oczy przyglądały mi się z troską.

-Karolina? co ty tutaj robisz?- patrzyłem prosto w jej oczy czekając na jakikolwiek ruch

-przeniknęliśmy bo chcieliśmy się z tobą zobaczyć. Stęskniliśmy się- uśmiechnąłem się delikatnie bo nawet nie byliśmy przyjaciółmi

-Czekaj. Przeniknęliśmy?-

-Tak,też tu jestem- powiedział Daniel. On nie zmienił się wcale. Brązowe włosy były może lekko dłuższe -co się tam stało?-

Pokręciłem głową nie znając odpowiedzi. Właściwie co się stało? Wróciłem na Kulucz i drzewo roztrzaskało się na kawałki. Wątpie żeby moja moc była aż tak silna. Wątpie żeby nawet jakiś fioleteowy mógł tego dokonać.

-Kim jest Lena?- zapytała Karolina a ja spojrzałem na nią zaskoczony -powtarzałeś jej imię-

-Lena to moja przyjaciółka, mieszka na Ziemi, jest człowiekiem- mruknąłem, nagle wszytsko zaczynało mnie irytować.

Miałem ochotę, krzyknąć, uderzyć ręką w stół i wyjść. To uczucie buzowało we mnie, czułem jakby chciało przejąć nad mną kontrolę. Zamknąłem oczy i wziąłem głeboki oddech. Niestety nawet dźwięk wydychanego powietrza mnie drażnił.

-Jai...- ręka Karoliny ułożyła się na moim ramieniu -znajdziemy sposób żeby naprawić drzewo a potem spotkasz tą dziewczynę.

Za dużo. Tego było za dużo. Zbyt długo ukrywałem emocje, nawet przed samym sobą. Zacisnąłem dłonie w pięści ale to nie pomogło. Karolina powtórzyła swoje słowa.

-Zamknij się! Nie obchodzi mnie to głupie drzewo! Nie obchodzi mnie żadne rozwiązanie i sposób! Co to zmieni? Nic, znowu wszyscy mają mnie za tego złego, mordercę i niszczyciela! Tyle o mnie myślicie. Że powinni mnie ukarać, zamknąć w więzieniu. Powinni mnie zamknąć w izolatce żebym czegoś nie rozwalił! Każdy tylko mówi "a taki dobry był z niego chłopak" a nikt nic o mnie nie wie! Bo wy jesteście idealni a za każde zniszczenie ja obrywam! Bo przecież nie mam uczuć! A ty myślisz że twoje gówniane "znajdziemy sposób" mi pomoże?!- wybuchnąłem.

Karolina i Daniel zrobili kilka kroków w tył. Na ich twarzach było przerażenie i zaskoczenie. Moja skóra była czerwona. Zaśmiałem się podle, tak jak nigdy wcześniej. Poczułem jakby coś ciężkiego z mnie spadło. Ten śmiech dał mi wolność. Pokręciłem głową z rozbawieniem i wyszedłem.

Miałem gdzieś czy się na mnie gapią czy o mnie mówią. Jakbym się nie zachował było źle. Włożyłem ręce do kieszeni spodni co dodało mi pewności siebie a na mojej twarzy zagościł wredny uśmiech. Tak poprostu. Powiedziałem co chciałem powiedzieć od dawna, pokazałem siebie i czuję się z tym świetnie. Chcą złego Jaia to proszę bardzo.

Wszedłem do lasu nie oglądając się za siebie. Czułem się taki pewny, zadowolony i wolny. Nie muszę być idealnym chłopcem, być kulturalym i miłym dla wszystkich. Chodzącym z wiecznym uśmiechem, który sprawiał że bolały mnie policzki. Nikomu nie muszę pomagać. Mogę być zły.

Uderzyłem z pięści w drzewo, w miejscu uderzenia został czerwony ślad jakby mocy. Mogę być zły, niemiły, patrzeć z pewnością siebie na każdego. Mogę uwolnić się od dobrego chłopca którego stworzyła moja matka. Czułem jak skóra przywrwca swój zwyczajny kolor. Zostawiłem jednak czerwone ręce.

Poszedłem nad rzekę, usiadłem na jej brzegu patrząc w swoje falujące odbicie. Podbite oczy, wredny uśmiech nie schodzący z twarzy, czerwone ręce i moje oczy. Zrobiły się czerwone.

-Zobacz co się z mną stało- powiedziałem do nikogo.

Leżałem obok strumienia przez kilka godzin, zastanawiałem się jak się zmienić. Napewno zmienię styl, witaj czarna odzieżo. Muszę sam opanować zmienianie koloru. Mieć w dupie wszytsko.

Tydzień później

Zmiana przyszła mi niebywale łatwo. Zmiany koloru nauczyłem się szybciej niż czegokolwiek. Tak samo proste było pokazywać się pewnym siebie. Kiedy spojrzałem na kogoś odwracali wzrok, schodzili mi z drogi. To było cudowne uczucie szacunku.
Nawet nie zaprzeczałem kiedy ktoś ośmielił się zapytać czy drzewo to moja sprawka, wzruszałem tylko ramionami.

Karolina i Daniel nie spotykali się z mną przez ten tydzień od wybuchu. Widzieli mnie przechodzącego się na mieście ale nawet nie podeszli. Tchórze. Śmiałem się z nich w środku siebie. Nie brakowało mi ich, wcześniej ich nie było i dałem sobie radę.

Brakowało mi za to Leny. Jej śmiechu i głupich tekstów. Jej śpiewu, kiedy do głowy przyszła jej jakaś piosenka. Jej zmarszczonego noska kiedy specialnie ją denerwowałem. I tego mruknięcia "ooo..." kiedy robiłem coś uroczego. Ona była jedyną osobą której mi brakowało.

Zastanawiałem się co z pracą. Wylali mnie i znaleźli kogoś nowego? Zapewne. Nawet nie było mi przykro. Robiłem to bo mi się nudziło ale jak nie ta praca to inna.

Zauważyłem też że od czasu mojej "przemiany" kilka dziewczyn zwróciło na mnie uwagę. To takie zabawne. Każda dziewczynka marzy o złym chłopcu który będzie dobry dla niej. Każda chce zmienić go w grzecznego chłopca ale mówi "kocham cię takiego jakim jesteś". Czy to nie głupie?

Nawet Amanda z mną gada co wywołało u mnie zaskoczenie ale jej tego nie pokazałem. Spławiłem ją od razu mówiąc że nie chce pierwszej lepszej. Upss... ostatnio często jestem wredny ale zdarza się.

Przechodziłem na swoją ulicę kiedy ktoś na mnie wpadł. Warknąłem żeby patrzył gdzie lezie i poszedłsm dalej. Po chwili czyjaś ręka złapała delikatnie moje ramię. Usłyszałem jak mówi moje imię a ciśnienie mi podskoczyło. Mocą unieruchomiłem przeciwnika, chociaż wiedziałem że mógł się z łatwością wyrwać.

-Czego od mnie chcesz?- warknąłem odwracając się do blondyna.

-Chcę porozmawiać- powiedział zazwyczaj spokojnie, jakby przeczuwał że tak zareaguję

-Ale ja nie chcę-

-Wiem że drzewo to nie twoja wina- powiedział bez namysłu

-I co z tego?- wzruszułem ramionami zdając sobie sprawę że moje ręce i reszta ciała stają się czerwone

-Eleonora to też nie twoja wina- zacisnąłem pięści

-Bo ona umarła przez ciebie -spojrzałem z satysfakcją w oczy blondna a on drgnął -nie nauczyłeś jej wystarczająco dobrze ochrony i jeszcze zostawiłeś z moją matką a sam poszedłeś rozdawać popieprzone ankiety- zaśmiałem się w jego twarz

Milczał, zraniłem go doszczętnie. Wiedziałem jak zadziałają na niego moje słowa. Biedny Kamil, zakochany w Eleonorze którą zabiła moja matka. W sumie wszystko zaczęło się przez nią. Zauważyłem że Kamil ma zamiar coś powiedzieć. Byłem tego tak ciekaw. Co odpowie mi syn Białej Damy? Że to nie jego wina? Że żałuje? Powie mi jaki jestem okropny? Otworzył usta a jego słowa sparaliżowały mnie

-Dlaczego stałeś się drugim Aronem?

Jest rozdział. Zgodnie z nowymi ustaleniami co dwa tygodnie. Nie wiem czemu ale ten rodział mi się bardzo podoba. Co sądzicie o złym Jai'u? Jak myślicie co stało się z drzewem? ~ImFA

Czerwone OczyWhere stories live. Discover now