2.I'm sorry

1.8K 143 5
                                    

Siedzę na parapecie w swoim pokoju i wpatruję się w okno Stilesa, mając nadzieję, że magicznie się w nim pojawi. Marzenie się spełnia. Brunet macha mi lekko i uśmiecha się miło, po czym wyciąga telefon i wybiera numer. W pomieszczeniu rolega się głos wokalisty zespołu "The Smiths". Biorę komórkę do ręki i przyciskam zielony guzik.
-Powiedziałaś im? - to pierwsze, o co pyta.
-Nie - odpowiadam krótko - Mogliby mi nie uwierzyć.
-Carmen... - wzdycha chłopak pisząc coś w notesie - A co, jeżeli upije się znowu?
-Wtedy wybiegnę oknem i ponownie wskoczę do twojego pokoju - chichoczę.
Widzę głupkowaty uśmiech bruneta. Posyła mi go z wielką fascynacją, i w duchu zapewne śmieje się z mojej zarumienionej twarzy.
-O czym Ty myślisz?! - udaję zirytowaną.
Do okna podchodzi Scott. Macha do mnie i dosłownie wyrywa telefon z ręki siedemnastolatka.
-Jak się czujesz? - pyta z troską przywalając w ramię przyjacielowi, kiedy ten próbuje odebrać to, co należy do niego.
-Jest okay - mówię - uwierzyli w to, że poszłam się przywitać do sąsiadów.
-Naprawdę powinnaś im powiedzieć - jęczy do słuchawki.
-Nic mi nie będzie - uspokajam go.
Słyszę, jak drzwi do pokoju otwierają się, a do środka wchodzi Mark. Patrzy na mnie gniewnie, nie odzywając się.
-Carmen? - mówi Scott.
-Wyjdź - mówię wściekła.
Chłopak zbliża się do mnie, a ja nie mogę się ruszyć.
Jestem pewna, że Scott i Stiles widzą rozgrywającą się scenę, ale co mi z tego, skoro nawet nie mają mi jak pomóc?
-TERESA! - krzyczę, ile sił.
Słyszę, jak zastępcza matka wbiega po schodach, co chwila potykając się o stopnie. Wpada do pokoju i z przerażeniem patrzy na mnie. Mrużę oczy, chwieję się na boki, aż w końcu upadam na ziemię. Mój telefon ląduje tuż pod nogami Marka, ale ten nie fatyguje się, aby po niego sięgnąć. Prycha i wychodzi z pomieszczenia, zostawiając mnie i swoją matkę same.
-Boże, Carmen! - mówi ze zmartwieniem kobieta - Chodź - podaje mi ręke, a następnie pomaga wstać i podtrzymuje na nogach - Chcesz jechać do szpitala?
-Nie. Nie trzeba, Ter - mówie cicho - Potrzeba mi tylko trochę wody.
Gdyby ktoś wiedział, jaką świetną potrafię być aktorką, na sto procent dałby mi nobla.
Jestem tego pewna.

***

Zamykam dom na klucz. Ręce trzęsą mi się niemiłosiernie. Mimo to udaję, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.Czuję czyjąś rękę na ramieniu.
Obracam się z przerażeniem zamachując się na przeciwnika. Ten jeden uchyla się przed ciosem i popycha mnie lekko na drzwi. Następnie łapie za moje nadgarstki, i wpatruje się we mnie tymi swoimi idealnie brązowymi oczami.
-To tylko ja, Carmen - mówi Stiles.
Wypuszczam powietrze z ulgą.
-Przepraszam - mamroczę - myślałam, że to... - Nie kończę. Nie muszę.
Po chwili zza chłopaka wyjania się Scott. Uśmiecha się lekko, pocieszająco.
Odwzajemniam czyn, i w trójkę ruszamy do szkoły. Ostatecznie spóźniamy się na lekcje, ponieważ po drodze zahaczamy o kawiarenkę ze świeżą kawą z mlekiem.
-Wyjaśnicie mi, co się stało, że przyszliście aż piętnaście minut po dzwonku? - pyta nauczyciel.
Cisza. Chłopcy główkują, kiedy ja już od dawna mam wymyśloną wymówkę.
-Po drodze zrobiło mi się słabo, tak więc wstąpiliśmy do sklepu po butelkę chłodnej wody - wyjaśniam.
-Dokładnie tak było, Trenerze - dodaje Stiles.
-Jesteś pewna, że już lepiej się czujesz? - martwi się.
-Tak. Jest okay.
-Zatem siadajcie - rozkazuje.
Po skończonej lekcji mam ochote zapaść się pod ziemię. Czeka mnie lekcja wychowania fizycznego, którego wręcz nienawidzę. Rzuty piłką, gra w ręczną, czy nożną. Beznadzieja. Równie dobrze możemy zagrać w szachy. Nie zrobiłoby to wielkiej różnicy.Wchodzę do przebieralni. Od razu dociera do mnie okropny zapach mocnych, damskich perfum. Zaczynają piec mnie oczy i nos, ale bagatelizuję to, i przechodze przez całe pomieszczenie kierując się do łazienki, w której będe mogła pobyć sama. Trochę nie wychodzi. Na podłodze wyłożonej kafelkami siedzą trzy dziewczyny. Nie wiedząc, że weszłam, nawet nie przerywają swojej rozmowy.
-Taa - mówi jedna z nich - Podobno jest bardzo źle.
-Sądzisz, że będzie trzeba ją mieć na oku? - pyta inna - w końcu podejrzewacie, że nie jest normalna.
-Nie podejrzewamy. Jesteśmy tego prawie pewni, Lydia. Scott przyglądał się jej oczami - wyjaśniła trzecia - wokół niej było coś...innego i o wiele silniejszego od nas wszystkich. Może być niebezpieczna. Przygryzam wargę i w końcu postanawiam się ujawnić.
Wychodzę zza rogu udając, że dopiero co przekroczyłam próg łazienki.
-Cześć - uśmiecham się miło, a rozmowy momentalnie ucichają.
-O, Carmen - mówi śliczna Azjatka. Kira - Cześć!
Dziewczyna wstaje i podchodzi do mnie, a następnie bez ostrzeżenia obejmuje mnie mocno.
-Nie zdążyłam cię wcześniej przedstawić - szczerzy się - ta ruda - wskazuje na jedną z dziewczyn - to Lydia.
-A ta wysoka, to Malia - tłumaczy.
Uśmiecham się najepiej jak potrafię.
-Mówcie mi Carmen.

Universe | Teen WolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz