Rozdział 4

1.2K 54 2
                                    

- Oszalałaś?! - krzyknął, a ja nie wiedziałam o co chodzi - Ubierz się normalnie. Nie widzisz że znajomi u mnie są? 

- O co ci chodzi? Jesteś jakiś chory. Jestem normalnie ubrana. - widziałam że jego oczy pociemniały, a ciało się spięło 

- A czy dziwki chodzą tak ubrane? - poczułam, że do oczu napływają mi łzy ale starałam się je powstrzymać - Jesteś okropny - tym razem to on dostał w twarz. Chwycił mnie za nadgarstek i zaczął ciągnąć do pokoju

- Ja cię nauczę, co to znaczy być posłusznym - moje krzyki żeby mnie puścił były na nic, bo on mnie nie słuchał. Mój nadgarstek bolał coraz bardziej, ponieważ on mocniej ściskał 

- Puść mnie, to boli - nie powstrzymywałam już płaczu

- I ma boleć. Nauczysz się, że nie wolno ci mnie bić - odpowiedział nadal rozwścieczony

Weszliśmy do pokoju, a on natychmiast rzucił mnie na łóżko, próbowałam się wyrwać ale był za silny. Domyślałam się co chcę zrobić. Z każdą sekundą zaczynałam głośniej płakać i krzyczeć, nie działało to na niego. Szarpałam się z nim podczas gdy on zdejmował mi bluzkę.

- Jak będziesz się wyrywać to będzie boleć bardziej - widziałam, że jest rozwścieczony moją postawą

- Zostaw mnie proszę. 

- Chciałem żeby nasz pierwszy raz wyglądał inaczej ale nie pozwoliłaś mi na to. - wyszeptał mi do ucha, a ja poczułam dreszcze na całym ciele

Zdjął mi spodnie i już miał odpinać stanik ale kopnęłam go w jego męskość. Upadł na kolana i zaczął zwijać się z bólu.

- Ty suko - usłyszałam, zbiegając na dół. 

Wiedziałam, że teraz albo nigdy. Biegnąc korytarzem prosto do drzwi, przewróciłam się. Usłyszałam jakieś kroki, szybko wstałam i już miałam uciekać ponownie ale poczułam silne ramiona oplatające mnie w tali. 

- A ty dokąd się wybierasz? - to nie był głos Justina, odwróciłam się i zobaczyłam Scootera, po jego głosie wyczułam że jest pijany 

Usłyszałam kolejne kroki. Spojrzałam w stronę salonu. To był Justin. Zajebiście, na pewno ucieknę. Za jakie grzechy. Gdybym go nie uderzyła w twarz to, to wszystko by się nie wydarzyło. Zawsze muszę coś spieprzyć. 

- Puść ją - powiedział Justin

- Dlaczego? Z przyjacielem się nie podzielisz? - powiedział chłopak i zaczął się śmiać

- Nie, nie podzielę się. Z tego co pamiętam przyjechała tu do mnie, nie do ciebie więc puść ją. - po tym co powiedział, Scooter mnie puścił, a ja znowu pobiegłam do góry. 

Czyli wracamy do punktu wyjścia. Miałam ochotę zadzwonić do Kate ale ona i tak mi nie pomoże. Rodzice nie pozwolą jechać jej tak daleko. Nie potrzebnie będę ją martwić. Poradzę sobie sama. 

Położyłam się i chciałam czytać książkę, jednak nie mogłam się skupić. W mojej głowie, co chwile pojawiał się nowy plan ucieczki ale każdy po chwili okazywał się bez sensu. Kiedyś myślałam że takie rzeczy dzieją się tylko na filmach, myliłam się... Czemu mój tata musiał odejść. Jakby tego nie zrobił nigdy by się to nie stało. Mama nie poznałaby Liama, my bylibyśmy nadal szczęśliwą rodziną i kto wie, może teraz zamiast być u Justina leżałabym na plaży, gdzieś w ciepłych krajach.  

Z każdą godziną coraz bardziej potrzebowałam z kimś porozmawiać albo po prostu przytulić się i posiedzieć tak w ciszy. Owszem, był Bieber, ale brzydziłam się nim. Nie mogłam nawet na niego patrzeć. Zwłaszcza po tym co zrobił dzisiaj. 

Usłyszałam kroki i natychmiast pobiegłam do łazienki. Kiedy już chciałam zamykać drzwi, poczułam rękę na moim nadgarstku. Jebane deja vu. 

- Zawsze szybszy - powiedział i zaczął się śmiać, spojrzałam w jego oczy, nie były już takie ciemne i pełne złości

- Super, a teraz mógłbyś mnie puścić? - zapytałam, a on pokręcił głową 

- Chciałem cię przeprosić. Chyba przesadziłem dzisiaj. - nie powiem, zdziwiłam się ale wiedziałam że to było nieszczere 

- A ja chciałam ci powiedzieć że nie jestem dziwką. To że tutaj jestem to pomysł mojego ojczyma. Nie myśl że kiedykolwiek między nami coś będzie.

- Jeszcze zobaczymy. - po tych słowach puścił mnie i wyszedł

Cholera, jaki on jest przystojny. Ciekawe czemu musiał mnie kupić. Przecież wystarczy jedno słowo i wszystkie laski wskakują mu do łóżka... No cóż.. Chyba nigdy tego nie zrozumiem.

Prostitute? | j.bWhere stories live. Discover now