#Rozdział 11.

72 6 2
                                    

Cały czas stałam w osłupieniu spoglądając na tą całą sytuację. Na skwerku, gdzie kilka minut temu trwała impreza w najlepsze zaczęło robić się dziwnie pusto. Każdy praktycznie rozszedł się, a ja dalej szukałam swojego brata. Dziewczyny cały czas uspokajały mnie, jednak po ich minach widać było, że też są zażenowane tą sytuacją tak jak ja. Nagle zaczęło mi coś wibrować w kieszeni. Ktoś dzwonił na moją komórkę, jednak kiedy spojrzałam na wyświetlacz telefonu zdziwiłam się. Dzwonił do mnie nieznajomy numer. Bez żadnego wahania nacisnęłam zieloną słuchawkę od razu przykładając telefon do ucha.

- Tak? -Zapytałam.

- Kate? Z tej strony Thomas. Czy mogłabyś przyjść do tego parku z fontanną? Jesteśmy z Nathanielem. -Powiedział dziwnie znajomy mi głos.

- Jasne, za chwilkę będę. -Rozłączyłam się.

Pożegnałam się z koleżankami mówiąc im, że idę do brata. Angela spytała się mnie czy poradzę sobie i czy ma ze mną iść, jednak odmówiłam jej. W sumie było dość późno, a od skwerku do tego parku było dość daleko, jednak nie bałam się zbytnio. Fakt dziwni ludzie kręcą się o tej porze, ale nie interesowało mnie to. Pobiegłam szybko w stronę parku cały czas myśląc, skąd Thomas ma mój numer. Zapewne od Nathaniela, jednak nie miałam mu tego za złe. Zapisałam jeszcze jego numer i w końcu dotarłam do miejsca gdzie siedzieli na ławce chłopacy. Przybiegłam dość zdyszana siadając obok nich.

- Nathaniel? Co ty do cholery jasnej zrobiłeś? -Spojrzałam poirytowana na brata.

- Jak to co. Nie będzie ten skurwiel zarywać do Viki. -Splunął gdzieś na bok.

- Ale mogłeś załatwić to inaczej, a nie bić tamtego. Przez ciebie trafił do szpitala! -Krzyknęłam zaciskając pięści.

Byłam tak zdenerwowana, że miałam ochotę przywalić swojemu bratu za to co zrobił. Nathaniel na moje słowa wzruszył tylko ramionami zupełnie nie przejmując się tym. Nie zdawał sobie sprawy, że będzie miał przesrane, dosłownie. A mama jak dowie się o tym wszystkim to dostanie zawału i zapewne mi jeszcze oberwie się za tego głupka. Nawet nie zwróciłam uwagi na Davida, który ni stąd ni zowąd zjawił się w parku i zaczął o czymś tam rozmawiać z kolegami. Nathaniel siedział w ciszy na tej ławce i miał wyjebane na wszystko. Cały brat, przeskrobie coś i nawet nie odezwie się ani słowem. Nawet nie widzi w tym swojej winy, bo jakiś chłopak próbował poderwać Viki, która mu się podoba. Okej, ale nie musiał w tak agresywny sposób postępować. Teraz będziemy mieli policję na głowie, pewnie będziemy musieli zapłacić odszkodowanie dla tego rannego chłopaka i gorzej jak podadzą Nathaniela do sądu. Wszystko waliło się, po prostu masakra. Zezłoszczona wstałam z ławki idąc gdzieś dalej. Nie mogłam usiedzieć w miejscu i patrzeć jak ten idiota gapi się przed siebie nic nie mówiąc. Chciałam z nim porozmawiać, ale nie dało się. Zauważyłam, że ktoś za mną idzie. Kiedy odwróciłam się, by spojrzeć kto to od razu zauważyłam wysokiego bruneta w białej bluzie, który aktualnie szedł obok mnie.

- Mówił ci coś? -Zapytałam obojętnie chłopaka.

- A co miał mówić? Niezbyt chciał z nami rozmawiać.

Właśnie zdałam sobie sprawę, że jestem nieco dalej od chłopaków i wywalonego na wszytko brata. Nawet nie martwiłby się, gdyby ktoś teraz na mnie napadł. W sumie nie byłam sama, ale tak tylko pomyślałam. Chłopak, który dotrzymywał mi towarzystwa cały czas coś opowiadał, bym nie przejmowała się bratem. Jak ja miałam nie przejmować się nim, skoro pobił niewinnego człowieka? Nie byłam w dobrym nastroju i chociaż widział to, to i tak próbował mnie w jakiś tam sposób pocieszyć. W pewnym momencie przez przypadek złapał moją zimną dłoń, a kiedy spojrzałam na niego, natychmiast puścił. Zrobiło mi się przyjemnie na duszy, a serce waliło jak oszalałe. Czułam, że rumienię się, jednak było na tyle ciemno, że ledwo było nas widać.

Wybacz mi TommyWhere stories live. Discover now