Rozdział 2

53 2 0
                                    


– Ta randka była świetna... To nie było nic zobowiązującego, było lekko, przyjemnie i bez żadnych oficjalnych zachowań. A on sam był wręcz idealny! Miły, zabawny i cholernie przystojny...

– Co było takiego „wspaniałego" w nieudolnej jeździe na hulajnogach w parku? Powiedz mi, bo nie rozumiem – zapytałem, zaciągając się dymem mojego miętowego papierosa. Kendall przewróciła oczami i odpowiedziała:

– To, że byłam tam z nim. – na jej twarzy zagościł uroczy uśmiech. Nie chciałem psuć jej humoru, więc poprzestałem na tym pytaniu. Koleś jest poniekąd dziecinny, nieśmiały i mogę się założyć, że jest prawiczkiem. To dlaczego, do kurwy nędzy jest taki pociągający? - to pytanie zadawałem sobie przez całe dwa tygodnie ich znajomości. Nie wiadomo czemu, bardzo wkurzało mnie, gdy Kendall o nim mówiła, a gdy jego spojrzenie krzyżowało się z moim, miałem ochotę pierdzielić wszystko i patrzeć w te oczy wieczność. Moje przyjaciółki stwierdziłyby, że po prostu mam ochotę go ostro pieprzyć. To też była prawda, swoją drogą, ale nie o to chodziło. To było... inne uczucie. Jakby delikatniejsze niż pożądanie. Wypuściłem wolno dym, który chwilę wcześniej przyjemnie wypełniał moje płuca i powiedziałem:

– Umówiliście się na kolejne spotkanie?

– Jeszcze nie, ale codziennie piszemy. Myślę, że będzie z tego coś więcej... - niedostrzegalnie wzdrygnąłem się na jej słowa, po czym zgasiłem papierosa.

– To dobrze, cieszę się.

– A u ciebie jak tam?

– Jakoś leci, czemu pytasz?

– Chodziło mi ogólnie o Liama...

– Kogo? - zdziwiłem się.

– No jak to kogo – zaśmiała się – o Liama, tego, z którym przespałeś się na imprezie u Alex...

– Tak? Nawet go nie pamiętam. – mruknąłem.

– Jesteś pierdolonym dupkiem, Tomlinson – pacnęła mnie w ramię. Ja wzruszyłem tylko ramionami i rzuciłem ciche:

– Bywa.

tydzień później

Gdy zadzwonił mi budzik, nie wiedziałem, jak się nazywam. Podniosłem głowę i zorientowałem się, że wczoraj trochę zabalowałem. I dodatkowo w niedzielę. Czy ja jestem jakiś debilem, że nie wiem, że po niedzieli jest poniedziałek? Pełno butelek walało się po moim pokoju, a w powietrzu czuć było fajki. Znowu to samo, shit. Przeczesałem dłonią włosy i wstałem. Biorąc obojętnie jakie ubrania z mojej szafy, poszedłem do łazienki. Wziąłem pięciominutowy prysznic, umyłem zęby i ubrałem się. Schodząc na dół z prawie pustym plecakiem zrozumiałem, że coś jest nie tak. Bo co o 7.35, robi w mojej kuchni przystojny blondyn w bokserkach? Rzuciłem plecak obok schodów i ruszyłem w stronę chłopaka, który najwyraźniej robił śniadanie.

– Hej – rzuciłem od niechcenia. Blondyn odwrócił się z uśmiechem, podszedł do mnie i wpił się w moje usta. Odwzajemniłem pocałunek bez jakiś specjalnych uczuć.

– Hej – odpowiedział chłopak, odrywając się ode mnie.

– Co robisz u mnie w domu...? - zapytałem, siadając na blacie kuchennym.

– Jak to co – zdziwił się – nie pamiętasz wczorajszego wieczoru?

Chłopak zaczerwienił się lekko i spuścił głowę. Westchnąłem, bo zrobiło mi się go szkoda, a nawet nie wiedziałem, jak ma na imię. To nie moja wina, że nie mam pamięci do imion, ugh. Aż dziwne, że pamiętam, jak nazywają się moje przyjaciółki... To co dopiero, jeśli chodzi o teoretycznie nowo poznane osoby.

Blue Heartbreaker / Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz