Rozdział 12

1.2K 79 14
                                    

Z podziękowaniem i dedykacją dla wszystkich czytelników. Jesteście najlepsi!  👊💗

Justin

Otworzyłem oczy i od razu pożałowałem. Poczułem nasilający się ból głowy i nieprzyjemny, metaliczny posmak krwi w ustach. Podniosłem się powoli i oparłem na łokciach, lustrując przy tym pomieszczenie w jakim się znajdowałem. Ściany miały kolor zgniłej zieleni, szafki były drewniane i osadzał się na nich kurz. Wstałem powoli, bosymi stopami stanąłem na drewnianych panelach. Każdy mój krok powodował skrzypienie.

Wychodząc zza drzwi natknąłem się na małego pluszowego misia. Sięgnąłem po niego i przypatrywałem się mu dłuższy czas, miałem kiedyś podobnego. Nagle usłyszałem huk, jakby coś ciężkiego uderzyło o podłogę. Cały czas trzymałem, uporczywie misia, udałem się w kierunku dochodzącego hałasu.

Wybiegłem szybko z mieszkania, w którym byłem i dopiero widząc drzwi naprzeciw mnie zrozumiałem gdzie jestem.

-To moja stara kamienica- szepnąłem i odwróciłem się w kierunku drzwi przez, które przed chwilą wybiegłem. Zobaczyłem w oddali mojego ojca, który siedział na kanapie i pił piwo. Nagle pojawiła się koło niego moją mama, podała mu obiad, jak zawsze uśmiechała się. On tylko rzucił w jej stronę, jedno obrzydliwe spojrzenie i zaczął jeść, przypatrywałem się temu z dala. Nagle ten wstał i zrzucił talerz. Zaczął coś krzyczeć, jednak ja nic nie rozumiałem. Podszedł do niej i zamachnął się, zacząłem biec w ich stronę, jednak oni z każdym moim krokiem się oddalali.

- Zostaw ją!- krzyczałem. Nie mogłem pozwolić na to, żeby on ją uderzył. Jednak oni cały czas się oddalali, im szybciej biegłem, tym oni byli coraz dalej.

- Nic nie zrobisz- usłyszałem cichy głos za sobą. Odwróciłem się w jego stronę i ujrzałem szatynkę. Gdyby nie jej zielone oczy, mógłbym przysiądź, że przede mną stoi Hope.

- Muszę jej pomóc- mówiłem głośno dysząc- To moja mama! Muszę jej pomóc!- do oczu ciągnęły mi się łzy- Muszę- po policzkach spłynęła mi jedną łza. Dziewczyna podeszła do mnie i kucnęła przede mną. Była w moim wzroście. O co tu chodzi? Szatynka zaczęła mnie głaskać po włosach.

- Wiem Justin- powiedziała wtulając mnie w swoje ciało, a ja równie mocno przytuliłem misia- Ale nie da się jej pomóc- oznajmiła. Ja na jej słowa zacząłem jeszcze mocniej płakać.

Będąc wtulany w nią, odwróciłem głowę w lewo. Znajdowało się tam ogromne lustro, jednak nie to było dziwne. Odbicie przedstawiało szatynkę i jakiegoś małego chłopca, trzymającego misia. Odsunąłem się od dziewczyny i podszedłem do szklanego zwierciadła, a chłopiec w zwierciadle zrobił to samo. Miał on rozciętą wargę i dość spore limo pod okiem. Dopiero z bliska zrozumiałem, chłopczyk w lustrze, to ja.

- Co jest grane? Jak to możliwe?- powiedziałem cicho i przejechałem po swoim odbiciu.

- To dopiero początek Justin- odwróciłem się do dziewczyny, jednak ona niczym mgła, coraz bardziej się rozmazywała.

- Co? O czym ty mówisz?!- podbiegłem do niej i próbowałem ją chwycić, jednak ona jakby rozpłynęła się.

- Odnajdź ją. Szukaj wskazówek- jej głos niósł się po całym pomieszczeniu- Ona jest bliżej niż myślisz.

- Kogo? Jakich wskazówek?- dopytywałem, jednak nikt ani nic mi nie odpowiedziało.

Nagle do po pomieszczeniu rozległ się pisk. Zakryłem uszy. Próbowałem odgonić od siebie ten dźwięk, jednak on stawał się coraz głośniejszy.

- Zamknij się- zacząłem cicho- Zamknij się!- zacząłem krzyczeć- Zostaw mnie!

*

What Do You Mean?Where stories live. Discover now