Intronizacja Rozdział 14

39 4 0
                                    

Dean

Arando. Ruiny Miasta, 2032 rok


- Muszę się wrócić – powiedziałem i chciałem iść w stronę miasta.

- Nie możesz. Obiecałeś mu, że nas wyprowadzisz.

- Nie mogę go zostawić. On by nigdy mnie nie opuścił. – Big Gay mocno ścisnął dłoń na moim ramieniu. Patrzeliśmy na siebie.

Wspomniałem jak wyszliśmy na zewnątrz i panował chaos. Dym przysłaniał nasze miasto, a kiedy powoli opadał zobaczyliśmy ruiny. Weszliśmy do środka miasta i pierwsze, co napotkaliśmy to stado psów rozrywające zwłoki ludzi. Postanowiliśmy się wycofać, ale cztery z nich dostrzegły nas i pognały za nami. Uciekając wpadłem w jakąś kolczastą pułapkę, która werżnęła się w moją kostkę. Leati usłyszał mój krzyk zatrzymał się i wrócił po mnie. Podbiegł i z całych sił wyplątywał moją stopę, kiedy mu się w końcu udało do jego ręki dopadł pies. Z paszczy płynęła mu piana, a ślepia błyszczały niczym czerwony rubin. W bezradności zacząłem uderzać zwierzę rękami, a kiedy rzuciły się na nas kolejne psiaki Leati zacisnął mocno pięść i...

____________________________________________________

Leati

Zacisnąłem mocno pięść prawej ręki wznosząc ku górze, a lewą dłonią wykonałem ruch jakby naładowania mojej unoszącej prawicy. Z wielką siłą moja łapa opadła na ziemię. Powłoka zadrżała. Pękła od moich zaciśniętych palców skierowanych w kierunku biegnących potworów. Powierzchnia się rozstąpiła i zaczęli wpadać do środka. Reszta zatrzymała się i patrzyła na mnie z przerażeniem. Nadal trzymałem dłoń w ziemi tak jakby była teraz z nią jednością. Na dłoni zaczęły pojawiać się znaki w postaci błyskawic. Wszystko, co znajdowało się blisko mnie nabierało jasnych, ciemnych i znów purpurowych barw. W jednej chwili okolicę objął silny wiatr, a słońce schowało się za czarnymi chmurami. Ziemia ponownie zadrżała unosząc odrobinki żwiru ku górze. Moje spojrzenie nabrało nienawiści, w sercu zapanowała pustka, kości zaczęły się jakby łamać. Moja dusza ulatywała do nieba i wtedy wszystko zawirowało w kolorach krystalicznego fioletu. Moja pięść podniosła się z ziemi i ponownie wykonując ten sam gest wbiła się w powierzchnię. Tym razem ziemia pękła jak lodowa kra, a potwory zostały pochłonięte.

Wstałem z drżącej ziemi, otoczony liściami, które tańczyły wkoło mnie podążałem przed siebie. Nie zaszedłem daleko, bo na mojej drodze stanął potwór, o którym mówił chłopak. Zaryczał opluwając swój ciemnobrązowy ryj, a kiedy jego wilk spojrzał w moje oczy szybko schował się za panem nie jeżąc już sierści na ciele. Zaryczałem, a wilk uciekł piszcząc niczym mały piesek. Potwór spojrzał na oddalające się zwierzę, a potem jego przeszywające spojrzenie utkwiło we mnie.

- Człowiek to marna i słaba...

Nie dokończył, bo doskoczyłem do niego wykonując mocne uderzenie w szczękę. Czułem, że frunę. To było doskonałe wykonanie ciosu „supermana". Poczułem, że nic. Dosłownie nic nie mogło mnie powstrzymać. Bestia jednak nadal trzymała się na nogach, które wyglądały jak kościste szczudła. Sięgnął za swoje plecy i wyciągnął kolczastą maczugę. Moje dłonie rozłożyły się, a otulające mnie liście ogarnęły jego postać. Zamknąłem powierzchnie rąk roślinność wbiła się w ciało nadludzkiej postaci. Schyliłem się po największy kamień leżący nie daleko mnie i rzuciłem na potwora. Ten jednak nadal miał siłę odrzucić go. Uchyliłem się. Kiedy nie trafił zawył. Nie czekając wyrwałem z jego rąk maczugę. Spoglądając mu w szarożółte ślepia zamachnąłem się i uderzyłem w brzuch. Przedmiot zakleszczył się, a kiedy wyszarpnąłem wyprułem z niego flaki, które opadły na moje stopy. Podszedłem do niego i ściskając za szyję wbiłem mu palce tak mocno, że dotarłem do kości. Patrzyłem na niego przypominając sobie wszystko, co nas spotkało. Poczułem jak zagotowało się we mnie. Moje ciało stało się gorące. Mocniej zacisnąłem rękę i wypłynął z niej czerwony płomień, który zniszczył jego kość.

Intronizacja Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz