4. "But I Can Be The One ..." (2/2)

Comincia dall'inizio
                                    

Zaśmiałem się dość obficie na stwierdzenie szatyna.

- No co? - zapytał komicznie – Myślisz, że życie z siedmiorgiem rodzeństwa nie upoważnia Cię do tego, abyś znał wszystkie bajki Disney'a?

Oplotłem rękę wokół jego talii i ruszyliśmy w stronę parkingu, gdzie starszy zaparkował samochód. W drodze zdałem sobie sprawę, że Louis w końcu zaczyna mi coś o sobie mówić. Może nie będzie tak źle?

Wsiedliśmy do czarnej Skody, a dalsza podróż obyła się w komfortowej ciszy. Co chwila nasze spojrzenia się krzyżowały na co puszczaliśmy sobie głuche uśmiechy.

Dotarliśmy na miejsce. Murowana kamienica z półokrągłym zadaszeniem, z którego zwieszały się sopelki lodu. Louis pomógł wysiąść mi z samochodu, a następnie wyjął dość obszerną siatkę z bagażnika. Czyżby zakupy?

Otworzył mi drzwi do holu, a sam prowadził mnie przez proste, masywne schody budynku. Wszystko urządzone było w bardzo starym stylu. Czerwony, pobrudzony dywan ze zmyślnymi wzorkami. Drewniane ramy nałożone na okna, przez co widoczność nie była zbyt ujmująca. Masa startych obrazów oraz tabliczek informacyjnych, czy nawet głupich ''ogłoszeń parafialnych''. Gdy mijaliśmy kolejny rząd kurzących się parapetów z namysłu wyrwał mnie jego lekki głos:

- Wynajmuję mieszkanie z Zayn'em, ale poprosiłem go żeby dzisiaj się tu nie pojawiał – nie wiem, czy to było dość kulturalne z jego strony.

- Wiesz, to chyba trochę niegrzeczne – upomniałem go i może wyszedłem na odrobinę głupiutkiego bachora.

Starszy zaśmiał się nie odrywając wzroku z moich spoconych dłoni.

- Wiesz, ja także muszę się ulatniać kiedy on sobie przyprowadza kogoś do zabawy – jego wyraz twarzy momentalnie spoważniał – Och, ja przepraszam, nie chciałem żeby to tak zabrzmiało, przecież wiesz, że ja Cię – zaczął się plątać więc postanowiłem przerwać jego katuszę.

- Okej, rozumiem.

- Naprawdę nie o to mi chodziło – zapewnił mnie po raz kolejny splatając nasze dłonie. W końcu mogłem poczuć malutką powierzchnię jego dłoni owijającej swoje palce wokół moich. Zatopiłem się w tym uczucia próbując ignorować te cholerne motylki w brzuchu. Choć zbyt łatwe to nie było. Szliśmy ramię w ramię, aż w końcu dotarliśmy do upragnionych drzwi, które wprowadzą mnie w świat Louis'a William'a Tomlinson'a. Tak, po drodze naprawdę otworzył się i zaczął opowiadać mi o sobie.

Starszy rozplótł nasze ręce, co nie zbyt mi pasowało, a następnie otworzył wrota swoimi magicznymi kluczykami z zawieszką kotka, co było niezmiernie słodkie.

Wparowaliśmy do środka wpuszczając zimny powiew do pomieszczenia. Mieszkanie zdawało się małe. Był jeden większy pokój w którym znajdowała się kuchnia, salon, a zarazem skromny przedsionek. Wszystko urządzone było bardzo nowocześnie. Białe zasłony, zielono – srebrna kanapa z podwyższeniem, puchaty dywan, niezły asortyment kuchenny, kilka bezsensownych obrazków na ścianie. Czułem się poniekąd dziwnie, ale i dość sympatycznie. Może było mało przestrzeni, ale wszystko wydawało się dobrze skomponowane, przemyślane no i czuć było tą cudowną atmosferę. Żadnych świątecznych ozdób nie widziałem, jedynie w oczy rzuciła mi się malutka figurka choinki stojąca na szafce, gdzie widniał także telewizor.

- Wow – rzuciłem na wejściu z entuzjazmem rozglądając się po wolnej przestrzeni.

Szatyn zdjął z siebie kurtkę, po czym także zajął się moją. Nasze buty ustawił pod kaloryferem, a szaliki, czy czapki rzucił na starą komodę, która jako jedyna nie pasowała do wnętrza.

Posłał mi szczery uśmiech i rzekł:

- Witam w moim królestwie – jego wzrok panoszył się po całej mojej osobie, a policzki choć zaczęły odmarzać znów poczerwieniały – Tak właściwie to też królestwo Zayn'a, ale ja tu jestem jedynym władcą.

Powiedział żebym zasiadł na kanapie, a sam zajął się przygotowaniem herbaty. Włączył pierwszą lepszą muzykę, która leciała w jakimś tanim radiu, a następnie z dwoma kubkami gorącego napoju usiadł koło mnie.

Odwrócił się w moją stronę i zaczął:

- Musimy sobie coś wyjaśnić – zaproponował, na co tylko przytaknąłem – Ta dziewczyna, my chodziliśmy ze sobą, ale w trochę dziwnym sensie.

Trochę mnie zamurowało, wolałbym jakby powiedział, że z nią nie chodził, czy cokolwiek.

Ciągnął dalej:

- Ona zdradzała mnie, ja zdradzałem ją – upił trochę cieczy – Chodziliśmy ze sobą dwa lata tylko ze względu na to, że dobrze razem wyglądamy. Ona cheerlederka, ja kapitan zespołu footbolowego. Wiesz, po jakimś czasie powiedziałem jej, że to nie może wypalić, że powinniśmy to skończyć. Ona jednak się upierała, a i tak zdradzała mnie z co drugim chłopakiem. Kilka dni temu postanowiłem z nią zerwać, na dobre. Oburzyła się trochę, ale cóż ...

Wziąłem haust powietrza i z niemrawą miną rzuciłem:

- To było ...

- Głupie? Wiem – uśmiechnął się nieznacznie – Ale myślę, że zakończyłem ten rozdział w swoim życiu. Muszę teraz zacząć zawracać sobie głowę czymś innym, niż biadoleniem jak mam się ubrać aby nasze stroje do siebie pasowały.

Oboje zaśmialiśmy się i w ciszy kontynuowaliśmy wypić trochę herbaty. Myślałem dużo i chyba moje pytanie nadal nie było takie, jakie konkretnie chciałem zadać.

- Czyli jesteś *prosty?

- Jestem prosty tak jak Twoje włosy, loczku

*prosty - w znaczeniu straight, czyli także homoseksualny, a jak wiemy Harry ma loki, więc jego włosy tak, czy owak proste nie są.

Light & BrightDove le storie prendono vita. Scoprilo ora