Callana R.I.P.

67 5 2
                                    

Wszyscy mówią, że śmierć jest straszna i bolesna, ale skąd oni mogą o tym wiedzieć skoro żyją. Może posiadają przebłyski z poprzedniego życia i śmierci, a może zostali wyszarpnięci z ramion mrocznego kosiarza, ale zdążyli zobaczyć co znajduje się za progiem dotychczas zamkniętych drzwi. Na tym świecie nie ma nic pewnego. Nie wiadomo czy istnieje coś takiego jak niebo, raj, życie pośmiertne, reinkarnacja, czy choćby dusza i Bóg. Jedyne co w życiu jest pewne to obecność śmierci. Zawsze była przy nas jak przyjaciel, który nie zapomni i czeka, dopóki my nie zdecydujemy się do niej przyjść.

Ona nigdy nie wierzyła w boga. Jednak w śmierć owszem. Wiedziała, że śmierć po nią przyjdzie, a gdy to zrobi odejdzie z nią pod ramię jak z przyjacielem, którego dawno nie widziała, jak równy z równym. Gdy żyła popełniała błędy, i to liczne, ale nigdy niczego w swym życiu nie żałowała. Zawsze gdy ktoś ją pytał czego żałuje odpowiadała:

-Niczego.

Gdy pytali czy zasługuje na niebo mówiła:

-Nawet jeśli istnieje to nie.

A gdy pytali czy boi się śmierci zawsze z uśmiechem mówiła:

-Nie boję się śmierci. Bardziej obawiam się nijakiego życia.

Nie bała się śmierci. Według niej nie żyła przez miliardy lat wcześniejszych i nie czuła się z tym źle, więc czemu miałaby cierpieć z powodu śmierci teraz?

Tamtego dnia gdy odeszła... Tamtej nocy gdy zginęła wracała z prywatki u swojego przyjaciela, na którego mówili As. Lekko zataczając się po alkoholu wędrowała pustymi ulicami... Po północy... Nie czuła strachu, lecz mimo to adrenalina wywołana licznymi drinkami na imprezie buzowała jej w żyłach, a krew huczała w uszach. Mieszkała w obskurnej dzielnicy miasta, gdzie liczne były wszelkiego rodzaju przestępstwa. Tu morderstwo, tu gwałt, tam włamanie, tam samobójstwo. Ostatnio jej sąsiadka wpadła w depresję i została zabrana do zakładu psychiatrycznego. Kilka pięter niżej było włamanie i kradzież. Jedynie w jej domu nigdy nic się nie wydarzyło. Nie wiadomo czy to ze względu na nią czy na pierwsze wrażenie mieszkania. Drzwi praktycznie wypadały z zawiasów. Numerek 10 smętnie wisiał przekrzywiony i przeżarty rdzą. Może to właśnie przez te drzwi nikt się tam nie włamał, bo wyglądały na stare i bezwartościowe, więc czego więcej można by się spodziewać po wnętrzu.

Dziewczyna była właśnie w swojej uliczce, która była na całkowitym odludziu w jednym wielkim zaułku. Była już tak blisko schodów. Tak blisko bezpiecznego od złych ludzi domu. Jednak tym razem los nie miał zamiaru jej odpuścić. Drzwi z elegancką ósemką otworzyły się tuż przed jej twarzą, a zza nich wyłonił się mężczyzna z kominiarką na głowie, nożem w jednej ręce i wypchanym worem w drugiej. Miała zamiar zignorować złodzieja i wrócić do siebie. Jednak on ją zauważył i gdy tylko spokojnie przeszła kilka kroków wbił swój nuż w jej plecy. Dziewczyna powoli, ciężko oddychając odwróciła się do swojego oprawcy z delikatnym uśmiechem na czerwonych wargach. Mężczyzna spanikowany pchnął ją nożem ponownie, jednak tym razem w brzuch patrząc jej prosto w oczy. Dziewczyna padła na kolana i nie tracąc uśmiechu mimo bólu wydusiła z siebie ostatnie słowa:

-Ja do niej idę sama, ty zostaniesz odprowadzony.

Z jej ust zaczęła spływać krew. Życie z każdą rubinową kroplą uchodziło z niej, a oddech stawał się ciężki i świszczący. Coraz trudniej było jej zachować przytomność. Przed oczami tańczył iskry i gwiazdy. Ludzie opowiadali, że gdy ocierasz się o śmierć wszystkie twoje złe uczynki i wspomnienia z przeszłości ukazują ci się przed oczami. Ona nie widziała niczego. Wiedziała, że to koniec i już za pewne nigdy nie spotka swoich przyjaciół. Zarówno tych normalnych jak i stukniętych. Powoli traciła poczucie czasu i istnienia. Nie czuła otaczającej jej spadającej temperatury. Nie słyszała syreny policji i ucieczki włamywacza. Nie widziała wyrazu twarzy sanitariuszy -po których ktoś zadzwonił- gdy ogłaszają zgon. Teraz znajdowała się zupełnie gdzieś indziej. Jej istota oddzieliła się od ciała i przeniosła się do miejsca poza czasem i przestrzenią. Nie było tu nic. Tylko jedna ubrana w czerń, zakapturzona postać oparta o wyszczerbioną kosę ociekającą krwią i grająca wspaniałą, acz melancholijno-depresyjną melodię na flecie z kości. Dziewczyna nie czuła strachu przed ową postacią. Bez lęku podpłynęła w przestrzeni do niej.

-Ruszajmy przyjaciółko - rzekła śmierć.

A ona ujęła ramię śmierci i ruszyła z nią w wieczną wędrówkę ku nieznanemu. Nie potrzebowała niczego. Nie chciała też nic wiedzieć. Od teraz, nie będzie czuła bólu, bo tu nie istniało cierpienie i rozpacz. Tu nie istniało nic poza nią i śmiercią, choć nawet to nie było pewne.

Na ziemi natomiast, na jej pogrzeb przybyło pół miasta. Ta jedna dziewczyna, a tak znana. Nie potrzebowała litości. Zawsze radziła sobie sama, ale pogrzebu nie mogła sobie zorganizować. Nie miała też rodziny. Jednak to jej pogrzeb był najwspanialszym na ziemi.

Jej ciało zakopano na wzgórzu, a na niej zasadzono drzewo płaczącej wierzby, które codziennie przez wiele lat podlewano łzami i wodą z czarnym barwnikiem. Tak oto jej ciało odżywiało płaczącą wierzbę. Jedyne drzewo o czarnych liściach, które wciąż były żywe i mocne tak jak ona za życia.

Gdy drzewo urosło w jego korze wyryto:

Ś.P. Callia Nightwood

Tej, której strach przed śmiercią by był obcy, aæ do końca w naszym sercu.



***

Oto pierwszy one-shot specjalnie dla mojej przyjaciółki Calli. Twoje pomysły są chore, ale to ty chciałaś bym się uśmiercił. Zadanie wykonane.

A wy co chcecie przeczytać składajcie swoje propozycje co chcecie. Tu liczę na wasza innowacje. Czekam na was na priv.

Do zobaczenia.

PS Zapraszam do opowiadań Calli świetnie pisze.

Callana

Bułka z MasłemWhere stories live. Discover now