4. "But I Can Be The One ..." (2/2)

694 79 6
                                    

Długa aleja osadzona pięknymi świerkami, które wiosną obierają piękny, szorstki zapach. Śnieg wchodzący pod moje krótkie trampki, przez to, że zimowe buty z chęcią zostawiłem w domu. Mógłbym biegać po tym białym puchu boso, ale wolałbym nie zwracać na siebie zbytniej uwagi. Ludzie i tak mówią, że jestem dziwny, w szczególności płeć męska. Nie wiem, czy uważają mnie za jakiegoś rywala, czy może za wielkiego fajtłapę. Moja beanie zgrabnie zasłaniała poczochrane pasma włosów, które akurat dzisiaj przeżywały zewnętrzny bunt. Podeszwy vans'ów zaczęły szeleścić od gromadzącej się wody, a płaszcz wydawał dźwięki pocierając o materiał podartych jeansów. Chyba powinienem się ubrać trochę cieplej.

Szedłem już dobre kilka minut, a Louis'a ani śladu. Gdy doszedłem do ostatniej ławki opuściła mnie nadzieja. Czy może był to jakiś żart, żeby mnie ośmieszyć. Prychnąłem pod nosem i zawróciłem w stronę przystanku. Kilka przechodni posyłało mi szczęśliwe uśmiechy, lecz naprawdę nie miałem ochoty na nie odpowiadać. Co za arogancki, głupi, nie wyżyty ....

- Hej Harry! - och, czyli jednak mnie nie wystawił. Usłyszałem głos chłopaka za swoimi plecami. Stał podparty plecami do muru jakiejś starej kamieniczki. Jego włosy schowane były pod kaptur ciemno zielonej bluzy z adidasa, na którą narzuconą miał cieplejszą, rozpiętą kurtkę. Pomiędzy palcami sączył papierosa, który z czasem zmniejszał swoją długość. Z drobnym zawstydzeniem ruszyłem ku szatynowi. Jak zdążyłem zauważyć po drodze, chłopak także nie ubrał się najlepiej. Rozpięta narzuta, nic pod szyją, para czarnych conversów i czarne jeansy, w których na pewno nie ma tlenu. Gdy byłem coraz bliżej zauważyłem, iż samoistnie kąciki moich ust zaczęły wędrować w górę. Ogarnij się Harry! On ma Cię przeprosić, a ty masz udawać urażonego.

- Hej Louis – powiedziałem najobojętniej jak mogłem, choć trudno przeszło mi to, przez gardło.

Starszy zdeptał trzymanego papierosa i po raz ostatni wypuścił smugę dymu, zapatrując się na moje zmarzinięte policzki.

- Harry, ja naprawdę przepraszam – po chwili ciszy zaczął tak bardzo dobrze znaną mi formułkę. Miałem być silny i to on powinien mnie błagać, ale chyba coś poszło nie tak. Zamiast sceny zdrady niczym w Violettcie, nie pytaj skąd to znam, po prostu uległem. Rzuciłem mu się na szyję, a on zachłannie wcisnął swoją głowę w zagłębieniu nasady. To nie powinno tak wyglądać. Oddaliłem się od chłopaka i postanowiłem wszystko wyjaśnić.

- Mogłeś mi od razu powiedzieć, że kogoś masz – oczy szatyna wytrzeszczyły się w smutku – A nie bawiłeś się ze mną w jakieś głupie gierki.

Załkałem trochę zbyt mocno i poczułem jego malutką dłoń na mojej. Ścisnął ją nie znacznie i stanął na palcach opierając nasze czoła o siebie.

- Nigdy z Tobą nie grałem – ciężko przełknął ślinę – Od pierwszej wizyty pojawiałem się w piekarni nie dla tego lukru, tylko dla czegoś, albo raczej kogoś słodszego.

Zaśmiałem się przez łzy i schyliłem lekko głowę, aby chłopak nie przemęczał palców u stóp. Mogło wyglądać to dość dziwnie, ale jego wzrost jest naprawdę słodki.

Nagle oprzytomniałem, a z mojej twarzy zszedł chichot.

- Louis masz dziewczynę – powiedziałem z trwogą przyglądając się nie pewności chłopaka. Pierwszy raz widziałem go w takim stanie. Niezależnie od sytuacji próbował ukrywać emocję, a teraz wyglądał jak kupka brudu.

- Już nie mam, ale zresztą – zlustrował mnie wzrokiem i odsunął nasze twarze – Opowiem Ci o tym w domu, bo jeżeli teraz się nie ogrzejemy, będziemy wyglądać jak Olaf.

Light & BrightWhere stories live. Discover now