Intronizacja Prolog

309 26 10
                                    


Szkarłatne morze zagotowało się niczym wulkan próbujący wypluć coś ze swoich wnętrzności. Gdy fale zaczęły mocniej, chaotycznie uderzać o skały, a na środku morza pojawiła się jasność od kilku mocnych uderzeń grzmotów spadających z nieba niczym krople jasno błękitnego deszczu wyłoniła się powoli postać mężczyzny. Pierwsze, na co można było zwrócić uwagę to jego zaciśnięte pięści, które uwydatniały żyły prowadzące wzdłuż jego całych, silnych i dobrze zbudowanych rąk. Jego szyja napięła się, szczęka była proporcjonalnie otwarta i właśnie wydawała z siebie okrzyk, przerażający niczym ryk wielkiego lwa lub atakującego goryla. Spojrzał z szeroko otwartymi oczami w ciemne, jakby brudne niebo i ponowie wydobył z siebie gardłowy okrzyk, a wtedy niebo pojaśniało i można było dostrzec jego piękną śniadą cerę.

Woda zaczęła się wznosić, jakby oszalała burzyła się w kierunku skał, których uderzenia powodowały upadek pojedynczych kamieni ułożonych nie równo na samej górze skały. Wpadające kamienie zwróciły uwagę mężczyzny. Skierował twarz ku niespokojnym falą. Jego długie czarne włosy zderzyły się z odrobinkami wody, a masywne ciało ubrane w czarną kamizelkę ułożyło się niczym postać delfina i popłynęło przed siebie. Jego szybkie ruchy dłoni powodowały coraz silniejsze wzburzenie morza. Mocne uderzenia nóg odpychały pojawiające się cząstki kamyków. Spojrzał za siebie i ujrzał ogromne uderzenie pioruna, które wzburzyło na tyle silnie wodę, że odrzuciła go na sam brzeg.

Poczuł piasek na swojej mokrej skórze, a kiedy za chmur wyłoniło się maleńkie słońce spojrzał na ręce, które drżały od wysiłku. Jego ciało podniosło się z ciemnożółtego piasku i przybliżyło do morza. Patrzył na jakże piękny i zarazem niebezpieczny krajobraz. Nagle morze się uspokoiło. Chmury znikły odsłaniając całkowicie słońce, którego promienie docierały do ciała wędrowca, a do uszu dotarł krzyk ptactwa przecinającego niebo.

- Leati! – usłyszał krzyk. Odwrócił wzrok od nieba i spojrzał na prawo gdzie ujrzał wydobywającą się postać przyjaciela z ziemi. Jego ciało było pokryte mokrą, brunatną ziemią. Podbiegł i zaczął rękami odkopywać ziemię. – Czemu dałem się namówić? – spytał wyłaniający się człowiek, który opadł bezwiednie na piasek, gdy w końcu wydostał się z uścisku ziemi. Leżał tak chwilę, a stojący nad nim Leati ciężko, ale z uśmiechem na twarzy łapał powietrze. Był zmęczony przeprawą wodną, a na pewno i jego kolega miał dość podziemnego przejścia.

- Dean, dziękuje, że jesteś tu ze mną. – Leżący mężczyzna zerknął na postawnego kumpla i odparł.

- Przecież nie puszczę cię samego na przeprawę po skażonej ziemi Arando. – Spojrzał na krajobraz i podniósł swoje ciało z brunatnego podłoża. Patrzył na jakby inne kolory drzew, skał, morza, a nawet słońca. – Jak to wygląda? To jakby inny świat.

- Bo to jest inny świat – rzekł brunet, dodając po chwili zamyślenia – Dwadzieścia lat temu nasza ziemia, cała planeta została poddana wojnie totalnej. Wojna jądrowa, skażone środowisko i ludzie, niespodziewane ataki z wszystkich stron i ta ucieczka pod ziemie odebrała nam czysty krajobraz. Odebrała nam powietrze i życie.

Przyjaciel poklepał go po ramieniu. Leati spojrzał na Deana. Patrzył w jego niebieskie spojrzenie i stwierdził, ze nawet ono było inne niż za tamtych dobrych czasów.

- Tamten świat umarł. Ten jest żywy, jakże zbyt żywy przyjacielu.

- Jak go odbudujemy Leati? – spytał Dean.

- Nie wiem. Wiem jedno, że ludzie tak długo pragnęli samozagłady, iż w końcu do niej doprowadzili.


Intronizacja Tom 1Where stories live. Discover now