28. To, co nas łączy, jest wyjątkowe.

Start from the beginning
                                    

Dzięki. Tylko tyle, ni mniej, ni więcej, zanim wepchnął jej łapy pod spódniczkę.

Będąc świadkiem wyznania, o którym sama potajemnie marzyła, dusząc w sobie tego typu pragnienia, poczuła się po prostu... wymięta i podeptana. I co najgorsze, okropnie zazdrościła Liamowi, choć przecież nie powinna.

*

- Dobra, najważniejsze jest, by trzymać się planu - powtórzył po raz tysięczny Louis, przepychając się pomiędzy zapoconymi ludźmi w klubie, z palcami oplecionymi wokół nadgarstka Ivy. Krzywiąc się i marszcząc nos, podążała za nim, wypatrując w tłumie powodu, dla którego się tutaj znaleźli. Już od dłuższego czasu knuli, przygotowywali intrygę i zapoznawali się z planem Gen. Oczywistym było, że zdradzała Liama, ale ciężko było czegokolwiek się dowiedzieć. Dopiero szczęśliwy traf pozwolił im wpaść na trop i wkrótce wiedzieli już, kiedy miała spotkać się ze swoim lowelasem. Z aparatem pod ręką, starali się nie rzucać przesadnie w oczy i jednocześnie przeczesywali wzrokiem tłum ludzi.

- Możesz mnie już puścić? - spytała Ivy i nawet najgłośniejsza muzyka nie była w stanie ukryć cienia urazy w jej głosie. Lou zerknął przez ramię, ogniskując wzrok na jej twarzy i marszcząc brwi. Wymieniali się fochem jak prostytutki wenerykami. Jak dzieciaki tazosami. Kiedy jemu udało się jakoś przełknąć gorycz, po tym jak wyżył się już słownie na tym małym popiździelcu Harrym, postanowił skupić się na rozwiązywaniu problemów najlepszego przyjaciela. Naiwnie wierzył, że Ivy zrozumie, jakie to było dla niego istotne, ale od paru dni to ona tylko kręciła nosem i odmawiała mu seksu, zmuszając go do jakiegoś dziwnego celibatu, do którego nie był zupełnie przecież przyzwyczajony.

- O co ci chodzi? - przekrzyczał DJ'a, nachylając się do jej ucha. Naprawdę nie miał do tego głowy. Z dnia na dzień obślizgłe macki Gienki coraz mocniej owijały się wokół Payne i Lou martwił się, że w końcu ta lambardziara wyciśnie z niego całą energię życiową - jak przystało zresztą na emocjonalnego wampa, którym chyba była. Ivy poruszyła ustami, najwyraźniej zamierzając tylko cicho mruknąć coś pod nosem. Zdenerwowany ściągnął brwi i wbił w nią wyczekujące spojrzenie, aż zacisnęła dłonie i odwzajemniła ten wzrok. Odzywając się, nie podejrzewała, że piosenki akurat się przełączą, wobec czego Lou doskonale usłyszy to, co chciała po prostu z siebie wyrzucić w próżnię.

- Czemu to Liamowi mówisz, że go kochasz?

Zdębiał.

Spodziewał się, że ją tym zrani, skrzywdzi, zdenerwuje. W zasadzie to był jedyny cel jego ówczesnej wypowiedzi, specjalnie ułożył zdania w taki sposób. Mścił się, po dziecięcemu próbował postawić ją w swoich butach, by zrozumiała jak sam się czuł, gdy tak wrzeszczała zza ściany imię Harrego, pozwalając wszystkim naprawdę uwierzyć, że się z tym okularnikiem pieprzy. Nawet z nim nie jęczała tak głośno i duma Tommo po prostu na tym cierpiała. Więc wykorzystał sytuację, by dać jej mentalnego pstryczka w nos.

Choć po prawdzie Liam był jedyną osobą w życiu Lou, której wyznawał głośno miłość. Nikomu z rodziny nigdy nie powiedział słowa na K - stop, wróć, wyjątkiem był dziadek Greg, który wcisnął wnuczkowi tekst o raku, byleby wydusić z niego jakieś szczere wyznanie.

Tomlinson bał się takich wielkich słów. Bał się zobowiązań i przyrzeczeń, a "kocham Cię" zawierało w sobie wszystkie obietnice świata. Mówiło o wspólnych porankach, zimnych nocach, szybkich prysznicach i odgrzewanych obiadach. O dobrym i złym bagażu doświadczeń - ale wspólnym, dzielonym na dwa, roznoszonym po równo na barki obu osób.

- Czemu to z Harrym krzyczysz najgłośniej? - odparował, widząc jak zszokowana rozszerza oczy. Nim zdołała coś powiedzieć, dostrzegł w tłumie znajomą twarz i, niewiele myśląc, pociągnął tam Ivy, nie bacząc na jej liche protesty w związku z trzymaniem się za dłonie. Ale nie puścił nawet na moment, póki nie zatrzymali się w dobrym miejscu i nie zrobili tych parunastu zdjęć, by przedrzeć się jeszcze bliżej.

- Gienka! - zawołał radośnie Louis, obdarzając zdezorientowaną, przerażoną dziewczynę promiennym uśmiechem. Ivy również uniosła kąciki ust, na moment skupiając tylko na tym roznegliżowanym lachonie. - Niesamowite spotkanie, nie uważasz? Co tam u Liama? - ciągnął dalej, zerkając z ukosa na chłopaka, którego dłonie wciąż zaciskały się na tyłku Weasley. - Umyłaś zęby po zrobieniu mu laski, że już całujesz następnych? Bo głupio, jakby koledze potem w ślinie plemniki znaleźli, trochę pedalsko, nie?

- Louis - warknęła, na moment zwracając się do swojego partnera, który z wyrazem najwyższego obrzydzenia po prostu oderwał od niej ręce i odszedł, by zapewne bajerować kogoś innego. - No, brawo, wow, macie mnie. Co teraz, zwiążecie mnie i zadzwonicie po Liama? Czy już gdzieś tu jest? - spytała wyraźnie spięta, rozglądając się dookoła. Ivy pokręciła przecząco głową, skupiając na sobie uwagę Gen.

- Zrobiliśmy już zdjęcia - oświadczyła, a Gennifer zbladła, kręcąc z niedowierzaniem głową. W końcu uśmiechnęła się cierpko, przesuwając językiem po ustach.

- Upajacie się zwycięstwem? Już pewnie ma te zdjęcia, co? Macie pojęcie, że ja...

- Nie daliśmy mu ich - wtrącił się Lou, a gdy uniosła brwi, zdziwiona, wzruszył ramionami. - Słuchaj, sprawa jest prosta. Ja wcale nie chcę uświadamiać go, jak łatwo rozkładają ci się kolana po alkoholu. Nie chcę, żeby myślał o tym, z iloma facetami współdzielił twoją waginę, nie chcę, żeby stracił cały szacunek do kobiet, bo jedna głupia szmata wymieniła godność na rozepchaną cipę. Masz po prostu zniknąć.

- Co?

- Widzę, że przerasta cię głębia tej wiadomość. Masz odejść, Gen. Wynieść się z naszego życia i nigdy nie pokazywać Liamowi na oczy, bo wtedy po prostu zaprezentuje mu te wszystkie zdjęcia. Ucieknij sobie z jakimś instruktorem fitnessu, czy kogo tam akurat bajerujesz, ale odwal się od Liama, bo zrobię ci z życia piekło, czaisz lala? Czas, żeby znalazł sobie prawdziwą miłość - mruknął spokojnie, wciskając ręce w kieszenie i uśmiechając się triumfalnie. Gen nie mogła znieść tej porażki. Trzęsąc się ze złości na myśl o tym, że przegrała z takimi robakami, zwróciła twarz ku Ivy, posyłając jej krzywy uśmiech. I znów zerknęła na Lou.

- Miłość? Louis Tomlinson mówiący o miłości, litości! Przykro mi to mówić, ale nie będzie mnie pouczał ktoś taki jak ty. Jest tylko pieprzenie na tym świecie przecież, sam o tym mówiłeś te miliardy razy. Jak możesz mnie oceniać, kiedy jestem twoją damską wersją? - syczała, uśmiechając się lekko, kiedy Ivy skuliła się ciut bardziej w sobie.

- Przykro mi cię uświadamiać, Gen, bo nie jestem twoim rodzicem, ale do miłości trzeba dojrzeć - odparł nagle Tommo, poważniejąc. - Bo dopiero kiedy sama czyjaś obecność obok sprawia, że płuca aż bolą cię od wstrzymywanego oddechu, gdy głowa eksploduje każdego dnia od natłoku myśli o tej osobie, a ciebie boli i drażni nawet głupi udawany seks, w którym ona bierze udział, to wiesz, że kochasz jak szaleniec - kontynuował, chwytając za dłoń Ivy. - Ale może zrozumiesz to, gdy dorośniesz. I uświadomisz sobie, że twoja pochwa nie jest bankiem spermy. Szczerzę życzę ci, żebyś znalazła swoją Ivy, a teraz serio zejdź mi z oczu.

Więc odeszła.

_____

Od autorki: Misia jest dzisiaj szczęśliwym, głoszącym miłość człowiekiem! Misia stara się nie myśleć o tym, że NASA robi ją w bambuko ze znakami zodiaków, a Niall chyba przefarbował się na brąz i złamał jej serce. Misia dzisiaj chce dalej promieniować radością!

Piszę o sobie w trzeciej osobie, tak.

Miłego czytania, tygryski!

Misia.




Przez Twe oczy zielone || l.t. || ✓Where stories live. Discover now