Rozdział 5

1K 124 7
                                    

Wysoki brunet patrzył na Lenę która była wyjątkowo obojętna, zabrałem rękę. Chciałem być miły ale mogłem przewidzieć że na Ziemi też nie wszyscy mnie polubią. Chłopak mierzył dziewczynę surowym wzrokiem
-co tu robisz?- jej głos był obojętny, chłopak wziął głęboki oddech
-chciałem porozmawiać- jego głos był o wiele milszy niż chwilę temu. Lena westchnęła, jakby się tego spodziewała
-powiem ci to ostatni raz: nie mamy o czym rozmawiać- nadal była obojętna ale trochę bardziej surowa, czułem się niekomfortowo
-gdybyś chciała mnie wysłuchać to...-
-ale nie chce, jedyne o czym marzę to żebyś stąd poszedł i dał mi święty spokój- przerwała chłopakowi mówiąc takim tonem jakim mówi się do dzieci, spokojnym i powolnym. Za to on wręcz przeciwnie, zdenerwował się. Zmarszczył czoło i jego oczy pociemniały chociaż już wcześniej wydawały się czarne
-będziesz tego żałować- wycedził starając się zachować spokój
-rzecz w tym że ja ani razu nie żałowałam a ty żałujesz cały czas- nie rozumiałem nic, stałem i się przyglądałem. Naszła mnie myśl że coś się wydarzy i muszę zareagować, że nie mogę znowu zawieść. Chłopak zacisnął pięści i spojrzał Lenie prosto w oczy
-twój ojciec miał racje, jesteś głupią suką- nie zdążył podle się uśmiechnąć a dziewczyna trzasnęła go z liścia. Nie wiem kogo bardziej bolało jego kiedy go uderzyła czy ją te słowa. Nagle wszystko przyśpieszyło. Chłopak chwycił się za polik a jego twarz zaczerwieniła się z złości, wykrzyczał kilka słów, bardzo obraźliwych. W pewnym momencie podniósł rękę, rękę na Lenę. Zareagowałem od razu i wskoczyłem między nich, chwyciłem jego rozpędzoną dłoń i zatrzymałem przed swoją twarzą. Czułem jak moje oczy zmieniają kolor, byłem naprawdę wściekły. Nikt, absolutnie NIKT nie ma prawa podnieść ręki na kobietę. Zacisnąłem dłoń na jego ręce i zobaczyłem jego przerażenie, wiem, że moje oczy są czerwone
-Lena prosiła żebyś dał jej spokój- powiedziałem zaskakująco spokojnie
-d... dam jeee...j spokój- jąkał i chciał odejść ale nadal trzymałem jego rękę
-wypadałoby przeprosić- chłopak spojrzał Lenie w oczy. Zobaczyłem prawdziwą skruchę, nie przepraszał dlatego że się mnie bał. Żałował, a jeśli ktoś żałuje to jest dobry. Zrozumiałem słowa Białej Damy. Puściłem jego rękę i odwróciłem się do zaszokowanej Leny
-wszystko okej? chcesz o tym pogadać?- zapytałem widząc jak jej oczy błyszczą. Zamiast tego dziewczyna przytuliła mnie, poczułem że zrobiłem dobrze. Przyciągnąłem brunetkę bliżej siebie, nos zatopiłem w jej włosach czując zapach jabłek. Odsunęła się po chwili
-dziękuje, już nie mam do niego siły- i wtedy moja głowa eksplodowała zdając sobie sprawę z dwóch rzeczy
-jak często przychodzi?- nie chciałem być wścibski, bałem się że zrobi jej krzywdę
-ostatnio był miesiąc temu- jest bardzo dzielna, przyznałem sam sobie. Ta obojętność i surowy ton, po prostu przed nim udawała, broniła się i walczyła z nim, jest naprawdę silna. Zapytałem czy chce o tym pogadać ale powiedziała że nie jest jeszcze gotowa. Rozumiem to więc dam jej spokój jak długo chce.

Wróciłem na Kulucz, obiecując sobie że pójdę w poniedziałek w sprawie pracy w tej kawiarni, dzięki temu zobaczę się z Leną częściej. Znamy się krótko ale czułem jakby to było całe życie. Ciekawiło mnie o co chodziło z tym chłopakiem i czemu powiedział że jej ojciec miał rację ale nie będę naciskał. Minąłem Felixa który widząc moje zadowolenie i zamyślenie powiedział
-co zabiłeś dziś kogoś że taki szczęśliwy?- zamrugałem kilka razy i zignorowałem jego osobę.

