3. ''And I Might N(ever) Be The One Who Brings You Flowers'' (2/2)

707 86 14
                                    

Głośno wciągnąłem oddech i zamarłem. Moje ręce zwisały nieporadnie z dobrze zbudowanych barków, a wyraz twarzy musiał przypominać psa po kastracji. Grymas zastąpiony został niepokojem, natomiast włosy zdawały się opuszczać moją głowę. Co było tego problemem? Szczupła, zielonooka brunetka o mlecznej cerze z wystającymi kościami policzkowymi.

Musiałem wyjść na totalnego idiotę proponując chłopakowi wspólny wypad. Powinienem zmienić swój pseudonim na: Zmutowany Idiota Harold Straszy Dzielnice Londynu.

Ale czy to wszystko nie wydawało się dość komiczne? Chłopak ma dziewczynę, z którą teraz się zachłannie obściskuję, a zarywa do młodszego. Po co? Czy to ma jakiś sens, czy po prostu chciał się mną pobawić? Dupek.

Wiedziałem, że to wszystko ma jakiś haczyk. A ja głupi dałem się na to nabrać.

Odszedłem od pary i pokierowałem się w stronę lady sklepowej. Niestety zatrzymała mnie ręka na nadgarstku. Odwróciłem wzrok i ujrzałem niebieskookiego, który patrzy na mnie z niemym ''przepraszam''. Pokiwałem głową szepcząc ciche ''jest okej'' i oddaliłem się na znaczną odległość. ''Jest okej''. Kogo ja oszukuję, nie jest okej! Na początku ma czelność zawracania mi głowy swoim kontrowersyjnym zachowanie, a teraz mówi mi, że ma dziewczynę? Gdyby on mi to wyznał ... ! Dowiedziałem się tego z istnego przypadku.

Postanowiłem olać jego zachowanie, choć w środku się wręcz gotowałem aby zrobić mu awanturę na środku sali. Z powrotem zasiadłem za ladą z lekturą w ręce i kontynuowałem czytanie pięknej powieści. Jak na po południe klientów nie było zbyt wiele, a towar wciąż widniał na szklanych półkach cukiernio – piekarni. Nie mam zielonego pojęcia dlaczego Charlotte nazwała ten budynek piekarnią, skoro sprzedawane są tu głównie ciasta, czy gorące, słodkie napoje. Myślę, że pełnoprawnie powinno to nosić nazwę cukierni.

Kątem oka spoglądałem na parę nastolatków. Louis wyglądał jakby znajdował się w naprawdę niekomfortowej sytuacji. Trochę mu współczułem, ale gdzieś w środku wciąż żywiłem urazę. Dziewczyna wyglądała na obłędnie zakochaną. Wokół niej dostrzegałem wielką aurę miłości, a jej oczy wydawało się skupione na słowach niebieskookiego. Chcąc czy nie chcąc zatraciłem się w zimowej atmosferze, którą oglądałem przez lśniące od szronu okna.

Jakieś pół godziny po moich stanowczo błahych rozmyśleniach usłyszałem głośny stukot. Odwróciłem głowę, zwracając ją do źródła hałasu. Rozwścieczona brunetka wywróciła krzesło i z wielkim rozpędem wypadła przez szklane wrota. Popatrzyłem w lekkim zdziwieniu na chłopaka, który jakby zdał się nie przejmować tą sytuacją. Chcąc zobaczyć emocje na jego twarzy, udawałem, iż udaję się po miotłę, która leży w rogu, obok stolika Louis'a.

Chwyciłem ją obiema rękami i spojrzałem na szatyna. Po jednym z jego policzków spływała mała łezka, a dotychczasowe błękitne tęczówki nabrały odcieni jasnej szarości. Zacisnąłem uścisk na kijku i usiadłem obok chłopaka. Położył jedną rękę na moim biodrze dając mi do zrozumienia żebym ją chwycił. Bez wahania zrobiłem to i posłałem mu pocieszający uśmiech, na co odezwał się lekkim chichotem.

- Nie martw się, cieszę się, że mnie pocieszasz, ale ... Ona i tak do mnie wróci – złapał moje spojrzenie.

- To chyba dobrze, nie?

- Och, żebyś wiedział, że nie.

Chłopak bez słowa wstał, przed czym pocałował mnie w skroń głowy i udał się do wyjścia. Siedziałem tam w osłupieniu jeszcze kilka minut, póki klienci nie oczekiwali mojej pracy. Westchnąłem ciężko i powróciłem do odprawiania gości. To chyba będzie długi dzień ...

Light & BrightWhere stories live. Discover now