Prolog

1K 86 1
                                    

Jestem jedną z tych, którzy kiedy próbują, ryzykując naprawdę wiele, a coś pójdzie nie tak...

Jest dobrze, wszystko jedno... Warto było stracić i zrobiłam to teraz...

Gram o wszystko, wygram lub stracę...

Teraz...

Pomieszczenie było przestronne. Wielka sala balowa, oświetlona tysiącami świateł, była wysoka na co najmniej dziesięć metrów. Urządzona z przesadnym przepychem w starodawnym stylu. Jej imponujący wygląd wręcz przytłaczał, gdy tylko przekraczało się jej progi. Już na pierwszy rzut oka widać było jak bardzo okazale się prezentowała i jak wielkie wrażenie robiła na gościach przyjęcia, które się właśnie odbywało. Będąc tam, odnosiło się wrażenie, jakby nastąpił jakiś niecodzienny przeskok czasowy, przenoszący w dawne lata. Pełne zbytku oraz luksusów. Czasy, w których królowały bale i bankiety.

Ściany w kolorach beżu i ciepłego brązu, gdzieniegdzie przyozdabiane były akcentami złota, które nadawały pomieszczeniu jeszcze bardziej królewskiego wyglądu. Zwisające z sufitu, okazałe, kryształowe żyrandole,mieniły się tysiącem blasków. Wszędzie poustawiane były pozłacane kandelabry z mnóstwem świec. Nieliczne antyczne meble, które stały pod ścianami, również doskonale pasowały do wystroju tego pomieszczenia.Wszystko było idealnie dopasowane i gustownie wykończone. Wielkie lustra wiszące na ścianach, sprawiały, że sala wydawała się być jeszcze większa niż w istocie była. Piękna muzyka, którą wydobywał ze swojego instrumentu mężczyzna, siedzący przy wielkim, czarnym fortepianie, rozbrzmiewała w tej wielkiej auli, której przestronność stwarzała niesamowitą wręcz akustykę.

Ludzie stojący pod ścianami, wpatrzeni byli w tańczącą na środku sali parę. Kobiety w pięknych, wieczorowych sukniach oraz mężczyźni w doskonale skrojonych garniturach bezbłędnie wpasowywali się w to wnętrze.Również tańcząca w objęciach chłopaka dziewczyna, wydawała się być perfekcyjnie zsynchronizowana z całością. Ubrana była w śliczną, zieloną suknię, której spory dekolt zasłaniał obejmujący ją mężczyzna. Prawą swą rękę trzymał na delikatnej skórze jej nagich pleców, której nie okrywał w całości aksamitny materiał sukienki. Jej drobna dłoń ginęła w jego ręce.Pomimo wysokich obcasów, musiała zadzierać głowę, aby spojrzeć mu w oczy.

Tańcząc ze sobą nie zwracali na nic uwagi. Wpatrzone w nich oczy zebranych gości, kompletnie dla nich nie istniały. Nie było burmistrza ze swoją wyniosłą małżonką, która zdradzała go z jego sekretarzem. Nie było ministra marynarki i obrony wojennej, który dzisiejszej nocy zamierzało śmieszyć swego przyjaciela przed aktorką, w której obaj się kochali. Nie istniało w tym momencie nic innego, tylko oni sami oraz ten taniec, który spajał ich w magicznym uścisku, przepełnionym emocjami i czułością.Wpatrzeni w siebie, zasłuchani w muzykę, która delikatnie ich kołysała. On trzymał ją delikatnie w swych ramionach, otulając swym stanowczym uściskiem, któremu ona z rozkoszą się poddawała. Prowadził ją pewnie,skupiając się jedynie na niej.

— O czym tak myślisz? — zapytał, pochylając się do jej ucha, a ona zadrżała na dźwięk jego głosu i wzdychając spojrzała w jego oczy takim wzrokiem, w którym było jakieś dojmujące ciepło. Delikatność, która momentami nasycona była jakąś sensoryczną zmysłowością.

— Po prostu... Zastanawiam się jak długa jest ta piosenka — wyszeptała drżącym głosem.

— Dlaczego? — zapytał, trochę zbity z tropu jej odpowiedzią.

— Chcę wiedzieć, jak wiele czasu jeszcze nam zostało. — Usłyszał i przymknął nieznacznie oczy.

— Nie mów tak, przecież... wiesz, że... — Milcz. Teraz chcę jeszcze cieszyć się tą chwilą. Słowa są tu niepotrzebne — uciszyła go swym szeptem.

Teraz, kiedy tu jesteś...Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