Wszedłem do domu i od razu podszedłem do lustra żeby sprawdzić czy kolor moich oczu wrócił do normy. Teraz tęczówki były zielone ale kiedy spojrzałem na rękę omal nie krzyknąłem. Dwa palce: wskazujący i środkowy, były całkowicie czerwone. Czy to możliwe? Podobno po latach bez bycia Astrantem, cechy zanikają. Skupiłem się na palcach by przywrócić ich normalny kolor. Kolor zaczął wracać i wtedy przeraziłem się i jednocześnie odetchnąłem. Mogłem się zmienić przy Lenie, moja skóra stałaby się czerwona a oczy czarne lub też czerwone, ona uciekłaby z krzykiem i nie chciała widzieć mnie więcej. To okropne. Muszę nad tym zapanować.

Zaparzyłem herbatę i usiadłem w fotelu, co prawda jest już późno ale nie mam ochoty na sen. Muszę zastanowić się nad moim życiem jeszcze raz. Kolejny raz te same przemyślenia, co wydarzyło się tak niedawno, co mogłem zrobić lepiej i jak naprawić błędy. Żałuję strasznie że stałem jak idiota patrząc na całą akcję jakby z drugiego planu. Biała dama powiedziała że jeśli żałuję to jestem dobry ale wcale się tak nie czuję. Czuję się jak podły Gimoc, który patrzy na wszystko z boku i robi notatki. Chwyciłem książkę, muszę zająć myśli czymś innym.

Czytałem całą noc, ta część podobała mi się jak na razie najbardziej. Kiedy słońce zaczęło wschodzić zasłoniłem rolety i położyłem się spać. Stałem w sali Białej Damy ale jej nie było, byłem tylko ja i Eleonora. W ręku miałem nóż, ja ją zabiłem. Nagle dziewczyna zmieniła się w sowę i wyleciała przez okno. Otworzyłem oczy wyspany, dziwny był ten sen. Z jednej strony koszmarny a z drugiej ta sowa. Postanowiłem posprzątać w domu, wszędzie zalegają naczynia i kurz. Była godzina 17:00 kiedy skończyłem ale wstałem o 14:00 więc nawet się wyrobiłem. Czas iść do biblioteki żeby pouczyć się czegoś o Ziemi.

Stałem przed regałem w zamkowej bibliotece. Pomyślałem o książce o Ziemi. Zaświeciła się jedna z nowszych ksiąg
-teraz chcesz zabić kogoś na Ziemi?- głos Amandy rozszedł się echem po wielkiej sali
-nikogo nie zabiłem, chcę po prostu poczytać- powiedziałem miło. Dziewczyna odwróciła się a jej rude włosy przeleciały przed moją twarzą

-jak tam twoja siostra?- zapytałem nagle, nie wiem czemu, po prostu chciałem z kimś porozmawiać. Siostra Amandy, Marta została zaklęta urokiem przez nieznanego sprawcę, leży w szpitalu, w śpiączce. Rudowłosa dziewczyna zatrzymała się ale nie odwróciła
-na pewno trzyma się lepiej niż twoja- powiedziała ostro i odeszła. Tak skończyło się moje normalne rozmawianie.

W domu, otworzyłem książkę na dziale o modzie, ludziach i stylu życia. Muszę nauczyć się wiele. Oczy bolały mnie od ciągłego czytania więc po godzinie przestałem mając jednak bardzo mało informacji. Czas się przewietrzyć. Poszedłem lasu, nad rzekę Eleonory. Tym razem przeszedłem na drugi brzeg, śpiewały tu ptaki. Jedno większe drzewo stało same po środku, podszedłem do niego kładąc dłoń na korze. Moje oczy zamknęły się.

Stałem na jakiejś polanie, przed mną był płot. Tędy Eleonora dostała się do nas. Poszedłem w stronę dziury w płocie a potem wyszedłem z lasu. Szybko przeszedłem drogę do miasta i szedłem ulicą w dół. Dziwne ale moje nogi wiedziały gdzie iść. Przystanąłem nie wiem czemu przed szarym domem z szyldem "Dom Dziecka Daniele Daker". Tu wychowała się moja siostra, bez rodziny, zostawiliśmy ją. Poczułem się przytłoczony winą. Odwróciłem się w stronę lasu i poszedłem do drzewa. Na Kulucz, którego nie mogę nazwać domem, jednak tam się wychowałem. Tam jest też ciepło i cicho a tu szum aut zagłusza moje myśli.

Wiem że rozdział miał być wczoraj, przepraszam :( jak narazie ten podoba mi się najmniej ~ImFA

Czerwone OczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz