Gwiazdy

1.1K 92 19
                                    

   - Jorin? - krzyczał nadal rudowłosy. Słyszałam jego zbliżające się kroki.

   Odsunęłam się od Bena w ostatnim momencie. Laro wszedł niespokojny w zasięg mojego wzroku. Kiedy jednak zobaczył mego towarzysza zamarł. Stał jak słup soli, to patrząc na mnie, potem na Kylo, następnie na leżące w kałuży krwi ciało Dajrsa i z powrotem na mnie.

   - Ty... Ty... Ty... - Szukał odpowiedniego słowa, podchodząc do nas bliżej swoim miękkim krokiem. Czarnooki wstał ciężko już mając cokolwiek powiedzieć. - Ty gnojku! - wykrzyknął Laro i wymierzył cios.

   Jego zaciśnięta kurczowo pięść trafiła chłopaka w szczękę. Ten zachwiał się nieco, nie tracąc jednak przy tym równowagi. Uderzenie nie wywarło jednak na nim zbyt wielkiego wrażenia.

   Hemings natomiast trzepał dłonią we wszystkie strony, jakby miało to złagodzić ból. Na twarzy wykwitł mu niezadowolony grymas. Z ust wydarło mu się połączenie westchnienia i jęku.

   - Mi także miło cię widzieć - odezwał się Ben przez zęby. Pocierała swoją szczękę, rozmasowując ją. W jego głosie słychać było tyle sarkazmu ile nie usłyszałam przez całe swoje życie.

   - Myślałem, że jestem jedyny - prychnął oburzony pilot, rozcierając jednocześnie swoje kłykcie. - Miało to być podziękowanie za tak fachowe okaleczenie mnie...

   - Trzeba było się tak... - warczał zakapturzony, podchodząc krok bliżej do niebieskookiego.

   - A może ktoś mi pomoże? - Przerwałam wrogą wymianę zdań. Czułam się poniżona i trochę pominięta, zmuszona do oglądania kłótni z poziomu ziemi.

   Oboje rzucili się w moim kierunku, jednak stojący tuż obok Kylo pierwszy wyciągnął do mnie dłoń. Laro posłał mu jedynie rozwścieczone spojrzenie. Skrzyżował ramiona na piersi i wpatrywał się w niego wzrokiem, którym mogłabym przysiąc, dałby radę zabić, gdyby tylko tak potrafił.

   Wstałam powoli, opierając się o chłopaka. Czułam jak wszystko mnie pali żywym ogniem lub przynajmniej mieczem świetlnym oddalonym o milimetry od skóry. Trzymając się wolną ręką za obolały bok, rzuciłam towarzyszom wymowne spojrzenie.

   - Spokojnie, ja sobie dotrę jakoś do Almy Caroo, prześpię i pogadam z R2-D2, a wy się tu bez żadnych przeszkód pozabijacie - mówiłam zgryźliwie. - Co wy na to?

   - Nigdzie cię nie zostawię - odezwał się Kylo, schylając się i podnosząc mnie ostrożnie z ziemi. Znowu poczułam przyjemny zapach piżma, który był dla niego tak bardzo charakterystyczny.

   - Ja także... - Pokiwał tylko głową Hemings.

   W powietrzu rozległ się warkot myśliwców Ruchu Oporu. Na ciemnym niebie zarysowały się myśliwce TIE. Było ich dokładnie siedem. O siedem za dużo.

   - Musimy się stąd wydostać - wymamrotałam. Wzrokiem podążałam za znikającymi powoli w ciemności statkami. - Jak najszybciej stąd wydostać...

   - Moje caceńko da sobie z nimi radę. - Zagwizdał ognistowłosy, także podążając wzrokiem za nieprzyjacielem. - Zero hipernapędu, osłon czy porządnych działek laserowych...

   - Tylko, że wraz z nimi mogą być inni - mruknęłam. - Dodatkowo, Ruch Oporu ostatnio je unowocześniał... Tak samo jak ten, którym dostaliśmy się na Santro - odwróciłam twarz w stronę Kylo. - Musimy uciekać.

   - Nigdzie cię z nim nie puszczę - syknął pilot zagradzając na drogę przez strumień. - Nie ufam mu i ty też nie powinnaś.

   - W takim razie. - Położyłam obolałą twarz na ramieniu chłopaka. - Ben leci z nami...

ZakazaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz