Rozdział 3

109 7 1
                                    


Teiko nie był pewny co do jej dłuższego wypadu. Worki pod oczami i  słaby chód mówiły same za siebie, że jest padnięta. Chciał iść za nią ale nie mógł. Po pierwsze miał nowiusieńki garnitur na sobie. Bardzo drogi i ekskluzywny, a po drugie  nie chciał go brudzić przez głupie bójki z tymi idiotami bo byli zazdrośni. Chcąc nie chcąc dalej szedł do szkoły krótszą drogą przy ich boku.

Nikt się nie odzywał. Szli odstępami od siebie i tylko co jakiś czas patrzyli na siebie. Ręce w kieszeniach gotowe by użyć drobnego rewolwera S&W 637. Najszybszy i najsprytniejszy wygrywa. To prosta zasada ale trudna zarazem. Ponieważ liczebność przeciwników i sojuszników też jest ważna. Gdy doszli do starej, zardzewiałej bramy szkoły od razu poszli w swoje strony. Do swoich klas.

Kio wchodząc do swojej napotkał od razu srogie spojrzenia od swoich ludzi.

- Czego się tak krzywo gapicie? - Srogi głos i zimne szare oczy przyprawiały ich o gęsią skórkę.

Nikt nie miał odwagi powiedzieć Szefowi co o tym myślą. Raz dostali nauczkę za nieposłuszeństwo i nie mieli zamiaru tego znowu powtarzać. Odwrócili głowy i wrócili do swoich zajęć.

Czarnowłosy wiedział co im chodzi po głowię. Mieli tu jedną zasadę o którą tępił swoich ludzi. A mianowicie  "Nie bijemy kobiet". Ale gdyby powiedział im prawdę to by nie uwierzyli.  Całą noc nie spał przez tą sytuacje. Po prostu nie potrafił. 

Sięgnął ręką do kieszeni dresów chcąc wyciągnąć papierosy ale napotkał tylko zapalniczkę. Z ciężkim westchnieniem zrozumiał, że spalił wszystkie w nocy i nie kupił nowej paczki. Papierosy dla niego są jak tlen. Nie potrafił bez nich żyć, a dzięki nikotynie się uspokaja i zaczyna myśleć racjonalnie. 

Wstał z głośnym tupetem i wyszedł bez informowania ich gdzie. Postanowił wyjść po za teren szkoły i kupić gdzieś fajki. Choć nie był pełnoletni ludzie w sklepach go znali i wiedzieli, że lepiej mu je sprzedać niż się narażać. 

Idąc samemu znowu rozmyślał o tamtej sytuacji. Zrozumiał, że źle postąpił. Gdyby tak nie wpadł to by nic się jej nie stało. Zacisnął pięści i przyśpieszył kroku by w końcu kupić fajki. Najbliższy sklep od szkoły był pięć minut drogi. Jest to sklep monopolowy. Bez skrupułów podszedł do pustej kasy.

- Papierowy KOOL. - Odezwał się, a kasjerka uniosła brew.

- Możesz pokazać dowód? - Słysząc to zrozumiał, że jest nowa.

Nigdy nie przyglądał się dobrze kasjerce  ale patrząc na nią uznał, że jest ładna. Ładna ale głupia.

- Złotko dawaj fajki za nim będzie nie przyjemnie.

Wyciągnął rewolwer i wycelował w jej głowę. Przerażona otworzyła szeroko oczy. Nigdy nie sądziła, że znajdzie się w takiej sytuacji. Podniosła ręce do góry i zaczęła się jąkać.

- Ja...ja...nie-mogę...ich.. Panu.. sprzedać. - Przystawił spluwę do jej czoła.

- Złotko to tylko durne fajki. Sprzedaż mi je i po balu. Zaś jeśli nie zamierzasz... - Pociągnął za zabezpieczenie - ... to poleje się krew.

Łzy zaczęły lecieć jej z oczu, a makijaż zaczął się rozmazywać szpecąc jej buźkę.  Drżącą ręką sięgnął po papierosy KOOL i podała mu je. On z satysfakcją je chwycił i zostawił pieniądze. Kasjerka wybałuszyła oczy widząc to ale nie odezwała się słowem. Kio miał swój honor i dumę. Nie upadł jeszcze tak nisko by kraść. Schował rewolwer i otworzył upragnioną paczkę fajek. 

Szybko odpalił jedną i porządnie się  zaciągnął. Dreszcz go przeszedł.

- Ohyda. - Usłyszał za plecami. 

MafiaWhere stories live. Discover now