Krąg 0

83 6 0
                                    

(Piosenka w mediach pojawiła się na pogrzebie Allison.)

____________________________________________________________________________________

Tam gdzie jedno się kończy, drugie się zaczyna.

Ktoś kiedyś powiedział mi, że nie powinnam.. praktycznie nic robić. Powiedziała to moja opiekunka.

Nie powinna panienka tego nosić. Nie przystoi. Proszę usiąść prosto. Proszę się nie kręcić. Panienko, nie mlaszcz. Dygnij. Uśmiechnij się. Nie odzywaj się niepytana. Mów miłym głosem. Nie odzywaj się do niższych stopniem. Nie baw się z nimi. Nie biegaj. Panienko, wolniej, wyprostuj plecy, z gracją. Powoli. Fryzura Ci się rozwali. Uważaj na sukienkę. Nie śpiewaj tak głośno. Nie tak szybko. Wyżej. Nie takim głosem, zbyt niski. Oczyść go. Musisz zostać do końca. Nie, nie możesz iść się z nimi pobawić. To nie przystoi.

A ja jak głupia się jej słuchałam, choć aż rozrywało mnie od środka, kiedy na zajęciach ze śpiewu, widziałam przez okno bawiące się dzieci służby. Prychałam wtedy. Zajęcia ze śpiewu, też mi coś. Próbowali wydobyć ze mnie najwyższy dźwięk jaki kiedykolwiek słyszałam. Uczyła mnie najsławniejsza operowa śpiewaczka wszech czasów.. A przynajmniej tak twierdził ojciec. Nie miałam jak tego sprawdzić, kobieta była już od dawna martwa, a mi nie chciało się przeglądać kartotek.

Kiedy podrosłam i miałam już te 16 lat w przeliczeniu na ziemski czas, a moja buntownicza dusza wrzała, czekając na dogodny moment do ukazania się, postanowiłam zacząć działać.

Jeśli kiedykolwiek chciałabyś cokolwiek zmienić, upewnij się, że zaczęłaś od siebie.

Byłam wtedy w swoim pokoju. Mój zegar wskazywał pierwszą w nocy. Przebrałam się po cichu w ciemne ubrania, które zwinęłam kilka godzin wcześniej z pomieszczenia służby. Usunęłam z ciała wszelkie znaki przynależności do wyższych sfer, po czym zerknęłam w lustro. Włosy. Nie pasowały. Zupełnie. Złote, delikatnie loki, jakich zazdrościły mi wszystkie napotkane przedstawicielki płci pięknej. Nienawidziłam ich jak niczego innego. Chciałam się ich pozbyć, ale jeszcze nie nadszedł na to czas. Musiałam stwarzać pozory. Poruszając chaotycznie dłońmi po głowie, roztrzepałam starannie ułożone do tej pory włosy. Potem zebrałam je w niechlujny kucyk i uśmiechnęłam się szeroko. Nie przeszkadzałoby mi kilka niemożliwych do rozczesania kołtunów, które trzeba by było uciąć. Zasiadłam przed lustrem, chwytając węgiel, którym moja matka przyciemniała oczy. Zrobiłam to samo co ona. Podkreśliłam oczy i brwi, po czym spojrzałam na siebie zadowolona. Nareszcie nikt nie mówił mi co mam robić. Wstałam i ruszyłam do drzwi. Na boso przemierzałam korytarze pałacu. Dobrze wiedziałam gdzie iść. Co prawda pierwszy raz szłam tam sama, ale nie bałam się. A powinnam.

Dotarłam do schodów. Schodziłam nimi w dół, czując napięcie w brzuchu. Oblizałam usta i przełknęłam niepewnie ślinę. Nie miałam pojęcia ile czasu już tak szłam. Powoli zaczynało kręcić mi się w głowie, a emocje aż we mnie buzowały. Kiedy zeszłam z ostatniego schodka, dopadły mnie wątpliwości. Właśnie znajdowałam się na najniższym piętrze, głęboko pod ziemią. Trzymali tu tylko ICH. ONE były dzikimi bestiami. Atakowały wszystko. Po co tu schodziłam? Zapomniałam. Teraz czułam tylko niepewność, strach i adrenalinę. Echo moich bosych stóp stawianych na zimnej, kamiennej posadzce niosło się po szerokim korytarzu. Zaciskałam pięści. Na ścianach widziałam ogromne, ciemne plamy. Odsuwałam od siebie myśl o tym, co to mogło być. Doskonale wiedziałam co znajdowało się na ścianach oprócz pochodni. Nie dopuszczałam do siebie wiadomości, że prawdopodobnie szłam na pewną śmierć.

Nagle moje serce podskoczyło. Na moich plecach wystąpił zimny pot, który chwilę potem zalał całe moje ciało. Warkot powtórzył się. Groźny, głęboki, gardłowy warkot, któremu towarzyszyło ciche bulgotanie. Moje nogi nie chciały się ruszyć. Gdyby nie strach, dawno gnałabym już po schodach na górę. Tuż przede mną kończyła się linia pochodni, a dalszą drogę pochłaniał mrok. Nagle do warkotu doszedł jeszcze miękki odgłos kroków. Co chwilę słyszałam drapanie o posadzkę. Wiedziałam co się zbliża. Cofnęłam się kilka kroków, kiedy z cienia wyłonił się ogromny łeb z ogromnymi kłami w ogromnej paszczy. Zaraz za nim zobaczyłam masywny kark, umięśnione łapy zakończone ostrymi pazurami. Powoli kierował się w moją stronę, patrząc na mnie. Jego masywna sylwetka mnie przerażała. Drżałam na całym ciele. Za nim wyszły trzy podobne jemu bestie. Różniły się tylko kolorem i długością sierści oraz minimalnie wielkością. Kroczący na samym przedzie miał ciemnobrązową, dłuższą sierść. Po jego lewej, delikatnie trzymający się z tyłu był koloru głębokiej czerni. Po prawej, także z tyłu trzymał się największy potwór o krótkiej złoto-brązowej sierści. Na samym końcu szedł ten z najdłuższą, skołtunioną sierścią w kolorze brudnego złota. Były piękne, ale ogromnie niebezpieczne. Szeroko otwartymi, załzawionymi oczami patrzyłam jak czwórka bestii mnie otacza. Przede mną stanął ten z sierścią w kolorze czekolady. Tylko tyle zdołałam zarejestrować. Byłam zbyt przerażona. Patrzyłam jak zahipnotyzowana w pięknie w niebezpieczny sposób ślepia. Jego pysk był tuż przy mojej twarzy. Z jego gardła wydobył się bliżej nieokreślony dźwięk. Wtedy stwierdziłam, że skoro oszalałam na tyle, żeby tu zejść, to mogę oszaleć jeszcze bardziej zadając nurtujące mnie od dawna pytanie.

- Chcecie wolności? - szepnęłam, patrząc w oczy potwora. - Ja.. Ja chcę wolności, jak wy - powiedziałam, nie odrywając wzroku od potwora naprzeciwko. Wtedy zapomniałam, że mój głos zdradzał moją pozycję społeczną. Bestia spojrzała na mnie, a ja uśmiechnęłam się szeroko, próbując nie rozpłakać się ze strachu, kiedy ta ukazała ostre i błyszczące jak brzytwy kły.

____________________________________________________________________________________

Nie dajcie się zwieść tą częścią. Co będzie w następnej to tajemnica, ale..

Myślę, że opis wszystko wyjaśni. XDD

Proszę, dawajcie znać czy się podoba. *minka smutnego Caluma*

✔Hellhound: Do You Have a Brain || 5SOS✔Where stories live. Discover now