Kołysanka

992 89 12
                                    

   - Jorin. - Słyszałam głuchy szept. - Jorin.

   Poczułam, że ktoś potrząsa moim ramieniem. Otworzyłam zmęczone oczy, całą siłą woli walcząc aby ich z powrotem nie zamknąć. Widziałam gęstą, nieprzeniknioną ciemność. Nie dostrzegłam osoby, która mnie obudziła. Przecież przed chwilą tu była! Jestem pewna! Gdzie ona mogła zniknąć? Jak to zrobiła?

  - Jorin. - Odezwał się znowu ten sam głos. Sprawiał, że moje włosy jeżyły się na karku. Czułam potrzebę zachowania ostrożności. Musiałam być czujna. Żaden człowiek nie znika tak po prostu, na zawołanie. Człowiek. Tylko czy to coś lub ktoś nim było?

   - Kim jesteś? - pytałam, jednocześnie rozglądając się dookoła. Próbowałam przebić się przez smolistą czerń. Nie widziałam jednak swojej własnej ręki a co dopiero kogoś.

   - A kim ty jesteś? - odpowiedział drwiąco.

   - Wiesz przecież. - Zmarszczyłam brwi. - Sam mnie tak nazwałeś - Jorin.

   - Nie chodziło mi o imię. - Roześmiał się cicho nieznajomy. - Imię to tylko imię. Nic szczególnego. Mi chodzi o to, kim jesteś.

   - A co chciałbyś wiedzieć? - mówiłam podnosząc się. Postąpiłam niepewny krok, potem następny i kolejny, starając się znaleźć cokolwiek; ścianę, otchłań, drzwi, rozmówcę.

   - Przecież mówię od początku. - Niecierpliwił się, a w jego głosie zabrzmiała nutka rozwścieczenia. Z jego ust wydarło się niechciane westchnienie. - Kim jesteś?

   - Nie wiem, co ci powiedzieć. - Wzruszyłam ramionami. Czy on mógł to dostrzec? Czy w ogóle mnie widział?

   - To może ja zacznę? - spytał i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, zaszeptał. - Jestem tym, czego się boisz. Jestem ucieleśnieniem twoich koszmarów. Twoich wizji, które nawiedzają cię tak często. W końcu to ja je wysyłam... Jestem osobą, której boisz się najbardziej...

   - Śmiercią - wymamrotałam.

   Moje ciało przeszły dreszcze. Zawiał wiatr przeszywający do szpiku kości. Czułam, że robi się potwornie chłodno. Potrząsnęłam gwałtownie głową.

   - Nie wierzę. Nie ma czegoś takiego jak śmierć, jak jej ucieleśnienie.

   - Nie jestem śmiercią.

   - Więc kim niby?

   - Tym, czego się boisz...

   - Nie boję się niczego oprócz śmierci - skłamałam.

   - Jesteś tego pewna? Bo ja wiem, że jej boisz się najmniej. - Roześmiał się w oddali. Podeszłam kawałek w kierunku, z którego dochodził jego głos. - Zagraj ze mną w grę...

   - A haczyk? - Przewróciłam oczami, nadal próbując dotrzeć gdziekolwiek. Czułam, że z każdym krokiem do przodu, cofam się o dwa.

   - Sęk w tym, że nie ma.

   - Podaj mi choć jeden powód dla którego miałabym to zrobić. - Skrzyżowałam ręce na piersi. Liczyłam na to, że choć trochę mnie to ogrzeje. Było mi przeraźliwie zimno.

   - Uratujesz życie tego chłopca - mówił podstępnie. - Zabiłaś jego ojca, teraz jego? Ludzie mówią, że to ja jestem okropny...

   - Po pierwsze - syknęłam rozwścieczona, próbując zakryć tym swój strach i zagłuszyć walące serce - nie zabiłam jego ojca. Sam chciał iść ze mną dalej! Nie mogłam go powstrzymać! Po drugie. - Zniżyłam głos. - Nie wierzę w ciebie. Jesteś tylko durnym koszmarem, z którego zaraz się obudzę.

ZakazaneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz