Intronizacja Rozdział 9

67 7 3
                                    

Leati

Arando, 2032 rok

Przybliżaliśmy się do miejsca, gdzie zostawiłem Deana, Big Gay i rannego Uso. Widząc spalony dom do mojej głowy ponownie wdarł się obraz Paige. Fabiol odsunął się ode mnie i podszedł do zwłok, na których znajdowały się buty. Zaczął przebierać i w końcu założył odpowiedni rozmiar, a następnie oddał mi moje obuwie.

- Dean! – krzyknąłem – Sebastian! Uso! – Spojrzałem na Fabiola, a ten zaczął krzyczeć wraz ze mną. Trwała cisza, która tylko uzmysłowiła mi, że moim przyjaciołom mogło coś się stać. Zacząłem opadać z sił.

- Dadzą radę – rzekł kuzyn i podszedł, aby poklepać mnie po ramieniu. Usiadłem na ziemi i zacisnąłem palce na jej piaskowo brunatnym odcieniu. Chciało mi się krzyczeć, płakać z żalu i nienawiści. Stłumiłem w sobie krzyk i bezsilnie opadłem na ziemię. Moim oczom ukazał się błękitny kolor nieba i zgnita zieleń liści. – Leati, nie dołuj się.

- To moja wina. Mogłem sam iść, a mi zachciało się brać przyjaciół w tą jebaną puszczę. – Nagle Fabiol kopnął mnie w kolano i szepnął.

- Podnieś się powoli.

Podniosłem się lekko z ziemi i pokierowany przez niego ujrzałem anakondę. Była z gatunku węży dusicieli o kolorze zielonym z mocnymi akcentami pasm w odcieniu czarnym. To, co zobaczyłem przewyższało moja wyobrażenia o płazach. To zwierzę mogło mieć, co najmniej siedem metrów.

- Pssss. – Spojrzeliśmy równo z towarzyszem w stronę dźwięku. Dostrzegliśmy na drzewie Deana ubrudzonego ziemią. – Powoli do błota i się wymazać – szepnął.

Rozejrzeliśmy się i zobaczyliśmy po prawo bagno. Powoli zaczęliśmy się tam czołgać. Razem z Fabiole pomyśleliśmy, że łatwiej będzie nam uciec w parterze, a nie w pionie. Dostaliśmy się do grzęzawiska i zaczęliśmy tarzać się w nim tak bardzo, że poczułem smak zgnilizny w buzi. Kuzyn zaczął wykrzywiać się w grymasie niezadowolenia. Kiedy skończyliśmy Dean kazał nam powoli dojść do najbliższego drzewa i wspiąć się na niego. Posłuchaliśmy go, a następnie będąc już wysoko nad ziemią spojrzałem w kierunku anakondy, która właśnie połykała martwe ciało.

- Co tak długo was nie było? – Dean spytał tak cichym głosikiem, że przypomniały mi się czasy naszych libacji alkoholowych tuż pod ziemią.

Pierwsza osiemnastka w podziemnym świecie. Tylko kilka świec i prowizoryczne budowle, które wyglądały jak szałasy, a nie domy. Wtedy po raz pierwszy zapadła się pod nami ziemia i wylądowaliśmy w jakieś dziurze. Na dodatek spadły na nas kawałki drzewa i gleby. Dean wołał mnie swoim piskliwym, chłopięcym głosikiem. Teraz robi to samo. Uśmiechnąłem się, bo wspomniałem czasy, kiedy choć zagubienie byliśmy szczęśliwi.

- Leati bawił się z misiem i Lejto – odpowiedział pół głosem Fabiol.

- Aaaa. – Mój przyjaciel spojrzał na mnie. – A my wylądowaliśmy w gnieździe węży.

- Większych nie było? – spytałem ironicznie.

- Wiesz, że ja bawię się tylko z dużymi zwierzątkami – odparł Dean. Fabiol zaśmiał się, a ja przy okazji usłyszałem rechot Sebastiana. Ulżyło mi, bo wiedziałem, że żyję.

– Odczekamy i pójdzie sobie – powiedział przyjaciel.

- Mogliście wcześniej odejść.

- A jak chciałeś nas potem znaleźć? – spytał Dean. - Poszedłem na zwiady, a tam wszędzie bagna i pułapki myśliwskie.

- Widziałeś ludzi? – spytałem.

- Nie. Dostrzegłem paru tubylców. – Byłem zaskoczony. - Tak mówię na nasze mutanty.

Intronizacja Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz