Rozdział XII

3K 219 22
                                    


Kylo, leżąc na koi, szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w sufit swej kwatery. Nie mógł zasnąć. Wciąż rozmyślał nad tym, dlaczego Magdi widziała Najwyższego Dowódcę, oraz... Jego wspomnienie z poprzedniego życia. Jedno z nielicznych, które pamiętał. Jedna z niewielu chwil, kiedy był szczęśliwy, ponieważ matka była obok. Trzymała go w ramionach, głaskała po głowie, była po prostu jego matką, a nie zbawczynią galaktyki. Później, kiedy oddała go do nowej Akademii Jedi, którą stworzył jej brat, nie widywał jej prawie nigdy. Miała ważniejsze sprawy na głowie, niż dziecko, które przecież w jej misjach dyplomatycznych jedynie by jej przeszkadzało. A jego ojciec? Czy Hana Solo kiedykolwiek interesowało coś innego poza jego ukochanym, starym, zdezelowanym koreliańskim frachtowcem? Czy próbował przeciwstawić się matce, gdy ta oddała Kylo pod opiekę Skywalkera? Oczywiście, że nie. Cieszył się, że mógł się go pozbyć. Tak samo zresztą, jak ona. Nigdy tak naprawdę nie miał nikogo. Nikomu na nim nie zależało. Mógłby zniknąć, i nikt nawet by się nie zorientował. 

Dopiero Magdi... Ona... Martwiła się o niego... Zupełnie bezinteresownie... Natomiast to, czego doświadczyła, to były wizje Mocy, bez wątpienia. Opisała mu wszystko ze szczegółami, tak idealnie i dokładnie, jakby sama tam była. Jej pierwszą wizję nawet był w stanie sobie wytłumaczyć. Gdy podczas treningu u Najwyższego Dowódcy został ranny, jego znękany, umęczony umysł musiał uchwycić się czegoś, aby móc oderwać się od bólu i zapomnieć o nim. A Magdi była w tym momencie najbliższą mu osobą – przywoływał wciąż jej obraz i to dodawało mu sił, aby przetrwać. Żyć. Widocznie jednak, zupełnie nieświadomie, przekazał jej w Mocy to, co sam czuł w tamtym momencie. Ale jego drugie wspomnienie... To z dzieciństwa... Jak to się stało, że go doświadczyła? Przecież nie była wrażliwa na Moc, a przynajmniej dotąd tego nie zauważył. 

Odwrócił głowę i zerknął na dziewczynę. Spała w kącie, otulona jego opończą. Zmarszczył brwi. Przypomniał sobie dawne nauki swojego pierwszego mistrza. Skrzywił się. Luke Skywalker twierdził, że Moc otacza i przenika wszelkie żywe istoty. Idąc tym tropem – Magdi nie używała Mocy. Nie próbowała wdzierać się do jego umysłu, co natychmiast by wyczuł. To Moc używała jej. Dlaczego? Co było w niej aż tak wyjątkowego? Przecież to zwykła, nic nie znacząca dziewczyna z Ruchu Oporu. Nikt ważny. Zwykłe mięso armatnie, które Ruch Oporu poświęcił bez mrugnięcia okiem. A jednak... Było w niej coś... Coś... Ren właściwie sam nie wiedział, co. Czuł jedynie, że zależy mu na niej bardziej, niż powinno, choć ze wszystkich sił próbował się przed tym bronić. I, chociaż nigdy z nią o tym nie rozmawiał, w Magdi wyczuwał podobne uczucia. Była rozdarta pomiędzy lojalnością wobec nieżyjącego już brata, a powoli kiełkującą miłością do niego, człowieka, który wydał wyrok śmierci na jej najdroższego Jacena, i osobiście nadzorował egzekucję. On sam natomiast... Nie wiedział, co robić. Doskonale zdawał sobie sprawę, że taka sytuacja nie może trwać wiecznie. Snoke na razie toleruje obecność Magdi. Ale jak długo może to jeszcze potrwać? Jego cierpliwość i tolerancja w końcu wyczerpią się. Na pewno postanowi zlikwidować dziewczynę. Jeśli nie jego, Kylo, ręką, to za pomocą kogoś innego. A on nie mógł na to pozwolić! Musiał ją ocalić, zanim będzie za późno! Nie miał wyboru. Musiał pomóc jej uciec. Jednak... Takie działanie wiązało się ze zdradą. Jeśli pomoże jej w ucieczce, nie będzie mógł wrócić. Jeśli w ogóle uda im się przeżyć, będą musieli ukrywać się, zarówno przed gniewem Najwyższego Dowódcy, jak i przed Ruchem Oporu. 

Choć... 

Istniało jeszcze jedno wyjście. Może odesłać dziewczynę do jej przyjaciół rebeliantów, a następnie wrócić i przyjąć na siebie gniew Snoke'a. Jedno było pewne – Magdi nie mogła zostać na pokładzie Finalizera...

Star Wars - RebeliantkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz