Rozdział 1

3.5K 167 13
                                    

12 lat później

Kolejna łza spłynęła po jej drobnej, opuchniętej twarzy ciągnąc za sobą czarne smugi. Na jej karmelowej skórze można było dostrzec gęsią skórkę spowodowaną chłodnym wiatrem otulającym jej ciało. Ona jednak się tym nie przejmowała, tępym wzrokiem wpatrywała się w marmurowy pomnik, którego wygrawerowane białe litery oświetlały dwa znicze. W jej głowie znów rozgrywały się wydarzenia sprzed dwunastu lat, a szloch stał się głośniejszy. Nie umiała go opanować, nawet nie chciała, musiała z siebie to wyrzucić. Wiedziała, że prócz cmentarnego dozorcy, który co chwila na nią zerkał, nikt jej nie widzi.

- Dzisiaj mija dwanaście lat siostrzyczko- po raz pierwszy od kiedy przyszła wydobyła z siebie coś innego prócz szlochu - Dwanaście lat od kiedy cię nie ma ze mną- powiedziała cicho, nie zwracając uwagi na co chwilę łamiący się głos- Dwanaście lat od kiedy nie pieczemy razem naszego ulubionego czekoladowego ciasta. Od kiedy ostatni raz widziałam twój śnieżny uśmiech. Od kiedy ostatni raz..- zatrzymała się ocierając wierzchem dłoni spływającą, słoną ciecz- Powiedziałaś mi, że mnie kochasz- nastolatka nie wytrzymała i wybuchła niekontrolowanym płaczem. Jej wzrok powędrował do góry- Czemu mi ją zabrałeś?! Czemu tamtego dnia nie zabrałeś mnie?!- krzyczała, tym samym zwracając na siebie uwagę młodego mężczyzny, który przypatrywał się dziewczynie z wielkim żalem w oczach.

Znał ją z widzenia, przychodziła w ostatnim czasie dość często kiedy miał nocne zmiany. Przesiadywał przy tym samym grobie po kilkanaście godzin, czasem milczała, niekiedy mówiła, rzadko krzyczała, jednak zawsze płakała. Kiedyś chłopak postanowił zobaczyć kim jest osoba, do której brunetka tak często przychodziła, więc kiedy dziewczyna opuściła już cmentarz zakradł się do miejsca spoczynku jakby bał się, że ktoś go zobaczy i stanął wystarczająco blisko by przeczytać co było tam wygrawerowane jednak wystarczająco daleko jakby nastolatka postanowiła wrócić, a on musiałby wyglądać w miarę wiarygodnie w sprzątaniu liści.

W jego głowie znów pojawiła się marmurowa tablica i białe napisy:

Angela Ronnie Glimes

Ur. 09.04.1990 rokuZm. 20.04.2007 roku"Śpij spokojnie siostrzyczko"

Kojarzył skądś to sześcioliterowe nazwisko, jednak nie mógł sobie przypomnieć skąd. Od kiedy jako siedmioletni chłopiec musiał się wyprowadzić z Nowego Jorku minęło dwanaście długich lat. Oczywiście pamiętał wszystko, chociaż wolałby o tym zapomnieć i nigdy już nie wracać do tamtych wspomnień. Jednak wszystkie nazwiska wyleciały mu z głowy.

Z zamyślenia wyrwała go mała kropla, która opadła na jego zgrabny nos. Kolejne spadały coraz szybciej, a wiatr był coraz mocniejszy. Chłopak będąc w dresach i bluzie poczuł nieprzyjemny chłód, i lekko się wzdrygnął. Po raz kolejny tego dnia przeniósł swoje karmelowe oczy na małą postać, która siedziała niczym niewzruszona na drewnianej ławce i zamglonym wzrokiem wpatrywała się w napisy. Jej strój składał się z przetartych trampek, dżinsów z wysokim stanem i już przemoczonej od deszczu, jasnej czerwonej bluzki na ramiączkach.

Blondyna na sam widok przeszły ciarki, nie mógł jej tak zostawić na pastwę zapalenia płuc, które pewnie by ją czekało gdyby została tam jeszcze choć minute, w takim stroju. Szybkim krokiem podszedł do niej, w międzyczasie zdejmując szarą bluzę, która po chwili okrywała przemoczone ciało brunetki.

Dziewczyna niemal natychmiast się wzdrygnęła i energicznie odwróciła głowę. Przed nią stał dobrze zbudowany,  dozorca, którego hipnotyzujące tęczówki mierzyły jej przemoczone ciało, aż w końcu odnalazły jej opuchnięte od płaczu czekoladowe oczy.

Wpatrywali się w siebie, milcząc. Chłopak bał się, że jeśli odezwie się wystraszy brunetkę, a zależało mu by zyskać jej zaufanie. Dziewczyna natomiast intensywnie wpatrywała się w jego oczy. Widziała w nich strach i współczucie, którego nie chciała. W domu nie płakała, udawała silną przed rodzicami by uniknąć kolejnych spotkań z psychologiem a cmentarz, cmentarz był jej odskocznią, jej małą tajemnicą. Blondyn czując jej przenikające spojrzenie, przełknął nerwowo ślinę.

-Mam na imię Justin- odezwał się w końcu swoim lekko zachrypniętym głosem, a na jego twarzy pojawił się cień zachęcającego do rozmowy uśmiechu. Brunetka jednak dalej mierzyła go spojrzeniem nie wydobywając z siebie żadnego słowa. Krępowało to trochę chłopaka jednak postanowił poczekać i dać dziewczynie czas. Deszcz padał coraz mocniej a ciało chłopaka przechodziły nieprzyjemne dreszcze spowodowane chłodnym wiatrem, jednak nie miał zamiaru ruszyć się z miejsca dopóki dziewczyna nie odezwie się.

- Czemu to robisz?- w końcu do jego uszu dotarł cichy, delikatny głos dziewczyny, którą postanowił nazwać "Zagadką". To krótkie pytanie totalnie zbiło go z tropy. W pierwszej chwili nie wiedział co ma na myśli dziewczyna. Jednak kiedy dotarł do niego sens zadanego pytania, zdał sobie sprawę, że sam nie znał na nie odpowiedzi. Czemu to robi?

- Dlatego, że jesteś moją Zagadką- odpowiedział pierwsze co przyszło mu na myśl i wbił wzrok w tęczówki dziewczyny. Chciał z nich wyczytać jak najwięcej, jednak nie potrafił. Ta drobna brunetka była dla niego jedną wielką niewiadomą, co jeszcze bardziej nakręcało chłopaka by dowiedzieć się czegoś o niej.

- Jestem Hope- powiedziała nie kontrolując swoich słów. Jej prawdziwe imię samo wydobyło się z sinych od zimna ust. Przez te kilka minut odkąd wpatrywała się w chłopaka, poczuła od niego bijącą szczerość i troskę, a jego tęczówki mówiły o nim o wiele więcej niż można było się spodziewać- Wiem kim jesteś- dodała po chwili. Chłopaka zamurowało. Pierwszy raz w życiu nie wiedział co ma zrobić, jak ma się zachować. Czy to możliwe by przez tych parę minut, ta dziewczyna przejrzała całego mnie?- pomyślał.

- Kim jestem?- zapytał po chwili, bojąc się odpowiedzi jaką może uzyskać od swojej Zagadki. Dziewczyna nie odpowiedziała, dalej intensywnie wpatrywała się w oczy ciemnowłosego chłopaka, od których bił strach.

- Dowiesz się w swoim czasie- Hope powiedziała spokojnie i znów przeniosła swój wzrok na nagrobek. Blondyn jeszcze jakiś czas analizował zdanie wypowiedziane przez czarnulkę jednak kiedy znów poczuł zimne powietrze, które przenikało jego ciało przypomniał sobie, że nadal są na dworze. Bez namysłu złapał za ramie dziewczyny by zwrócić na siebie jej uwagę, brunetka od razu się odwróciła i spojrzała w jego karmelowe tęczówki, które już zdążyła przejrzeć.

- Chodź, odwiozę cię do domu, już wystarczająco zdążyłaś przemoknąć- powiedział Jus i uśmiechnął się smutno. Hope wpatrywała się w niego podejrzliwie, jakby chciała wykryć jakąś intrygę w jego propozycji, jednak nic takiego się nie wydarzyło a musiała przyznać, że na prawdę zaczęło jej się robić zimno i jutro będzie za pewne miała znienawidzony katar.

Powoli wstała i stanęła przed chłopakiem, była dość wysoka jak na dziewczynę jednak on i tak przewyższał ją o dobre piętnaście centymetrów. Chłopaka ucieszyło, że dziewczyna zgodziła się by ten ją podwiózł. Przyglądał się uważnie każdemu ruchowi Hope, bardzo mu zależało by poznać bliżej dziewczynę co było kompletnie nie w jego stylu.

Dziewczyna spokojnie sięgnęła po leżący na ziemi plecak, który był już trochę brudny i ostatni raz spojrzał na znajomy marmurowy pomnik rzucając ciche "Kocham Cię" po czym ruszyła za chłopakiem zapinając jego bluzę.


I co myślicie? Piszcie swoje opinie w komentarzach ponieważ to naprawdę motywuję do dalszej pracy!

Co myślicie o głównych bohaterach? I co waszym zdaniem ma na myśli Hope?

What Do You Mean?Where stories live. Discover now